Scena wenecka. Jacek Żakowski: konstytucja została zawieszona, czyli dokonał się zamach stanu
Jeśli PiS się nie cofnie, wbrew zaleceniu Komisji Weneckiej nie opublikuje wyroku Trybunału, nie zaprzysięgnie sędziów i nie przywróci w Polsce zdrowych mechanizmów państwa prawa, nasze członkostwo we wspólnocie zachodniej i jej instytucjach zostanie stopniowo zawieszone. Ściemnianie, ani gra na czas raczej w grę nie wchodzą. Sytuacja Zachodu jest teraz zbyt trudna, by poważne państwa chciały się z PiS bawić w kotka i myszkę - pisze Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski.
Akt II, scena pierwsza, Wenecja
To się stało, co się stać miało. PiS sparaliżował Trybunał Konstytucyjny i państwo prawa zastąpił państwem władzy. Opozycja i społeczeństwo są na razie wobec PiS-owskich uzurpacji bezsilne. Odrzucenie przez rząd środowego wyroku Trybunału Konstytucyjnego zakończyło pierwszy akt dramatu polskiej demokracji. Konstytucja została faktycznie zawieszona, czyli dokonał się zamach stanu. Konflikt wewnętrzny został chwilowo rozstrzygnięty.
Wydanie opinii przez Komisję Wenecką rozpoczyna akt drugi. Konflikt międzynarodowy. Po decyzji Komisji Weneckiej i zlekceważeniu jej przez polskie władze, do gry poważniej wkroczy wspólnota międzynarodowa. Nie dlatego, że dybie na naszą suwerenność, chce mieć z Polaków niewolników, musi Polskę doić, żeby się naszym kosztem bogacić. Chodzi o bezpieczeństwo.
W kraju PiS-owi poszło gładko. Państwo jest z natury bezradne wobec spisku osób, które sprawują najwyższe urzędy i gotowe są łamać prawo. Nie raz idąc tą drogą, władza demokratycznie wybrana stawała się dyktaturą. Nie jedno społeczeństwo dostało się tym sposobem w szpony opresyjnego reżimu. To jednak mało kogo na świecie obchodzi. Do tego, w jaki sposób społeczeństwa się w swoich państwach rządzą, we wszystkich językach świata odnosi się powiedzenie: "jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz". Ogólnie inni zwykle są zadowoleni, gdy ktoś źle rządzi, bo to pomaga im w konkurencji międzynarodowej.
Ale rządzenie się to jedno, a mechanizmy rządzenia to całkiem co innego. Degeneracja tych mechanizmów w pierwszej połowie XX w. miała fatalne skutki nie tylko dla państw, w których się dokonała, ale też dla ich sąsiadów, a nawet dla całego świata. Każdy, kto poważnie zajmuje się polityką, dobrze to wie i pamięta.
Po II wojnie światowej pomna tych doświadczeń wspólnota zachodnia zbudowała pod amerykańskim przywództwem system powiązań, który ma między innymi na celu spętanie demokratycznie wybranej, lecz zbyt ambitnej władzy w państwach narodowych, gorsetem międzynarodowych zobowiązań do przestrzegania demokratycznych standardów. Jednym z takich gorsetów jest Unia Europejska. Kiedy powstawała, jako Wspólnota Węgla i Stali, nie chodziło przecież o to, by sprawnie handlować. Węgiel i stal były tylko pretekstem. Chodziło o pokój.
Potwierdzona później badaniami Samuela Huntingtona intuicja „ojców założycieli” podpowiadała, że demokratyczne państwo prawa to najlepsza szczepionka przeciw awanturniczym, wojennym zapędom. Mechanizmy, które to objaśniają, są dosyć złożone. Ale jest niepodważalnym, historycznym faktem, który empirycznie wykazał Huntington i który powszechnie uznano w naukach o polityce, że nigdy dwa demokratyczne państwa prawa nie prowadziły między sobą wojny. Różnym systemom parademokratycznym to się w przeszłości zdarzało. Wojownicze były "demokracje ludowe", "demokracje narodowe" itp. Demokratyczne państwa prawa - nie.
To nie fanaberie, poprawność, ideologia ani nic takiego sprawiły, że za warunek przynależności do wspólnoty zachodniej, w tym Unii Europejskiej, uznano praktykowanie reguł demokratycznego państwa prawa. Gdybyśmy ich nie wpisali do naszej konstytucji i nie praktykowali, nie bylibyśmy przyjęci nie tylko do Unii, ale też do NATO. Teraz, gdy Komisja Wenecka, która (wbrew opinii rzecznika polskiego rządu) jest w tych sprawach międzynarodową wyrocznią, stwierdziła, że mechanizm demokratycznego państwa prawa został w Polsce faktycznie zlikwidowany, wspólnota zachodnia musi postawić pytanie, czy Polska chce do niej należeć.
Nikt nie będzie Polski zmuszał, by należała do zachodniej wspólnoty
Wbrew obawom polityków PiS, nikt nie będzie naruszał naszej suwerenności. Nikt nie będzie niepodległej Polsce narzucał systemu politycznego. Wybór należy do prezydenta, rządu i sejmowej większości, a faktycznie do prezesa Kaczyńskiego. Nikt nie będzie Polski zmuszał, by należała do zachodniej wspólnoty politycznej, ekonomicznej i obronnej. Unia i NATO to nie jest RWPG i Układ Warszawski. Nie będziemy w nich trzymani przemocą. Nikt tam nikogo na siłę nie ciągnie ani siłą nie trzyma. W tym sensie nasza suwerenność nie jest zagrożona. Ale żeby do tej wspólnoty należeć trzeba spełniać określone warunki. Kto ich nie spełnia ten nie jest do niej przyjmowany. Kto od nich odchodzi, ten ryzykuje, że straci w niej miejsce.
Drugi, międzynarodowy, akt dramatu polskiej demokracji będzie polegał na uświadamianiu tego polskim władzom przez zachodnich partnerów. Po scenie weneckiej w tym akcie będą jeszcze przynajmniej dwie sceny: brukselska i waszyngtońska.
Przez najbliższe miesiące, odwołując się do opinii Komisji Weneckiej, Bruksela i Waszyngton będą wdrażały kroki prowadzące stopniowo do wyłączania Polski z zachodniej wspólnoty. Nie będą to jednak bardzo liczne miesiące. Kluczowe decyzje zapadną prawdopodobnie jeszcze przed lipcowym szczytem NATO w Warszawie, jeśli do niego dojdzie.
Jeśli PiS się nie cofnie, wbrew zaleceniu Komisji Weneckiej nie opublikuje wyroku Trybunału, nie zaprzysięgnie sędziów i nie przywróci w Polsce zdrowych mechanizmów państwa prawa, nasze członkostwo we wspólnocie zachodniej i jej instytucjach zostanie stopniowo zawieszone. Częściowo będzie to miało charakter formalny (pozbawienie prawa głosu, wstrzymanie transferów finansowych w Unii, zawieszenie projektów NATO-wskich), a częściowo także nieformalny (ograniczenie konsultacji międzyrządowych i współpracy w ramach NATO). Ściemnianie, ani gra na czas raczej w grę nie wchodzą. Sytuacja Zachodu jest teraz zbyt trudna, by poważne państwa chciały się z PiS bawić w kotka i myszkę.
Nie zdarzyło się jeszcze, by ktoś został z zachodniej wspólnoty usunięty. Turcja, jedyny kraj, któremu by to groziło ze względu na jej nieustanne systemowe problemy, tylko jedną nogą należy do tej wspólnoty. Została przyjęta do NATO, ale nie została przyjęta do Unii. Gdyby jednak nie miała tak potężnej armii i nie była tak kluczową częścią "południowej flanki", także w NATO by się nie utrzymała. Podobne problemy mają teraz inne kraje - zwłaszcza Węgry i ostatnio Słowacja. Wbrew rachubom PiS, utrudnia to naszą sytuację. Bo definiując postawę wobec Polski, Zachód będzie chciał dać wszystkim innym sygnał, że standardy demokratycznego państwa prawa traktuje poważnie i że nie mogą być one przedmiotem kompromisu. Gdyby bowiem polska autorytarna zaraza się po Europie rozniosła, pokój - zgodnie ze starymi tezami Huntingtona - znów zostałby zagrożony. A tego wszyscy boją się najbardziej.
W trzecim akcie dramatu polskiej demokracji akcja znów przeniesie się do Warszawy. Można ją już dziś w kilku wariantach rozpisać. Polityczni stratedzy zapewne to robią. Ale chyba nie warto. Bo może starczy rozpocząć akt drugi, by problem się jednak rozwiązał.
Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski