Roman Giertych: list do Prokuratora Krajowego B. Święczkowskiego
Wielce Czcigodny Panie Prokuratorze! Ze zgrozą dowiedziałem się, że Sąd Dyscyplinarny Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie już ostatecznie oddalił pana i pana ministra Warchoła skargi na skandaliczne umorzenie mojej sprawy o wykrzykiwanie: "Precz z Kaczorem dyktatorem".
Zrobił to pomimo lawiny argumentów ze strony zespołu prawników Ministerstwa Sprawiedliwości, którzy połączyli swe siły, tworząc "Zespół ds. słowozbrodni Giertycha". Ich argumentacja wygłaszana na posiedzeniu sądu, ich sążniste odwołania, apele, a przede wszystkim ich wyrażana w każdym słowie miłość do naruszonej czci Naszego Umiłowanego Przywódcy na nic się zdały. Sąd zmamiony zapewne cudzoziemskimi, przejściowymi modami w rodzaju tzw. "wolności wypowiedzi", "prawa do krytyki" etc. zupełnie pominął obowiązek strzeżenia godności Najdostojniejszego (może czasem przez szacunek nazwisko pominiemy, nie godzi się je wymieniać w tak błahym kontekście).
Więcej: sąd nie poddany jeszcze błogosławieństwom dobrozmianowania podzielił zdanie Rzecznika Dyscyplinarnego, że słowo "dyktator" odpowiada politologicznej rzeczywistości naszej Umiłowanej Ojczyzny, a użycie tego sformułowania wobec Niewymienialnego uznał za dopuszczalną opinię. Sam się zawstydziłem, gdy to przeczytałem. To Pan odrywa najlepszych pracowników Prokuratury Krajowej od ciężkiej pracy szukania przestępstw wśród działaczy opozycji i kieruje ich chwilo na odcinek adwokacki, a Sąd Dyscyplinarny szyderczo skargę oddala? Czyż Prokuratura Krajowa zajęta umorzeniami niewinnie oskarżanych młodzieńców z ONR ma czas, aby przegrywać jakieś sprawy?
Swoją drogą panie Prokuratorze, czas zająć się Superwizjerem. Ta bezczelna, antypolska prowokacja, w której nielegalnie podglądano niewinną zabawę grupy patriotów, musi się spotkać z surową reakcją. Prawo do prywatności jest świętym prawem obywatelskim, a mężowie stanu jak pan Rybak, Międlar, Winnicki oraz ich przyjaciele mają prawo do spokojnej zabawy czczącej urodziny byłego kanclerza Niemiec. Zresztą, jeśli oskarżanie opozycji w czasach PRL, przynależność do PZPR i inne świństwa można odkupić obecnością w PiS, to dlaczego te drobne, młodzieńcze figle, jak spalenie kukły Żyda, nie mogą być całkowicie zmazane uświetnianiem swą obecnością konwencji naszej umiłowanej partii? Toż obecność w PiS zmywa wszystkie grzechy.