Roman Giertych. List do Macierewicza
Szanowny panie Ministrze! Już obiecywałem, że nie będę pisał (ale któż wierzy, nawet b. politykowi?!). Jednak historia, że samolot, którym MON woził Prezydenta RP, miał dwa dni wcześniej wiązane sznurkiem drzwi z powodu rozszczelnienia, spowodowała, że nie mogę Pana zostawić samego.
Wszyscy się teraz rzucą na Pana, że naraził Pan Prezydenta na kolejną katastrofę, tylko ja stanę przy Panu. Pozornie historia jest niewytłumaczalna i nie ukrywajmy trudna do obrony (ach, gdzie te czasy, w których Pana zmartwieniem byli młodzi chłopcy, którzy z miłości do Ojczyzny oddawali się służbie publicznej u Pana boku!).
Dzisiaj drogi panie Ministrze sprawa jest poważniejsza, bo nawet moja czteroletnia córka wołająca do przelatujących samolotów: "Panie pilocie, dziura w samolocie!" wie, że raczej dziurawymi nie powinno się latać. I trudno też będzie za taką dziurę obwiniać trotyl, bombę termobaryczną etc., gdyż raczej sznurek wybuchu nie wytrzymałby (co innego uszczelki w oknach Tu-154!).
Mimo, że sytuacja trudna, jest jedno rozwiązanie. A gdyby powiedzieć, że to eksperyment Podkomisji, która weryfikując wszystkie wersje katastrofy, postanowiła na żywo się przekonać, czy poziom debilizmu wśród decydentów umożliwia największe głupoty przy lataniu z VIP? Bo to rzeczywiście wyjaśniłoby Smoleńsk.
A Pan wystąpiłby wówczas jako bohater odkrywający prawdę, której nikt nie zaprzeczy: że lekceważenie zasad bezpieczeństwa było przyczyną śmierci Prezydenta RP i kilkudziesięciu porządnych ludzi.
Roman Giertych
PS Zapyta Pan co zrobić z: sztuczną mgłą, helem, trotylem, bombą, nagranym momentem wybuchu, dobijanymi rannymi etc. Nic. Powie Pan, że Pan żartował. I tak nikt Pana (poza mną) nie traktuje poważnie.