Roman Giertych: Lamentacja o Antonim
Nie od dziś wiadomo, że literatura lamentacyjna ma długą historię. I ja dziś którym w wielu listach wspierał i wysławiał byłego już ministra obrony narodowej muszę razem z kolegami i koleżankami z prawicowych mediów podnieść lament.
W pierwszej kolejności przychodzi mi podnieść lament nad prawdą o Smoleńsku, której autorem był nieugięcie wódz wojska i armii naszej. Gdzie usłyszymy słowa o mgle, trotylu, wybuchach i bombach termobarycznych? Kto będzie opłacał przesławne eksperymenty Podkomisji smoleńskiej, gdzie pilot-kamikadze miał udowodnić skuteczność wycinki drzew za pomocą skrzydeł samolotów (Z niecierpliwością na wyniki te czekały nie tylko miliony Polaków, ale również drugi wielki nieobecny - min. Szyszko, który już marzył o dywizjonie samolotów ścinających puszczę z prędkością 1 macha.) Kto wreszcie udowodni zamach Tuska i Sikorskiego, którzy wspólnie z Unią Europejską podrzucili trotyl? (Sam panie Antoni pan rozumie, że muszę teraz Putina zamienić na UE na wypadek, gdyby musiał Pan swoje cenne życie ratować udając się pod opiekę pańskiego wielkiego rosyjskiego znajomego).
W drugiej kolejności lamentem mym ogarniam ofiary broni elektromagnetycznej, które cierpią w milczeniu od lat w wyniku amerykańskich, niemieckich, czy innych wrażych i cudzoziemskich eksperymentów na najzdrowszej tkance narodowej. Ileż to ludzi boli głowa w wyniku tej broni ??? Szczególnie, że alkohol ponoć wzmaga jej niebezpieczne oddziaływanie, a ofiara nieświadoma tej współzależności pije sobie nie wiedząc, że bronią tą ukryty wróg wywołuje ból głowy, światłowstręt i zaburza sprawność mowy. Już nikt nie wyjaśni przyczyny zjawiska i nie ukarze winnych tej zbrodni.
W trzeciej kolejności płaczę nad wojskiem, które Ojca dzisiaj straciło, który przez ponad dwa lata do serca przytulał młodych żołnierzy i wlewał nadzieję w upadające serca. Gdzie helikoptery, które miały przylecieć, a nie przylecą? Gdzie łodzie podwodne, rakiety i drony, które już prawie były kupione? No i gdzie swoje miejsce znajdzie zdolna wojskowa młodzież jak Bartek i Edmund, którzy pozostali wierni do końca.
I wreszcie Panie były już niestety Ministrze płaczę i lamentuję nad sobą. Poprzez łzy, ale jednak rozjaśniał Pan nam ponurą rzeczywistość swoim słowem. Nawet w ciężkich opałach, gdy zbrodniczy tłum zablokował Pana kierowcy przejazd od Najprzewielebniejszego do Najdostojniejszego Pan potrafił z uśmiechem pognać dalej, wiedząc że "czas jest krótki", a każda Pana sekunda na wagę złota. I o kim ja będę teraz pisał???? Kogo będę wspierał? Tego nudnego Błaszczaka który nawet stanowiska dla zwykłej córki leśniczego boi się załatwić? Panie były Ministrze kochany (a jednak to słowo "były" sprawia mi jakąś niezrozumiałą, sadystyczną satysfakcję). Brak pana postaci w polityce polskiej (no może jeszcze raz, czy dwa zobaczymy jak Pan skacze w Sejmie) to najokrutniejszy cios. Cztery listy do Pana znajdują się w "Kronice Dobrej Zmiany" i były one prawdziwymi perełkami literatury "dobrozmianowej". (A propos "Kronika" została dodrukowana i znowu jest w księgarniach). Zresztą razem z Panem odeszli inni adresaci moich listów: Radziwiłł, Waszczykowski, Szydło, Szyszko. Do kogo będę pisał? Do Emilewicz, którą kojarzy połowa procenta wyborców? Dramat i lament. Tylko to pozostało.