Prezydent z telewizora. Hołownia może być drugim Zełenskim
Znany z telewizji celebryta z prezydenckimi ambicjami, mglistym programem i plotki o stojących za nim bogaczami i wpływową telewizją. Ten scenariusz zadziałał na Ukrainie. W Polsce będzie trudniej, ale Szymon Hołownia nie jest bez szans.
Jeszcze rok temu całe polityczne doświadczenie Wołodymyra Zełenskiego zawierało się w graniu roli prezydenta w telewizyjnym serialu. Choć o jego starcie w wyborach prezydenckich mówiło się od miesięcy, niewielu traktowało go jako poważnego kandydata, zdolnego do pokonania całego ukraińskiego establishmentu.
Niecałe pół roku później, Zełenski zmiażdżył w drugiej turze wyborów ówczesnego prezydenta Poroszenkę, zdobywając niemal 3/4 głosów. A dziś spotyka się w Paryżu z Angelą Merkel, Emmanuelem Macronem i Władimirem Putinem.
Trudno spodziewać się, by Szymon Hołownia aż taki sukces, jak komik z Ukrainy. Ale jest między nimi na tyle dużo podobieństw, by nie skreślać debiutanta już na starcie. Tym bardziej, że ich główne atuty są podobne: sława, pozytywny wizerunek, obycie w świetle kamer i zdolność docierania ze swoim przekazem do milionów ludzi. Mogą przy tym liczyć na pomoc popularnych mediów, którym zawdzięczają swoje dotychczasowe kariery.
Kto za kim stoi
Obu łączą też pogłoski dotyczące potężnych sił, które miałyby za nimi stać. W przypadku Zełenskiego miał to być Ihor Kołomojski, magnat posiadający m.in. imperium medialne z którym współpracował kabareciarz. W kontekście Hołowni spekuluje się głównie o Dominice Kulczyk czy Leszku Czarneckim, choć "Do Rzeczy" pisało też o Grzegorzu Hajdarowiczu (właścicielu "Rzeczpospolitej") oraz telewizji TVN, gdzie przez lata występował publicysta.
- Nie ma Dominiki Kulczyk, Jerzego Staraka, Leszka Czarneckiego. Nie ma jezuitów - mówił w niedzielę Hołownia.
Sama Kulczyk też zaprzeczyła, by wspierała Hołownię. Ale podobne dementi stosowali wielokrotnie i Zełenski i Kołomojski - co wcale nie ucięło spekulacji. Przy czym sytuacja była znacznie trudniejsza dla Zełenskiego, bo Kołomojski, choć przyczynił się w znacznym stopniu do obrony Ukrainy przed rosyjską agresją, jest też oskarżany o kradzież miliardów dolarów klientom własnego banku.
Brak konkretu to plus
Jest też inny punkt wspólny - program, a raczej jego brak. Zełenski, który w telewizji grał prezydenta zmagającego się z oligarchami, miał dość jasne antysystemowe przesłanie. Brakowało w nim jednak konkretów. W niedzielę ze strony Hołowni usłyszeliśmy dość podobne słowa: "Czas na człowieka z dołu, który naprawi to, co zostało zepsute na górze".
Podobnie jak Zełenski, podkreślał swoją bezpartyjność i niezależność. I tak jak tam, nie do końca wiadomo, co mogłoby to oznaczać w praktyce. W przypadku komika z Krzywego Rogu, był to jednak raczej atut, pozwalający wyborcom na projekcję swoich nadziei.
Polska to nie Ukraina
Oczywiście, różnice są olbrzymie. Zełenski wszedł na scenę polityczną w momencie kolejnej fali rozczarowania postrewolucyjną polityką, w niezwykle trudnej sytuacji gospodarczej i w kraju pogrążonym w korupcji. Do pokonania miał też niepopularnego prezydenta i równie znienawidzonych przez wyborców rywali. W Polsce gospodarka jest w dobrym stanie, prezydent jest popularny i może liczyć na żelazny elektorat PiS.
Największą szansą Hołowni jest słabość pozostałych kandydatów. W towarzystwie Magłorzaty Kidawy-Błońskiej, Władysława Kosiniaka-Kamysza i szerzej nieznanej kandydatki Lewicy, wcale nie jest nie do pomyślenia, że to gwiazda TVN zaświeci najjaśniej. A w kraju podzielonym właściwie po równo na dwie połowy, w drugiej turze wyborów szanse będzie miał niemal każdy kandydat opozycji. Zwłaszcza jeśli przeciwko bogobojnemu prezydentowi wystąpi równie religijny, ale bardziej przystępny dla "zwykłych ludzi" kandydat z telewizora.
Przeczytaj również: Schreiber: Szymon Hołownia to kandydat establishmentu
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl