Prawnicy w walce o Sąd Najwyższy chcą stosować metody PiS. To strategia skazana na porażkę
Miesięcznice konstytucyjne i dyscyplinarki dla kandydatów do Sądu Najwyższego - to ostatnie z pomysłów środowiska prawniczego na powstrzymanie przejmowania Sądu Najwyższego przez PiS. Pomysły skopiowane od PiS. I pomysły, które tylko PiS-owi mogły przynieść korzyść.
Prawo i Sprawiedliwość sukcesywnie zwiększa swój wpływ na wymiar sprawiedliwości. Nie pomaga obstrukcja parlamentarna, listy, apele, nie pomagają też protesty. Szczególnie że te są coraz mniej liczne, daleko im do rozmiarów z lipca 2017 roku, gdy rozstrzygała się sprawa weta do pierwszej wersji ustaw o SN. Dlatego zdyscyplinowanemu zapleczu medialnemu PiS łatwo jest ośmieszać i dyskredytować protesty przeciw PiS (choć to próbowano robić też, gdy na ulice Warszawy wychodziło ponad 100 tys. osób).
Nowe miesięcznice
Pomysł na wyjście z tej spirali ma prof. Marcin Matczak ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia". Chce organizować "miesięcznice konstytucyjne". "Protest organizowany jednego dnia miesiąca w całej Polsce byłby nie tylko bardziej efektywny, ale i bardziej efektowny. Można by rzucić nań wszystkie siły, do odśpiewania hymnu zaprosić pod SN kilkudziesięcioosobowy chór, a na scenę zaprosić tłum znanych ludzi, którzy dzięki swojej rozpoznawalności mogą lepiej dotrzeć z przekazem obrony konstytucji do nieprzekonanych" - pisze. "Jeśli dodatkowo oprawa protestu byłaby podobna do protestów z lipca 2017 roku, podniosła, spokojna, z dodatkiem teatrum w postaci świec, jest szansa na piękną i mądrą uroczystość, która przyciągnie więcej osób, w tym więcej osób młodych. To może rozwiązać problem liczebności" - ocenia prof. Matczak.
Prawnik przekonuje, że miesięcznice mają dłuższą tradycję, niż te organizowane przez PiS po katastrofie smoleńskiej. Na dowód podaje jednak mocno niefortunny przykład. "Mówią, że pierwszy naprawdę skutecznie zastosował ten pomysł Chomeini, który po rewolucji irańskiej co 40 dni organizował uroczystości upamiętniające męczenników islamskiego przewrotu. W tym ujęciu miesięcznice smoleńskie były po prostu naśladowaniem tej tradycji cyklicznej, długotrwałej mobilizacji grupy wyznającej podobne wartości" - tłumaczy prof. Matczak. Odwoływanie się do tyrana, pod którego rządami zabijano przeciwników politycznych, nie koresponduje z ideą obrony konstytucji i źle świadczy o wrażliwości społecznej prof. Matczaka.
Przepis na frekwencyjną klapę
Z kolei sam pomysł organizowania miesięcznic konstytucyjnych, a przede wszystkim efekty, jakich prof. Matczak oczekuje, źle świadczą o jego rozeznaniu politycznym. Bo organizowanie comiesięcznych uroczystości wcale nie jest sposobem na poprawę frekwencji - przez wiele kilka lat miesięcznice smoleńskie gromadziły garstkę najbardziej zagorzałych zwolenników Jarosława Kaczyńskiego. Dopiero gdy partia rozpoczęła marsz ku władzy, frekwencja zaczęła wzrastać, by osiągnąć maksimum po rozpoczęciu kontrmanifestacji. Ale i tak było to maksymalnie kilka tysięcy osób.
Zastanawiające jest, że prof. Matczak postuluje, by każde comiesięczne zgromadzenie było "kończone publicznie odczytanym aktem oskarżenia przeciwko politykom łamiącym Konstytucję". Od tego już tylko krok do nowej wersji znanych dobrze z namiotu Solidarnych2010 banerów "Tusk, Sikorski, Komorowski przed sąd".
Pod sąd
Zresztą koncept wyciągania konsekwencji, na razie dyscyplinarnych, już się pojawił. Warszawski adwokat Marcin Smoczyński zawiadomił rzecznika dyscyplinarnego Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie o "naruszeniu godności zawodu adwokata" przez tych przedstawicieli zawodu, którzy kandydują do Sądu Najwyższego. "Składając ślubowanie, przyrzekał Pan ze wszystkich sił przyczyniać się do umacniania porządku prawnego RP. Przyrzeczenie to obecnie Pan złamał" - napisał w liście do nich.
Mecenas Krzysztof Stępiński, który miałby ukarać adwokatów wybierających się do SN, zapewnia, że tego nie zrobi. Krytykuje też kolegę po fachu za zbyt duży radykalizm. - Nie widzę tutaj żadnego naruszenia zasad etyki. A jeśli ktoś jest innego zdania, niech weźmie zimny prysznic - powiedział "Gazecie Wyborczej".
I dobrze, bo radykalizm i rak akceptacji dla odmiennych postaw sprawdzał się w wykonaniu PiS, ale raczej nie sprawdziłby się w wykonaniu przeciwników. Generalnie powtarzanie 1 do 1 strategii i sposobu działania partii Jarosława Kaczyńskiego może być dla opozycji mocno ryzykowne. Bo jednak PiS trafia do specyficznego elektoratu, w dodatku przez wiele lat kształtowanego przez związane z partią media. W dodatku pamiętać trzeba, że większość ostatniego ćwierćwiecza Jarosław Kaczyński spędził w opozycji.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl