Porozumienie w obozie władzy, wybory prezydenckie latem. Kulisy kompromisu w Zjednoczonej Prawicy
Napięcia, spory, polityczne szantaże i groźby formułowane w mediach. Wreszcie widmo rozpadu obozu władzy. Jarosław Kaczyński i Jarosław Gowin długo nie potrafili dogadać się ws. wyborów prezydenckich. W końcu liderzy PiS i Porozumienia doszli do kompromisu. Wybory prezydenckie w maju się nie odbędą. Prezes PiS nie osiągnął swojego celu, a państwo z tej rozgrywki wychodzi poobijane.
Takiego zwrotu akcji polska polityka nie widziała od lat. Po wielu tygodniach zakulisowej i medialnej wojny oraz klinczu w Zjednoczonej Prawicy ws. wyborów prezydenckich, liderzy rządzącej koalicji przełamali polityczne lody.
W środę późnym wieczorem – tuż po pierwszej w tej kampanii debacie kandydatów na prezydenta – ogłoszono kompromis zawarty między Jarosławem Kaczyńskim a Jarosławem Gowinem. Świadkami tej ugody – jak słyszymy – byli premier Mateusz Morawiecki, wiceminister Marcin Ociepa z Porozumienia, który odegrał dużą rolę w negocjacjach, i wicepremier Jadwiga Emilewicz. Andrzej Duda w tym czasie debatował na Woronicza z kontrkandydatami w wyścigu prezydenckim.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Wybory prezydenckie w lipcu, wraca Państwowa Komisja Wyborcza
Najważniejsze ustalenia – w skrócie – wyglądają tak: większość sejmowa – z poparciem Porozumienia – w czwartek przegłosuje ustawę o wyborach korespondencyjnych; termin wyborów 10 maja jest zachowany, ale wybory w praktyce się nie odbywają; ich nieważność ma stwierdzić wkrótce Sąd Najwyższy, a Sejm uchwalić nowe prawo ws. wyborów; te zostaną rozpisane ponownie i odbędą się w wakacje – pod koniec czerwca, w lipcu lub na początku sierpnia.
– Sąd Najwyższy unieważni głosowanie 10 maja i marszałek Sejmu Elżbieta Witek rozpisze na nowo wybory prezydenckie. Gra zaczyna się od nowa, od nowa zgłaszani są kandydaci – informuje dziennikarzy sam Jarosław Gowin, od początku pandemii przeciwny wyborom w maju.
Sąd Najwyższy ma unieważnić głosowanie 10 maja w ciągu 30 dni. Kiedy SN ogłosi swoją decyzję, nową datę wyborów – na podstawie Konstytucji – natychmiast ogłosi marszałek Sejmu Elżbieta Witek.
Jak słyszymy, obozowi władzy bardzo zależy na czasie. Dlatego już wkrótce PiS przygotuje nowelizację Kodeksu wyborczego, która określi zasady organizacji "nowych" wyborów prezydenckich.
Jak pisała jako pierwsza 300Polityka, w nowelizacji prawa wyborczego ma zostać przyjęta zasada kontynuacji – tzw. praw nabytych – polegająca na tym, że ci kandydaci na prezydenta, którzy już byli zarejestrowani i zebrali wymagane 100 tys. podpisów, nie będą musieli zbierać ich od nowa.
Co ciekawe, formalnie prawdopodobnie będzie możliwe zgłoszenie nowych kandydatów i zebranie przez nich podpisów, bo otworzy się nowy kalendarz wyborczy. Ale w praktyce – jak zauważa "Rzeczpospolita" – będzie to bardzo trudne, ze względu na krótkie terminy.
Skąd takie założenie? A no stąd, że – jak słyszymy – partia rządząca, a wraz z nią sztab Andrzeja Dudy, chce utrudnić Platformie Obywatelskiej wymianę kandydata na prezydenta. Małgorzata Kidawa-Błońska to dla urzędującej głowy państwa przeciwnik wygodny. Dziś PO uznaje przesunięcie wyborów za swój sukces. – Presja miała sens, od początku byliśmy konsekwentni – mówi nam polityk z władz PO. Zaznacza, że Grzegorz Schetyna na posiedzeniu klubu PO wzywał do stanięcia do walki w maju, ale nowe kierownictwo partii do końca walczyło o przesunięcie wyborów.
Inne, ważne decyzje ws. prezydenckiej rozgrywki? Wybory w lipcu mają odbyć się w całości korespondencyjnie. Zostaną przywrócone kompetencje Państwowej Komisji Wyborczej (przy jednoczesnym ich zmniejszeniu ministrowi aktywów państwowych Jackowi Sasinowi), a pakiety wyborcze mają być doręczane za potwierdzeniem odbioru (to, jak słyszymy, propozycja Gowina).
Pierwsze szczegóły zapowiadanych zmian mamy poznać w najbliższym czasie. Analizy prawne i polityczne trwać będą co najmniej do przyszłego tygodnia.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Wybory prezydenckie zmienią obóz władzy
Wcześniej czeka nas jednak burzliwe posiedzenie Sejmu. 7 maja posłowie mają zająć się odrzuconą przez Senat ustawą o wyborach korespondencyjnych. Przeciwko niej zagłosować miał pierwotnie – wraz ze swoimi ludźmi – Jarosław Gowin, ale w wyniku kompromisu z Kaczyńskim postanowiono inaczej.
Porozumienie Gowina po negocjacjach lidera tej partii z prezesem PiS zobowiązało się do "poparcia ustawy o szczególnych zasadach przeprowadzania wyborów powszechnych na Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej zarządzonych w 2020 r.". Jednocześnie partia Gowina przedstawi – w uzgodnieniu z PiS – propozycje jej nowelizacji. Kiedy? Jak mówi się nieoficjalnie, poprawki do ustawy o głosowaniu korespondencyjnym poznamy w ciągu 7-10 dni.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Gowin wypracowany kompromis z prącym do wyborów w maju Jarosławem Kaczyńskim może uznać za swój duży polityczny sukces.
Lider Porozumienia osiągnął cel – wybory prezydenckie odbędą się za kilka miesięcy, a polskie państwo będzie miało szansę się do nich przygotować. Wcześniej rząd w tym obszarze po prostu się kompromitował. Łamał wszelkie reguły, pacyfikował państwowe instytucje, odebrał prawa Państwowej Komisji Wyborczej i ignorował konstytucjonalistów, prąc za wszelką cenę do niedemokratycznych wyborów. Opcja z Sądem Najwyższym unieważniającym wybory 10 maja ma pozwolić wszystkim wyjść z tej destrukcyjnej dla państwa sytuacji z twarzą.
Ale nie łudźmy się: mimo kompromisu, Jarosław Kaczyński nigdy nie zapomni Jarosławowi Gowinowi tego, że w kluczowej dla prezesa PiS sprawie – sprawie wyborów – lider Porozumienia mu się przeciwstawił.
Kaczyński po raz pierwszy od 2015 roku stracił pełną kontrolę nad swoim obozem politycznym, który w pewnym momencie znalazł się na granicy rozpadu. Prezes takich sytuacji nienawidzi. I nie zapomina.
Gowin o tym wie. Mimo to swoje miejsce w rządzie (kilka tygodni temu podał się do dymisji z funkcji wicepremiera i ministra nauki) zdecydował się oddać w imię długiej walki o przesunięcie wyborów. Wygrał konsekwencją.
Tyle że lider Porozumienia swoich wpływów w rządzącej koalicji już nigdy nie odzyska. Z tej bitwy wychodzi poobijany, ze skłóconą wewnętrznie partią. Osiągnął swoje, ale stracił zaufanie ogromnej części obozu Zjednoczonej Prawicy. PiS-owi i Pałacowi Prezydenckiemu naprawdę zależało na wyborach w maju. Andrzejowi Dudzie bowiem za kilka miesięcy będzie w nich dużo trudniej. Nie ukrywają tego politycy PiS.
Sytuacja jednak doszła do ściany, a opór materii stał się zbyt duży. Jarosław Kaczyński musiał ustąpić. Kluczowe rozstrzygnięcia w kolejnych dniach.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl