Nie uznawał "mieszczańskiego zakłamania" - miał dwie rodziny
Nieco wcześniej Bierut ściągnął do Moskwy swoją żonę z dziećmi. Ich sytuacja była niełatwa. Córka Krystyna wspominała później: "Ciągle mieszkaliśmy u innych ludzi". Przez pewien czas miał zatem Bierut w Moskwie w zasięgu ręki dwie rodziny, które zresztą spotykały się ze sobą. Henryk Rechowicz ujmował to w dość specyficzny sposób: "Miłość do Małgorzaty Fornalskiej i urodzenie się Oleńki nie zmieniło stosunku Bieruta do starszych dzieci - Krysi i Janka. (...) Nie uznając mieszczańskiego zakłamania, w sposób uczciwy wyjaśnił Bierut sytuację, doprowadzając do wzajemnych przyjacielskich stosunków. Potwierdza to pierwsza żona J(anina) Górzyńska-Bierut oraz córka Krystyna, wspominając swoje kontakty w 1932 r. z Małgorzatą Fornalską, którą bardzo polubiła, oraz pierwsze spotkanie z Oleńką. Jako działacz konspiracyjny nie mógł zalegalizować nowego związku małżeńskiego i formalnie uregulować spraw rodzinnych".
Wydaje się, że w tym wypadku całą tę co najmniej niezręczną sytuację mimo wszystko lepiej opisał Jan Chyliński, chociaż był wtedy przecież zaledwie siedmioletnim chłopcem: "Wiosną 1932 r. spotkałem się z ojcem ponownie - tym razem na dłużej. Razem z matką i siostrą przyjechaliśmy do niego do Moskwy. Podróż odbyliśmy dość skomplikowaną drogą - z Gdańska przez Litwę i Łotwę. Chodziło o ukrycie przed władzami polskimi faktu przebywania tam Bolesława Bieruta. (...) Później dopiero zorientowałem się, w jak kłopotliwej sytuacji znaleźli się moi rodzice. Ojciec był już od pewnego czasu związany z inną kobietą - Małgorzatą Fornalską - którą poznał na studiach. Gdy przyjechaliśmy, była ona w zaawansowanej ciąży. W czasie naszego pobytu urodziła córkę, Oleńkę. Miałem więc drugą siostrę, a ojciec - okropne kłopoty ze znalezieniem dla nas mieszkania. Sam zajmował razem z Małgorzatą maleńki pokoik w hotelu Lux".
W dalszej części wywodu Chyliński zdecydowanie jednak popadł w przesadę. Stwierdził bowiem, że z perspektywy czasu dobrze rozumie swojego ojca. "Moi rodzice żyli właściwie w ciągłym rozłączeniu - zbyt długie rozstania niszczą małżeństwo, a szczególnie wtedy, gdy mężczyzna nie jest skłonny do przelotnych związków (a taki właśnie był mój ojciec). Małgorzata Fornalska - 'Jasia', jak ją nazywali przyjaciele, nie miała w sobie nic z 'wampa'. Posiadała jednak osobisty urok i ciepło, które zyskiwały powszechną do niej sympatię. Moja matka polubiła ją również. Obie kobiety utrzymywały przyjazny kontakt, trwający aż do tragicznej śmierci 'Jasi' na Pawiaku".
Aleksandra, córka Małgorzaty i Bolesława wkrótce po urodzeniu została przez rodziców oddana na wychowanie babci - Marcjannie Fornalskiej. Sami zaś rzucili się w wir "partyjnej roboty" i własne dziecko zobaczyli dopiero w czasie wojny.