"Polacy niczego nie uczą się na własnej historii". Autor "Obłędu '44" ostro o Powstaniu Warszawskim
"Używanie Powstania Warszawskiego do bieżących gierek politycznych wzbudza mój ogromny sprzeciw i jest to wysoce niestosowne, bo nie służy sprawie tylko słupkom poparcia. Po wydaniu książki byłem atakowany przez brązowników historii, zwolenników patriotycznej poprawności, a nie ma żadnego racjonalnego argumentu, który uzasadniałby decyzję o rozpoczęciu powstania w Warszawskiego." Rozmowa z Piotrem Zychowiczem, autorem książki "Obłęd '44" .
Nina Harbuz, Wirtualna Polska: Jest pan Warszawiakiem. Co się mówiło o Powstaniu Warszawskim w pana rodzinnym domu?
Piotr Zychowicz, autor książki "Obłęd '44", redaktor naczelny "Historii Do Rzeczy": W czasie gdy wybuchło powstanie moja rodzina była w Warszawie. Babcia ze strony mamy była w zaawansowanej ciąży. Przez 63 dni walk ukrywała się w piwnicy kamienicy przy Hożej. Pociski waliły w budynek, w zasadzie nie miała jedzenia i wody, było ciemno, panicznie się bała. Przeżyła cudem, udało jej się opuścić miasto, ale była tak wycieńczona, że dziecko, które urodziła, przeżyło tylko 2 dni. Dziadek opróżnił walizkę, którą mieli ze sobą, zapakował niemowlę do środka i w tej walizce pochowano tę małą dziewczynkę. W powstaniu brał udział również mój ojciec, który wtedy był małym chłopcem i był członkiem Szarych Szeregów. Opowiadał mi, że przyszedł z kolegami na zbiórkę i nie dostali broni. Byli wysyłani z gołymi rękami na samobójcze misje, w których wielu kolegów taty poległo. Uważał, że dowództwo AK posłało kwiat polskiej młodzieży na rzeź. Tak więc w domu rodzinnym miałem dwóch bezpośrednich i bardzo krytycznie nastawionych do powstania świadków. I to, miedzy innymi, skłoniło mnie do napisania książki "Obłęd '44". Chciałem odbrązowić ten powstańczy mit, bo Powstanie Warszawskie – moim zdaniem - nie miało sensu i jedyne co spowodowało to cierpienie ludności i zagładę miasta. Zależało mi, żeby oddać głos tym ludziom.
Ale książka "Obłęd '44" to nie jest zbiór relacji świadków.
Jest w niej dużo relacji cywilów, żołnierzy, którzy byli w Warszawie w sierpniu 1944 roku, ale moja książka jest znacznie szersza. To przede wszystkim analiza polityczna tego, dlaczego w ogóle doszło do podjęcia tej katastrofalnej decyzji. To także analiza militarna, w której próbuję przedstawić dysproporcję sił obydwu stron, a przypomnę, że broń palną – i to na ogół kiepską – miało około 3 tys. żołnierzy AK. Byli młodzi, słabo przeszkoleni i w większości nie posiadali doświadczenia bojowego. Niemiecki garnizon w Warszawie liczył tymczasem kilkanaście tysięcy uzbrojonych po zęby żołnierzy i policjantów, w dużej mierze zaprawionych już w bojach. Niemcy mieli wsparcie ciężkiej artylerii, bombowców i czołgów. Zapał do walki i bohaterstwo powstańców nie mogły zrównoważyć tej gigantycznej dysproporcji sił. Pokazuję genezę i przede wszystkim konsekwencje Powstania Warszawskiego.
63 dni Powstania Warszawskiego
Pana ojciec zdążył przeczytać tę książkę?
Niestety zmarł zanim ją napisałem, ale docierały do mnie pochlebne opinie na temat tej książki i to od samych powstańców, którzy również są podzieleni co do zasadności wybuchu Powstania Warszawskiego. Podkreślam, książka "Obłęd '44" oddaje hołd powstańcom, którzy stanęli na wysokości zadania i walczyli z Niemcami jak lwy. Moja krytyka dotyczy tych, którzy podjęli decyzje i wydali rozkazy. Pamiętam jak do redakcji przyszedł do mnie starszy pan, powstaniec i powiedział, że chciałby mi za tę książkę podziękować, bo czekał na nią 70 lat i jest to książka jego życia. Uważał nawet, że zbyt łagodnie oceniłem dowódców powstania. Sam był do nich znacznie bardziej krytycznie nastawiony.
Jaki jest sens ciągłego, przy każdej rocznicy, oceniania zasadności wybuchu Powstania Warszawskiego?
To jest kwestia życia i śmierci. To najważniejsza rzecz jaką musimy robić, bo nasze położenie geopolityczne i prawidła polskiej polityki są niezmienne. Jeśli nie będziemy analizować naszych klęsk i katastrof, potwornych błędów jakie popełniliśmy w przeszłości, a zamiast tego bezprzytomnie i bezkrytycznie je gloryfikować, to będziemy skazani na powtórzenie tych samych błędów. A Polacy są narodem, który niestety, niczego nie uczy się na własnej historii. Nie zapominajmy, że w Powstaniu Warszawskim na rzeź poszło najwspanialsze pokolenie, wychowane w II Rzeczpospolitej, pochodzące z inteligenckich wspaniałych domów. Moim zdaniem dużo lepiej dla Polski byłoby, gdyby ci ludzie żyli, pracowali dla naszego kraju, założyli rodziny i odchowali kolejną generację Polaków. Gdyby żyli, mielibyśmy dziś silniejszą Polskę. Nie wmawiajmy najmłodszemu pokoleniu Polaków, że klęski, w tym klęska Powstania Warszawskiego, wzmacniają naród.
A nie martwi pana, że Powstanie Warszawskie stało się narzędziem w rękach polityków i kolejną sprawą, która nas dzieli?
Zacznijmy od tego, że zawód "polityk" uważam za najbardziej paskudny, jaki można wykonywać, a politycy, którzy zajmują się historią to skrajne nieporozumienie. Zawodowy polityk to zawodowy kłamca, a historia ma być dochodzeniem do prawdy, w związku z czym zestawienie tych dwóch światów, polityki i historii, tworzy sprzeczność, oksymoron. I oczywiście używanie Powstania Warszawskiego do bieżących gierek politycznych wzbudza mój ogromny sprzeciw i jest to wysoce niestosowe, bo nie służy sprawie tylko słupkom poparcia. Po wydaniu książki "Obłęd '44" byłem dziko atakowany przez brązowników historii, zwolenników patriotycznej poprawności. Padały obelgi pod moim adresem, które zastępowały brak własnych argumentów, bo nie ma przecież żadnego racjonalnego argumentu, który uzasadniałby decyzję o rozpoczęciu powstania w Warszawie. Ja z kolei nikogo nigdy nie zaatakowałem za to, że w tej kwestii ma zdanie odmienne od mojego. Dlaczego? Bo jestem pewny swoich racji.
„Patriotyczny” biznes. Tak Polacy zarabiają na symbolach narodowych
Wybiera się pan jutro na jeden z dwóch powstańczych marszy? Jeden to marsz organizowany przez ONR, drugi to Marsz Milczenia, który ma się odbyć w ciszy i skupieniu bez rac i okrzyków typu "śmierć wrogom ojczyzny".
Nie wybieram się, bo mam słabo rozwinięty instynkt stadny i słabo się odnajduję w sytuacjach, kiedy mam wymachiwać flagą i wykrzykiwać hasła inicjowane przez liderów. Jako indywidualista wolę mówić własnym głosem. Nie mam jednak nic przeciwko tym marszom. Każdy może upamiętniać Powstanie Warszawskie jak mu się żywnie podoba. Jeśli ktoś chce odpalać race i skandować hasła proszę bardzo, jeśli ktoś chce iść w milczeniu - też świetnie. Jestem zwolennikiem tolerancji dla odmiennych poglądów i nie interesuje mnie to, w jaki sposób ktoś oddaje hołd. Kluczowe jest to, komu chce go oddać i co wzbudza jego podziw. 1 sierpnia powinniśmy oddawać hołd bohaterskim żołnierzom AK i modlić się za cywilne ofiary powstania. Mój sprzeciw wywołuje natomiast gloryfikowanie samobójczej decyzji Komendy Głównej AK.
Okrzyki "Śmierć wrogom ojczyzny" nie niepokoją pana?
Niespecjalnie, tyle rzeczy na świecie widziałem i o tylu czytałem, że to mnie akurat ani nie niepokoi, ani nawet nie bulwersuje.