PiS z widoczną zadyszką? Jakub Majmurek: wszystkie wojny jesieni
Podziały osłabiają centrową opozycję wobec PiS. Wszystko wskazuje na to, że tej jesieni partia ciągle będzie przed peletonem ścigających ją sił, nikt nie zagrozi jej pozycji lidera. Ale sprawa Misiewiczów, rozpętanie aborcyjnego sporu, wreszcie kolejny akt walki o TK będą pokazywać słabości partii. Choć w 2017 rok - trudny choćby dlatego, że będzie pierwszym, gdy PiS samodzielnie będzie odpowiadać za budżet - partia z Nowogrodzkiej wjedzie jako lider, to wszystko wskazuje na to, że z widoczną zadyszką - pisze Jakub Majmurek dla WP Opinii.
Ledwie skończyły się wakacje i politycy wrócili z urlopów, a na naszej scenie politycznej od razu zaczęło się dziać. W rządzie polała się pierwsza krew - swoją posadę stracił minister skarbu Dawid Jackiewicz. Pielęgniarki, niezdolne uzyskać od rządu wiążących obietnic, barykadują się w ministerstwie zdrowia. Tłumy na ulice znów wyprowadził KOD. W tym samym czasie mniejsze tłumy wyrażały sprzeciw wobec procedowanej w Sejmie ustawy planującej całkowity zakaz przerywania ciąży i faktycznie paraliżującej opiekę zdrowotną dla kobiet w ciąży. Media i działacze opozycji na wyścigi ujawniają kolejne przypadki zawłaszczania spółek skarbu państwa przez PiS, obsadzające lukratywne stanowiska postaciami bliskimi partii, acz dysponującymi dyskusyjnymi kompetencjami. Kuluary huczą od plotek o rekonstrukcji rządu. Wreszcie w Warszawie swoje kolejne kręgi zatacza afera reprywatyzacyjna, osłabiająca politycznie Platformę Obywatelską.
Polityczna jesień zaczyna się wiec intensywnie i nic nie wskazuje na to, by do końca roku polityczne tempo zwolniło. Jakie będą najważniejsze osie politycznego sporu w ostatnim kwartale 2016 roku? Gdzie zyskać będzie mogła strona rządowa, a gdzie opozycja?
Hybrydowa wojna o Trybunał
Inicjatywa należy ciągle raczej do strony rządowej. Dla niej najważniejsze będzie w tym roku jedno: zakończenie sporu o Trybunał Konstytucyjny. Trzy najważniejsze cele strategów z Nowogrodzkiej, to zamiana odchodzącego w grudniu prezesa Andrzeja Rzeplińskiego na kogoś bliskiego obecnej władzy; dopuszczenie do orzekania trzech sędziów wybranych przez zdominowany przez PiS Sejm na miejsce trzech sędziów prawidłowo wybranych w poprzedniej kadencji, jednak niezaprzysiężonych przez prezydenta Dudę; wreszcie skuteczne i ostateczne przyjęcie ustawy o TK, ograniczającej tej instytucji efektywne możliwości konstytucyjnej kontroli przyjmowanego ustawodawstwa.
Wszystko to wywoła potężny opór opozycji i w parlamencie i poza nim. W weekend, podczas wyjazdowej sesji klubu PiS w Jachrance, Jarosław Kaczyński miał przestrzegać przed takim scenariuszem posłów i mobilizować do szczególnego wysiłku pod koniec roku. Ile na tym oporze ugrać może opozycja? Jakie są jej zdolności mobilizacyjne w zakresie obrony Trybunału przed PiS? Sobotni protest KOD-u pokazuje, że mniej więcej takie, jak przed wakacjami. Niebagatelne, ale nie na tyle silne, by powstrzymać większość parlamentarną. Gdy spojrzymy na frekwencję na marszu KOD-u w sobotę (według organizatorów około 40 tysięcy, według policji dwukrotnie mniej), zauważymy, że to liczba podobna do tej sprzed wakacji. O wiele słabsze wyniki niż na ulicy KOD ma w sieci. Według analiz portalu politykawsieci, marsz i podnoszone przez niego tematy nie wygenerowały szczególnie dużego ruchu wśród internautów. Tak, jakby temat sporu o TK zmęczył już opinię publiczną.
Na to zmęczenie gra wyraźnie PiS. W sobotnim wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" prezes Rzepliński nazwał działania rządzącej partii wobec TK "wojną hybrydową". To porównanie nie jest od rzeczy. Kolejne projekty ustaw zgłaszane w Sejmie mają wywołać informacyjny i prawny chaos, w którym nie wiadomo będzie, kto właściwie ma rację, a opinia publiczna dla świętego spokoju będzie skłonna pozwolić rządzącej partii "zrobić z tym wszystkim porządek".
Problem w tym, że nawet wygrywając tę wojnę hybrydową, PiS może się zagrać na śmierć. Polityczne koszty tego zwycięstwa będą niewspółmierne do sukcesów - podporządkowaniu TK dyspozycjom z Nowogrodzkiej. To ostatnie PiS i tak by osiągnął, cierpliwie czekając i mianując na zwalniające się miejsca w Trybunale podzielających poglądy partii sędziów. Gdy w grudniu podporządkuje sobie TK po ciągnącym się ponad rok politycznym sporze, zapłaci za to cenę w postaci trwałej niechęci istotnej części opinii publicznej i potencjalnego prawnego chaosu, wynikającego z niezałatwionej sprawy trzech prawidłowo wybranych, lecz niezaprzysiężonych sędziów. Koszty rząd może ponieść także na arenie międzynarodowej. Odejście prezesa Rzeplińskiego nie zmieni nagle podejścia Komisji Weneckiej i Komisji Europejskiej do sporu o TK w Polsce. I choć nałożenie na Polskę twardych sankcji za to, co dzieje się z TK jest wątpliwe, to polityczne straty wynikające z izolacji Polski i konfliktu z instytucjami unijnymi będą wymierne.
Trzecia siła?
Rząd rozłożył się być może także w sprawie aborcji. Parlamentarna większość odrzuciła w pierwszym czytaniu obywatelski projekt liberalizujący warunki przerywania ciąży, łamiąc tym samym złożoną przed wyborami obietnicę, że wszystkie obywatelskie projekty kierowane będą do komisji. Fakt, że kierownictwo klubu głosowało inaczej, nie zmienia istoty rzeczy - większość posłów PiS wrzuciło projekt podpisany przez ćwierć miliona obywateli do sejmowej niszczarki. Do dalszego procedowania trafił za to absurdalnie restrykcyjny projekt stowarzyszenia Ordo Iuris, nie tylko zmuszający do rodzenia ofiary gwałtu, ale także faktycznie uniemożliwiający efektywną opiekę zdrowotną kobietom w ciąży. Zagrożeni karą więzienia lekarze zmuszani są przekładać ryzyko uszkodzenia płodu nad zdrowie matki.
Odpowiedzią na projekt była akcja zorganizowana przez Partię Razem, "Czarny protest". W internecie - według analiz politykiwsieci - okazał się on prawdziwym fenomenem, zarówno jeśli chodzi o wyszukiwania w google, jak i aktywność w mediach społecznościowych. Zmobilizował także uczestników kilku demonstracji ulicznych - jednej w czwartek pod Sejmem i szeregu dalszych w innych miastach (Wrocław, Katowice, Warszawa, Kraków) w niedzielę.
Demonstracje te pokazują, że rozgrywając sprawę aborcji w ten sposób, PiS uaktywnił trzecią siłę w polskiej polityce, sytuującą się poza sporem rządu z KOD-em. Demonstracje z niedzieli liczyły do kilku tysięcy osób, znacznie mniej niż marsze KOD-u. Ale były znacząco od nich młodsze. Demonstrowali 20- i 30-latkowie. Jak można przypuszczać, często osoby nieangażujące się w politykę. Dając się rozegrać skrajnym środowiskom religijnym w sprawie aborcji, PiS zmobilizował politycznie niekonserwatywną część młodego pokolenia. Do tej pory często bierną, choć liczbowo przewyższającą część konserwatywną.
Wobec zachowawczości PO i kunktatorstwa Nowoczesnej w kwestiach światopoglądowych, grupę tę może zagospodarować lewica, czy to Partia Razem, czy środowiska skupione wokół Barbary Nowackiej. Ta trzecia siła może też nas zaskoczyć swoją aktywnością w trakcie politycznej jesieni. PiS liczył na to, że wrzuci oba projekty do komisji, gdzie będą w nieskończoność procedowane, aż umrą naturalną śmiercią. Stało się inaczej, a samo procedowanie projektu Ordo Iuris wywołuje opór. Po czarnych marszach z niedzieli, organizujące je środowiska zapowiadają na 3 października strajk kobiet. Namawiają, by w proteście wobec zapowiedzi odebrania im podstawnych praw zdrowotnych, jak najwięcej kobiet wzięło w tym dniu urlop na żądanie, wysyłając rządzącym sygnał: zobaczcie co będzie, gdy nas zabraknie.
Kadry decydują o wszystkim
Kolejną szansą dla opozycji będzie sprawa kadr. Być może nic tak nie szkodzi wizerunkowi PiS, niż obsadzanie państwowych stanowisk ludźmi, których symbolem stał się rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz. PiS miał być moralną alternatywą dla rządów PO. Jeśli opinia publiczna uzna, że postępuje dokładnie tak samo, to nie pomoże 500+, a nawet mieszkanie+ i partia będzie miała problem z drugą kadencją. Jej kierownictwo wydaje zdawać sobie z tego sprawę. Na razie z tego powodu posadę stracił minister skarbu Dawid Jakciewicz, ale wątpię, czy to opinii publicznej wystarczy. Jeśli PiS nie wykona bardziej spektakularnego gestu, nie ukarze kogoś publicznie ze swojego środowiska, nie oczyści szeregów i nie powie: "i u nas pojawiły się złe praktyki, ale w przeciwieństwie do konkurentów potrafimy się oczyścić", to nie tylko media i internauci będą mieli używanie, ale i PiS będzie politycznie krwawił przez resztę kadencji.
Jak na razie opinia publiczna nie wie, czy Jackiewicz poleciał, bo został ukarany za nieprawidłowości w podległych mu podmiotach, czy dlatego, że przegrał wewnętrzną grę w partii i rządzie o wpływy z Mateuszem Morawieckim. Spekulacje na temat napięć w rządzie i PiS oraz możliwej rekonstrukcji rządu także będą nas zajmować przez całą jesień. Czy rekonstrukcja jest realna? Mówi się o możliwej wymianie ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła, także skonfliktowanego z Morawieckim ministra Pawła Szałamachy, a nawet o zmianie premiera. Na ile to tylko plotki? Faktycznie pozycja Szałamachy wydaje się najsłabsza i nie wykluczam jego dymisji. Radziwiłł został niedawno wymieniony przez Jarosława Kaczyńskiego, jako jeden z ministrów „wleczących się w taborach”, obok Jackiewicza. Kłopoty z pielęgniarkami, protesty zawodów medycznych też mu nie pomagają. PiS nie ma jak na razie pomysłu, co zrobić z niskimi pensjami pracowników medycznych. Wymiana ministra może być dla partii manewrem kupującym czas w sporze ze związkami zawodowymi sektora medycznego - nowy minister oznacza przecież reset negocjacji, daje przynajmniej kilka miesięcy spokoju.
A co z pozycją premier Szydło? Plotki o jej dymisji ciekawie komentuje w niedawnym wywiadzie dla "Polska The Times" dobrze znający stosunki w partii Ludwik Dorn. Według niego, mogą to być tylko rozsiewane przez Nowogrodzką pogłoski, mające wywierać psychiczny nacisk na Szydło, pokazywać jej "kto naprawdę rządzi" i jak niepewna jest jej pozycja. Jeśli nawet tak jest, to nie wierzę, by utrzymała się ona do końca kadencji. Napięcia w partii i rządzie są widoczne i być może będzie potrzeba Jarosława Kaczyńskiego w Alejach Ujazdowskich, by nad nimi zapanować. Choć raczej nie stanie się to tej jesieni.
Teatr samorządowy
Za to już tej jesieni zacznie się kampania przed wyborami samorządowymi w 2018 roku. Są one szczególnie ważne dla PiS - partia ta na tym szczeblu władzy pozostaje liliputem. W miastach powyżej dwustu tysięcy mieszkańców PiS nie ma ani jednego prezydenta, z 16 samorządów wojewódzkich rządzi w jednym (w Podkarpackiem). Na ofensywie może więc tylko zyskać.
Jej częścią jest audyt CBA w urzędach marszałkowskich 16 województw. Najmniejsze nieprawidłowości, jakie zostaną wykryte, zostaną użyte do stworzenia narracji o "bagnie w samorządach" i potrzebie ich sanacji ze strony PiS. Narrację tę uwiarygadniać będzie skandal reprywatyzacyjny w Warszawie, którego kolejne odsłony ukazywały się nam w ostatnich tygodniach. Nie wiemy, jakie rewelacje nas tu jeszcze czekają. Niewykluczone, że to także będzie jeden z czołowych tematów jesieni.
Uderza on silnie wizerunkowo w PO, partia nie potrafi ciągle na niego efektywnie odpowiedzieć. Coraz bardziej wygląda, że warszawska reprywatyzacja może się dla niej okazać tym, czym dla SLD była afera Rywina. Do tego dochodzą wewnętrzne tarcia w partii, którą już opuściła grupa posłów, która założyła nowe koło w Sejmie - Europejskich Demokratów.
PiS ciągle przed peletonem
Podziały osłabiają centrową opozycję wobec PiS. Wszystko wskazuje na to, że tej jesieni partia ciągle będzie przed peletonem ścigających ją sił, nikt nie zagrozi jej pozycji lidera. Ale sprawa Misiewiczów, rozpętanie aborcyjnego sporu, wreszcie kolejny akt walki o TK będą pokazywać słabości partii. Choć w 2017 rok - trudny choćby dlatego, że będzie pierwszym, gdy PiS samodzielnie będzie odpowiadać za budżet - partia z Nowogrodzkiej wjedzie jako lider, to wszystko wskazuje na to, że z widoczną zadyszką.
Jakub Majmurek dla WP Opinii
_*Jakub Majmurek *- filmoznawca i politolog. Związany z Dziennikiem Opinii i kwartalnikiem "Krytyka Polityczna"._
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.