Peter Singer: Zieloni za Trumpem?
Niewątpliwie polityka klimatyczna Obamy jest znacznie lepsza od tej z czasów Busha. Polityka Obamy sprawiła że możliwe było podpisanie porozumień paryskich w grudniu ubiegłego roku - co, oczywiście, nie wystarcza, ale jest z pewnością o niebo lepsze od tego, co będzie miał do zaproponowania Trump. Zważywszy, że Republikanie mają większość w Kongresie, Obama poradził sobie dobrze - pisze Peter Singer. Artykuł w języku polskim ukazuje się wyłącznie w WP Opiniach, w ramach współpracy z Project Syndicate.
Należę do Zielonych. Dwukrotnie kandydowałem z ramienia partii Zielonych do parlamentu australijskiego. Ale wszystko, co Zielonym udało się osiągnąć od początku swojego istnienia, może zostać zaprzepaszczone 8 listopada tego roku, jeśli Jill Stein, kandydatka na prezydenta USA, przyczyni się do zwycięstwa Donalda Trumpa.
Nie jest to pierwszy raz. W 2000 roku Al Gore wygrałby wybory, gdyby zwyciężył na Florydzie. George W. Bush wygrał tam przewagą 537 głosów, podczas kiedy 97 241 mieszkańców Florydy oddało głos na Ralpha Nadera, kandydata Zielonych. Nader napisał później na swojej stronie: "W 2000 roku, sondaże przed lokalami wyborczymi wykazały, że 25 proc. mojego elektoratu głosowałoby na Busha, 35 proc. na Gore’a, a reszta nie poszłaby na wybory". Licząc w ten sposób można przyjąć, że gdyby Nader nie wziął udziału w wyborach, Gore wygrałby na Florydzie z przewagą ponad 12 000 głosów.
Przed wyborami grupa byłych aktywistów napisała list otwarty wzywając Nadera do zakończenia kampanii. W liście stwierdzali: "Teraz jest już jasne, że może Pan wprowadzić Busha do Białego Domu". Nader odmówił, argumentując, że nie ma istotnych różnic między dwoma głównymi partiami.
Dziś wiemy, jak bardzo się mylił. Gdyby nie kandydatura Nadera na Florydzie, Stany Zjednoczone wybrałyby na prezydenta największego orędownika walki z globalnym ociepleniem w historii tego urzędu. Już w 1992 roku Gore w swojej książce "Ziemia na krawędzi" stanowczo opowiadał się za zmianą kursu klimatycznego.
Jako wiceprezydent Gore podpisał tzw. protokół Kioto w imieniu administracji prezydenta Clintona. Był to pierwszy poważny krok Ameryki na forum międzynarodowym w kierunku ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. Bush natomiast odrzucił wyniki badań naukowych nad zmianą klimatu, wycofał podpis Ameryki z protokołów Kioto i przez osiem lat torpedował wszystkie globalne wysiłki zmierzające do rozwiązania tego problemu. Bush podjął również wiele innych tragicznych w skutkach decyzji, z których najgorszą była oczywiście niesprowokowana i niepotrzebna inwazja na Irak. Świat nadal zmaga się z konsekwencjami destabilizacji całego regionu.
Po tym wszystkim można by sądzić, że już nikt nie użyje na poważnie argumentu, że między kandydatami mainstreamu "nie ma różnicy" - zwłaszcza, jeśli chodzi o Donalda Trumpa i Hilary Clinton! Ostatecznie Clinton nie tylko byłaby pierwszą kobietą na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych, ale jest też wieloletnią działaczką na rzecz praw kobiet, powszchnego ubezpieczenia zdrowotnego i kontroli posiadania broni. Przyjmując nominację Partii Demokratycznej, powiedziała: "Wierzę w naukę, wierzę, że zmiana klimatu to rzeczywistość".
Trump tymczasem umieścił wpis na Twitterze: "Koncepcja globalnego ocieplenia była stworzona przez Chińczyków na ich własny użytek, żeby zniszczyć konkurencyjność amerykańskiej produkcji". Później wycofał się z tego, twierdząc, że wpis był żartem. Niedługo potem już nie na Twitterze, ale w jednym z najważniejszych przemówień na temat polityki gospodarczej ogłosił, że zamierza "wycofać się paryskich porozumień klimatycznych" i "zatrzymać wszystkie formy finansowania z amerykańskich podatków programów ONZ na rzecz walki ze zmianą klimatyczną".
A jednak, choć trudno w to uwierzyć, Stein brzmi dokładnie tak samo jak Nader w 2000 roku. Zapytana, czy prezydentura Trumpa byłaby podobna do Clinton, powiedziała: "Obie skończą w tym samym punkcie". Dodała, że Demokraci „mają lepszą narrację, ale też są tragiczni”. W ramach uzasadnienia powiedziała tylko: "Wystarczy spojrzeć na politykę klimatyczną administracji Obamy".
No więc patrzę - i niewątpliwie polityka klimatyczna Obamy jest znacznie lepsza od tej z czasów Busha. Polityka Obamy sprawiła że możliwe było podpisanie porozumień paryskich w grudniu ubiegłego roku - co, oczywiście, nie wystarcza, ale jest z pewnością o niebo lepsze od tego, co będzie miał do zaproponowania Trump. Zważywszy, że Republikanie mają większość w Kongresie, Obama poradził sobie dobrze.
Czy historia się powtórzy? Sądzę, że Trump byłby jeszcze gorszym prezydentem niż George W. Bush, więc mam szczerą nadzieję, że nie. Ale Stein jest na liście kandydatów na Florydzie i w Ohio, w dwóch wielkich stanach, w których wynik może przesądzić o ostatecznym rezultacie. Ostatnie sondaże dają jej 3 proc., co może realnie zaważyć na wyniku wyborów krajowych.
Wzywam liderów partii Zielonych na całym świecie, aby poprosili Jill Stein o wycofanie swojej kandydatury w tych stanach, w których wynik obu partii może być zbliżony. Jeśli tego nie zrobi, kierownictwo Zielonych powinno wystosować apel do wyborców, aby w tych wyborach, wyjątkowo, nie głosowali na kandydatkę Zielonych. Stawka jest naprawdę za wysoka.
Rozumiem, jak ważna jest zmiana systemu dwupartyjnego. Aby do tego doszło, Ameryka potrzebuje reformy systemu wyborczego. Wysiłki Zielonych nie powinny koncentrować się na tym, żeby wybrać na prezydenta Zielonego kandydata, bo w obecnym systemie to niemożliwie. Wysiłki powinny zmierzać do tego, żeby system wyborczy był bardziej sprawiedliwy - np. przez wprowadzenie systemu na wzór obecnego rozwiązania australijskiego, tzw. głosów przechodnich (ang. RCV). Wyborcy oznaczają kandydatów w kolejności preferencji, i kiedy żaden kandydat nie zdobywa większości, kandydaci z najmniejszą ilością głosów są eliminowani. Głosy oddane na wyeliminowanych kandydatów przechodzą na tych, którzy byli oznaczeni jako „drugi wybór”.
W nadchodzących wyborach zwolennicy Stein mogliby wówczas zagłosować na swoją kandydatkę nie martwiąc się, że ich wybór może wzmocnić Trumpa, który zapewne nie byłby ich "drugim wyborem". Gdyby Stany Zjednoczone miały taki system, nie napisałbym tego artykułu.
Peter Singer
Peter Singer - profesor bioetyki, wykłada na uniwersytetach Princeton i Melbourne. Autor książek, m.in. "Wyzwolenie zwierząt", "Etyka praktyczna", "Etyka, a to, co jemy". W 2013 r. Instytut Gottlieba Duttweilera uznał go za trzeciego najbardziej wpływowego współczesnego myśliciela.
Copyright: Project Syndicate, 2016