Patryk Jaki w Sofii. Przesiadka na przystanku kryzys
Patryk Jaki po Sofii mógł obudzić się z kacem. Wizyta w stolicy Bułgarii - która w założeniach była ciekawym i świeżym pomysłem - przyniosła kandydatowi PiS więcej szkód, niż zysków.
Słoneczny poranek w Sofii zaczął się od mocnego uderzenia. Sztab PO z odległości 1656 kilometrów wysłał pocisk, który wywołał chyba największy jak dotąd kryzys w szeregach głównego konkurenta. Ludzie z zaplecza Rafała Trzaskowskiego odkopali agresywne, antysemickie wpisy skarbnika sztabu Patryka Jakiego. Co prawda z czasów, gdy rzeczony sztabowiec był nastolatkiem, ale nie miało to znaczenia - PO znalazła czuły punkt. I wykorzystała moment.
Zanim Patryk Jaki rozpoczął oficjalne spotkania w Sofii - gdzie udał się celem pokazania miejscowego metra jako wzoru budowy podziemnego transportu - musiał wykonać jakiś minimalizujący straty ruch. Z towarzyszącymi mu współpracownikami zaczął sprawdzać, czy wpisy jego człowieka odkopane przez PO są autentyczne, a gdy okazało się, że tak - jednoosobowo podjął decyzję o wycięciu skarbnika z jego szeregów.
Gaszenie pożaru z poziomu hotelowego holu wytrąciło z równowagi zwykle pewnego siebie Jakiego. Zamiast tradycyjnego spotkania off the record z dziennikarzami (którzy polecieli do Sofii na zaproszenie i koszt sztabu kandydata PiS, w tym reporter WP), był briefing prasowy i tłumaczenia. PO triumfowała.
Zbity z tropu
Patryk Jaki poleciał do Sofii z jednego głównego powodu: jeszcze bardziej chciał narzucić temat metra. Mocny strzał i dobry pomysł. Z punktu widzenia kampanii wymierzonej w obecne władze Warszawy - naturalny. Tyle że kandydat PiS znów dostał rykoszetem.
Jego przekaz - "skoro w biedniejszej Sofii udało się świetnie rozwinąć metro, to w bogatszej Warszawie też się da, trzeba chcieć!" - nie był do końca jasny. Nie odebrano go sposób jednoznaczny, idący w parze z zaproponowaną przez Jakiego narracją. Opozycja potrafiła narzucić własny, nawet jeśli nieprawdziwy przekaz: "Jakiemu marzy się Sofia w Warszawie".
Polityk spotkał się z przedstawicielem kierownictwa sofijskiego metra i - szczerze mówiąc - niewiele z tego wynikało. Jaki dostał na stół argumenty za rozbudową metra, które sam już wcześniej przedstawiał. Spotkanie z członkiem zarządu Metropolitan JSC miało je tylko uwiarygodnić. Tylko przed kim? Przed samym kandydatem? Ani jeden obrazek z tego spotkania nie trafił do żadnego ważnego serwisu telewizyjnego. A przecież, nie ukrywajmy - to na obrazkach i mocnych setkach zależy kandydatom. Cóż, realia kampanii.
Inaczej było z dyskusją z miejskim aktywistą z Sofii, który pojawił się na briefingu Patryka Jakiego na stacji metra i kompletnie zaskoczył zbitego z tropu kandydata. Przedstawiciel ruchów miejskich spokojnie tłumaczył, że tamtejsze metro owszem - było rozbudowywane szybko, ale kosztem innych inwestycji. I że niemal całkowicie zabiło ruch tramwajowy. I że powinno porównywać się cały system komunikacji miejskiej w Sofii i Warszawie, a nie tylko jeden jej wycinek.
Jaki - tu należy docenić jego życzliwość i otwartość na oponenta - pozostał przy swoich argumentach. Z ciekawej skądinąd z dyskusji (po angielsku) bardziej zapamiętano niestety nie to, co mówił kandydat PiS, ale jak mówił (a mówił ponoć nie najlepiej). Opozycja znów miała używane.
I jeszcze jedno: Jaki, faktycznie narzucając temat rozbudowy metra w warszawskiej kampanii, zderzył się w końcu z czymś, czego dotąd w debacie brakowało. Z profesjonalnymi analizami i precyzyjną kontrargumentacją pokazującą, że nic nie jest tak proste i oczywiste, jak kandydatowi PiS i jego zapleczu się wydaje.
Ciechan nie pomoże
Trzeci poślizg Jakiego w Sofii to kompletnie niezrozumiały pomysł zaproponowania już na tym etapie kampanii wiceprezydentury... Markowi Jakubiakowi, kandydatowi Kukiz'15 na włodarza stolicy.
Czym kieruje się Jaki, zalotnie mrugając do konkurenta? Po co proponuje dwa miesiące przed wyborami stołek w ratuszu politykowi, którego wyborczy potencjał szacuje się na 2-3 proc.? Żeby puścić oko do radykalniejszego, prawicowego elektoratu w stolicy? Przecież ten - w II turze - i tak zagłosuje na kandydata PiS. A Patryk Jaki swoim flirtem z kukizowcami i narodowcami zraża jedynie wyborców centrowych, umiarkowanych, dających gwarancję wyborczego sukcesu w Warszawie.
Zakonnica czeka za rogiem
Kandydat PiS nie trafił jeszcze na trzecią szynę w metrze. Wciąż mu się chce i wciąż wierzy, że wygra. Jego sztab także wierzy w sukces i drugi raz z pewnością na jeździe na gapę złapać się nie da.
Ludzie Patryka Jakiego jak i on sam powinni wiedzieć już, że - parafrazując klasyka - "pijana zakonnica w ciąży na pasach" czeka także na nich. Że czasem trzeba wyhamować. Bo błędy popełnia się nawet przy świetnym panowaniu nad kierownicą (czytaj: świetnej kampanii).
Zimny prysznic od czasu do czasu bywa zbawienny.