Niepopisowa pomoc po nawałnicach. Rząd wie, kogo obwiniać
Premier Beata Szydło i szef MSWiA Mariusz Błaszczak ogłosili kolejny sukces. W sobotę w Chojnicach poinformowali, że służby i wojsko poradziły już sobie z większością skutków nawałnic na północy kraju. Mariusz Błaszczak powiedział zaś, że rząd zareagował "błyskawicznie", wypłacając samorządom pieniądze na pomoc. Skrytykował przy tym marszałka województwa pomorskiego i wezwał, by "wziął się do pracy”. Wiadomo, marszałek jest z PO, więc suweren musiał dostać komunikat, kto zawinił.
Premier podziękowała straży pożarnej i wojsku, bo - jak mówiła - to "te służby, które wniosły tutaj najwięcej pracy". Dopiero w drugiej kolejności wymieniła obywateli, którzy sami włączyli się do pomocy, a prawda jest taka, że to głównie spontaniczna organizacja i pomoc okolicznych mieszkańców przez pierwsze dni była jedyną pomocą. Nie odniosła się jednak do pytania o skandaliczne słowa wojewody pomorskiego Dariusza Drelicha, który tłumaczył, że przez długi czas nie wzywał na pomoc wojska, bo nie ma sensu używać żołnierzy "do zbierania gałęzi i zamiatania liści”.
Mariusz Błaszczak rozmawiał też ze strażakami. – Ktoś z panów uczestniczył w takiej akcji wcześniej? O takiej skali? – dopytywał Błaszczak, poruszony widokiem powalonych drzew. Najpierw była cisza. Strażacy nie bardzo wiedzieli, co powiedzieć. Jakby na moment mowę im odjęło. Ale w końcu zgodnie odpowiedzieli, że nie, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie widzieli. Trudno zresztą, żeby widzieli, skoro był to największy kataklizm w ponad 90-letniej historii Lasów Państwowych, co przyznał ostatnio dyrektor generalny tej instytucji Konrad Tomaszewski. Ale pan minister pewnie tego nie wiedział. Takich żenujących pytań było zresztą więcej.
Na przykład: Pan też od rana? – zagaił Błaszczak strażaków, wkraczając do lasu. Wyglądało to na typowy lans. Co ciekawe, ten sam Mariusz Błaszczak kilka dni temu bronił się przed zarzutami opozycji o spóźnionej pomocy rządu dla poszkodowanych w wyniku wichur na Pomorzu, powtarzając, że to "totalna opozycja wykorzystuje tragedię ludzi do własnego lansu”. A jest to wielka tragedia, bo setki ludzi straciły wszystko. Okoliczni mieszkańcy żyli ze zbieractwa i turystyki. Teraz nie ma lasu i nie ma co zbierać. Turyści długo nie przyjadą w te okolice. Jeżeli ktoś miał las, to musi na własny koszt te połamane drzewa zagospodarować i sprzedać i to szybko, bo leżące drzewo czernieje i za chwilę będzie nadawało się tylko na opał. A ceny drewna spadły drastycznie, natomiast usługi karczowania lasu wzrosły. Mieszkańców na nie nie stać i koło się zamyka. Tu potrzebny jest długofalowy program pomocy, a nie błyskawiczne niewielkie pieniądze rozdawane bez pomysłu. Bardziej dla efektu propagandowego. Ale rząd ma na to sposób. Wiadomo, że jeżeli coś nawali, to można zwalić winę na marszałka z opozycji.