Niebezpieczeństwa dla Polski są realne. Ale politycy lekceważą prawdziwe zagrożenie
Wielkie święto naszej Ojczyzny za nami. A teraz do beczki biało-czerwonego miodu doleję łyżkę dziegciu. Po to, aby kolejne rocznice odzyskania Niepodległości nie były smutniejsze. A mogą być.
Przebrzydłe sądy zastosowały prawo do wolności zgromadzeń zapisane w znienawidzonej przez część prawicowych środowisk Konstytucji i pozwoliły, aby Marsz Niepodległości legalnie przeszedł przez miasto. Szkoda, że na widok wielkiego baneru z napisem "Konstytucja" reakcje były mało pozytywne, ale chyba nikt nie liczył na to, że po jednej korzystnej decyzji uczestnicy nagle zapałają miłością do sądów i ustawy zasadniczej. I choć słowo na "k" padało często, to jednak nie była to "Konstytucja".
To świetnie, że w Święto Niepodległości Marsz przeszedł przez Warszawę we względnym spokoju i że tylu Polaków (i nie tylko) zdecydowało się wziąć w nim udział. Ale prawdziwy marsz cały czas przed nami - przed Polską i przed polskim społeczeństwem. I ten marsz będzie znacznie trudniej zaplanować niż ten wczorajszy. Niestety, polskie władze nie robią wiele w tym celu, ale też nie ułatwiają tego zadania wszystkim innym.
Konstytucja, jak zapisano w preambule, ustanowiona "w trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny", nie jest ulubioną lekturą rządu i prezydenta, a ich działania nie sprawiają wrażenia powodowanych troską o jej wartości. Bezprecedensowe osłabienie pozycji Polski w Unii Europejskiej i zepchnięcie jej na margines procesów decyzyjnych Wspólnoty, osłabianie obronności kraju, niszczenie trójpodziału władzy to rzeczywistość i nawet najwspanialsze uroczystości tego nie zmienią.
To od rządzących należałoby wymagać, aby własnym przykładem pokazywali ludziom, jak należy się zachowywać. Tymczasem na co dzień otrzymujemy w pakiecie instrumentalne traktowanie prawa, brak szacunku dla sądów i autorytetów czy oskarżenia i inwektywy pod adresem inaczej myślących. Pamiętny brukselski wynik 27:1 to nie chwilowa anomalia, a konsekwentny proces - Donald Tusk, najwyższy rangą przedstawiciel zagranicznej instytucji obecny na obchodach stojący w tylnym rzędzie, za wiceministrem kultury i minister pracy, to nie przypadek. Czy to oznaka tej jedności, do której tak nawołuje prezydent Duda?
Nie trzeba nikogo lubić, ale czy nie należy oddać szacunki urzędowi i instytucji, którą Tusk reprezentuje? Czy prezydent, premier i ministrowie dobrze by się czuli, gdyby ich antagoniści nie uznawali powagi ich urzędu? Nawet osoby, które odmawiają przyjęcia odznaczeń państwowych od prezydenta Dudy, nie pozwalają sobie na małostkowość, tylko z należnym głowie państwa szacunkiem uzasadniają swoje decyzje.
Niepodległość to nie jest coś, co jest dane raz na zawsze i akurat Polaków nikt nie musi o tym przekonywać. Podziękowania, pamięć i szacunek dla wszystkich osób przelewających krew i ponoszących niepojęte ofiary za kraj to nasz obowiązek, ale warto nieustannie myśleć o tym, co zrobić, aby takie hołdy nie były już nigdy potrzebne kolejnym pokoleniom, aby już nigdy niepodległość naszej Ojczyzny i nas samych nie była zagrożona. A tylko pozornie może się wydawać, że dziś już tak nie jest.
Nie nastąpił żaden "koniec historii", o którym pisał Fukuyama. Zagrożenia dla niepodległości Polski nadal istnieją, choć mają inną formę. Militarnie kraj jest względnie bezpieczny, ale bezpieczeństwo militarne to tylko jeden z wielu aspektów bezpieczeństwa państwa. Zagwarantowanie bezpieczeństwa narodowego wymaga aktywnego zaangażowania na arenie ponadnarodowej i przekracza obecnie możliwości jednego kraju, choćby i najsilniejszego. Problemy, z którymi dziś się trzeba mierzyć, były do tej pory w nowożytnej historii w takim wymiarze właściwie nieznane.
Niestety, obecnie gros czasu, sił i środków rządu na forum międzynarodowym jest zaangażowane w przegraną dla niego sprawę "reformy" sądownictwa, podczas gdy świat nam ucieka. Czy jesteśmy przygotowani na wielkie fale migracji, które prędzej czy później będą dotyczyć również nas? Na ocieplenie klimatu, które za mniej niż trzydzieści lat da takie efekty, o których mało kto chce dziś słuchać i przyjmować to w ogóle do wiadomości? Czy w Polsce jest to temat racjonalnej debaty publicznej?
Nieważne, czy marsz narodowców od rządu dzielił kilometr, dwa, czy pięć, ile butelek zbito i ile rac odpalono. Race zgasły, rocznica minęła, ze zdjęć profilowych poginęły okolicznościowe nakładki, a to, co pozostaje, to codzienna troska o dobro wspólne. Rzetelna praca, sumienna nauka, szacunek dla innych ludzi, dbanie o ekologię - to niby banały, ale czy naprawdę choć tyle robimy, jak należy?