Marcin Makowski: Gdyby Hitler nie przespał poranka 6 czerwca 1944, wojna mogła zmienić bieg
Z perspektywy czasu decyzja o lądowaniu alianckich wojsk w Normandii słusznie oceniana jest jako jedno z najważniejszych po bitwie pod Stalingradem oraz starciu o Łuk Kurski wydarzeń zwrotnych II wojny światowej. Trudną przeprawę przez plażę o kryptonimie ”Omaha” znamy z krwawych scen ”Szeregowca Ryana”, bitwy spadochroniarzy ze 101 Dywizji Powietrznodesantowej USA z popularnego serialu ”Kompania Braci”. Tymczasem w większości miejsc zrzutu i zakotwiczenia barek desantowych, opór Niemców był słaby. Dopiero z biegiem dni, gdy dochodziła do nich skala inwazji, rozpoczęły się prawdziwe, pancerne starcia. Tymczasem za taki stan rzeczy nie odpowiadały braki w sprzęcie i wojsku, ale zwykła niefrasobliwość Adolfa Hitlera. Wbrew popularnemu wyobrażeniu, po pierwszych informacjach o starciu w Normandi wódz III Rzeszy nie zareagował wściekłością ani wysłaniem do walki wszystkich dostępnych siłi. Kluczowego czerwcowego poranka, gdy Brytyjczycy, Amerykanie, Kanadyjczycy i Polacy zdobywali strategiczne przyczółki, po prostu spał.
Sen dyktatora
Początek czerwca 1944 roku Adolf Hitler spędził w Berghofie, swojej luksusowej rezydencji w bawarskich Alpach, otoczony najbliższymi współpracownikami oraz przyjaciółmi. Według relacji świadków, pomimo świadomości, że próba sforsowania Wału Atlantyckiego przez Aliantów jest nieunikniona, atmosfera która panowała na miejscu wydawała się optymistyczna. W domku herbacianym dyskutowano o historii Europy, snuto plany na przyszłość wierząc, że III Rzesza z dobrze ufortyfikowanym rejonie Calais odeprze każdą próbę przebicia się na Stary Kontynent. W utrzymywaniu tego przeświadczenia ogromną rolę odegrała aliancka machina dezinformacyjna, która dzień po dniu dostarczała niemieckiemu wywiadowi kolejnych sfabrykowanych ”dowodów” poświadczających, że to właśnie w tym rejonie odbędzie się jedna z najważniejszych bitew II wojny światowej. Stworzono całą dmuchaną armię czołgów, która z lotu ptaka wyglądała jak koncentracja wojsk, mylono wrogie radary, zrzucając wielkie ilości pociętej folii aluminiowej, sugerującej przeprowadzanie ćwiczeń bombowców. Z takim stanem wiedzy Hitler spędził wieczór 5 czerwca i z takim nastawieniem kładł się spać.
Traf chciał, że ostatnie godziny przed D-Day dyktator położył się dosyć późno. Z dokumentów i relacji wynika, że obejrzał propagandową kronikę „Die Deutsche Wochenschau”, rozmawiał o nowych filmach i teatrze, wspominając z Josephem Goebbelsem „stare dobre czasy” do około 2 w nocy. Po jego wyjeździe z Berghofu, Hitler był na nogach jeszcze przez godzinę i pomimo tego, że pierwsze komunikaty o zrzucie spadochroniarzy w rejonie Normandii dobierały do niemieckiego dowództwa, nie poinformowano o nich wodza III Rzeszy. Sądzono wtedy, że może to być element odwrócenia uwagi od głównego uderzenia na Calais. Gdy słońce wzeszło około 6 rano, było już prawie pewne, że naziści mają do czynienia z inwazją na pełną skalę. Wybrzeże było ostrzeliwane z pancerników, setki barek wypakowanych żołnierzami forsowało wody kanału La Manche. Właśnie w tych kluczowych godzinach niemieckie wojska pancerne stały z wyłączonymi silnikami w głębi lądu, pozwalając aliantom na zdobycie kluczowych pozycji oraz wyładowanie ciężkiego sprzętu.
"Nareszcie się zaczęło"
Tymczasem głównodowodzący armią spał w najlepsze. Podwładni Hitlera znając jego tendencje do wpadania w ataki histerii i przeświadczenie, że Amerykanie oraz Brytyjczycy zaatakują tam, gdzie najbliżej pomiędzy wyspami a kontynentem, woleli go nie budzić do czasu gdy nie uzyskają całkowitej pewności. Żaden z przybocznych adiutantów nie chciał brać na swoje barki polemiki z Hitlerem. Sytuacja na nowym froncie stawała się jednak krytyczna, a o 10 rano do bawarskiej willi z wiedzą o potencjalnej inwazji przybył minister Albert Speer. To on dopiero około południa poinformował swojego bezpośredniego przełożonego o sytuacji we Francji. Ku zaskoczeniu obecnych, Adolf Hitler nie był zdenerwowany. Wręcz przeciwnie, wyglądał jakby poczuł ulgę. ”Wiadomości nie mogły być lepsze” - miał odpowiedzieć do swojego podwładnego, będąc przekonanym, że niemieckie wojska bez problemu pokonają słabo doświadczoną i posiadającą gorszy sprzęt armię aliantów zachodnich. Tego samego dnia wieczorem w Salzburgu w rozmowie z dowódcami Hitler powtórzył, że ”nareszcie się zaczęło”.
Nie był jeszcze świadomy, że przespanie kluczowych godzin poranka 6 czerwca kosztowało go bezpowrotną utratę inicjatywy na francuskich wybrzeżach. Dopiero późnym wieczorem Adolf Hitler zgodził się z argumentacją feldmarszałka Gerda von Rundstedta, który od kilkunastu godzin czekał z decyzją na wysłanie dwóch rezerwowych dywizji pancernych z okolic Paryża do Normandii. Gdyby rzucono je do walki od razu po lądowaniu amerykańskich wojsk powietrznodesantowych, a czołgi mogły jechać pod osłoną nocy niewrażliwe na aliancką przewagę lotniczą, istniałaby teoretyczna szansa na zatrzymanie pierwszego desantu. Wódz III Rzeszy dosłownie i w przenośni przespał jedną z najważniejszych decyzji całej wojny. Gdy 6 czerwca zbliżał się ku końcowi, we Francji stacjonowało już ponad 160 tys. żołnierzy gotowych do walki o Europę.
Marcin Makowski dla WP Opinie