Makowski: "Stan epidemii. W pół drogi do klęski żywiołowej. Na co czekamy?" [OPINIA]
W piątek wieczorem na konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki ogłosił przejście państwa ze stanu zagrożenia epidemicznego w stan epidemii. Razem ze specustawą koronawirusową, wkroczyliśmy w Polsce w faktyczny stan wyjątkowy… bez stanu wyjątkowego. Dlaczego zatrzymujemy się w pół kroku?
Kiedy w zeszłym tygodniu wprowadzono stan zagrożenia epidemicznego, wróciły kontrole na granicach, zamarł ruch lotniczy, zamknięto kina, restauracje, szkoły, uczelnie i przedszkola. Tym samym polskie państwo zaczęło funkcjonować w trybie awaryjnym. Bezprecedensowym w swojej skali, która z pewnością zdefiniuje doświadczenie całego pokolenia. Dlatego gdy w piątek poinformowano, że wieczorem premier Mateusz Morawiecki oraz prezydent Andrzej Duda wystąpią na konferencji i orędziu, podniosło się pytanie - czy usłyszymy decyzję o stanie klęski żywiołowej?
W końcu w ustawie z kwietnia 2002 w art. 3 pkt. 2 wyraźnie czytamy, że jednym z powodów jej wprowadzenia jest masowe występowanie chorób zakaźnych. Trudno o bardziej skrajny przykład tego zjawiska, niż pandemia. I to taka, która paraliżuje niemal cały świat - w tym cały nasz kraj, będąc obecna we wszystkich województwach.
A jednak rząd zatrzymał się wpół kroku, mając wraz ze specustawą koronawirusową kompetencje, które dublują jeden z trzech stanów nadzwyczajnych. Poza, rzecz jasna, kluczowym elementem - konstytucyjną niemożliwością przeprowadzenia wyborów. Te bowiem nie mogą się odbyć aż do 90 dni po wygaśnięciu wspomnianego stanu, który może trwać dwa miesiące i być jednorazowo przedłużony.
Zobacz wideo: Koronawirus w Polsce. Łukasz Szumowski: "Ogłaszamy stan epidemii"
Argumentacja polityków obozu rządzącego jest podobna i niezmienna; skoro państwo działa, realizuje swoje obowiązki i nie ma zagrożonej ciągłości dowodzenia, nie ma również póki co konieczności przekładania wyborów prezydenckich. Szczególnie, że nie wiadomo co wydarzy się na jesieni, gdy koronawirus może zaatakować raz jeszcze. Tylko jak zestawić to tłumaczenie ze słowami samego premiera, który ogłasza, że lekcje w szkołach nie będą wznowione przynajmniej do świąt wielkanocnych?
Czy niespełna miesiąc później, 10 maja, podczas pierwszej tury głosowania prezydenckiego, będziemy już na tyle bezpieczni, aby zaryzykować liczoną w milionach obywateli aktywność społeczną? Wystarczy odpowiedzieć na to pytanie słowami ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego - przestrzegającego, że najgorsza fala zachorowań dopiero przed nami - aby nie mieć wątpliwości.
Jak podkreślają prawnicy w rozmowie z Wirtualną Polską, stan epidemii wprowadza obostrzenia, które umożliwiają tworzenie "stref zero", zamykanie miast, skrupulatną kontrolę życia obywateli oraz monitorowanie kwarantanny. Pod względem prawnym, jeśli sytuacja się pogorszy i zagrożone będą dostawy podstawowych mediów oraz żywności, nie będzie już wyboru niż stan nadzwyczajny.
Pytanie brzmi jednak, czy musimy czekać na najgorsze, zanim prawo dostosuje się do rzeczywistości, w której już poniekąd funkcjonujemy?
Marcin Makowski dla WP Opinie
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl