Makowski: "Kto będzie cię bronił, gdy zabierzemy policji broń?" [OPINIA]
W toku protestów po śmierci George'a Floyda, coraz większą popularność zyskuje argument mówiący, że amerykańskiej policji nie da się zreformować. Ją trzeba po prostu rozwiązać, na jej miejsce stworzyć coś nowego, zabrać broń i zacząć inwestować w programy socjalne. A co, jeśli złodziej wejdzie do domu w środku nocy? Na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi nie ma.
O ile na wojnach pierwszą ofiarą pada prawda, o tyle podczas rewolucji, najczęściej pierwsza cierpi logika. Nie inaczej stało się w Ameryce i Europie po fali protestów i zamieszek związanych ze śmiercią George’a Floyda. W odpowiedzi na często słuszne postulaty równościowe Afroamerykanów, polityczni aktywiści, dziennikarze i politycy ruszyli na swoją, już mniej słuszną krucjatę.
Na przykład w Minneapolis, mieście w którym brutalnie interweniujący policjant doprowadził do śmierci Floyda, karę poniesie nie tylko on i dwóch asystujących funkcjonariuszy, ale również cała instytucja. Rada miejska stosunkiem dziewięciu głosów "za" do trzech "przeciw" zadecydowała bowiem, że rozwiąże miejski departament policji zastępując go instytucją, która zaprezentuje "nowy model bezpieczeństwa publicznego". Jak miałby on wyglądać? Nie do końca wiadomo.
Radni - a to postulat popularny w wielu miastach rządzonych przez demokratów - chcą obcięcia funduszy policyjnych i przekierowania ich na "działalność, która będzie zapobiegać przestępstwom". Zastrzyk gotówki mają otrzymać programy socjalne, kursy pomagające znaleźć pracę, placówki zajmujące się leczeniem chorób psychicznych, pracownie artystyczne. Funkcjonariusze już teraz nie mogą stosować chwytów unieruchamiających przestępców, które mogą spowodować ich dociśnięcie do ziemi, wprost mówi się również o tym, aby nową policję pozbawić broni palnej. A to wszystko w momencie, w którym przez USA przelewa się bezprecedensowa skala przemocy. W samym Chicago 31 maja odnotowano najbardziej krwawy dzień w ciągu ostatnich sześciu dekad - w 24 godziny zamordowano w mieście 18 osób.
Oczywiście takie postawienie sprawy rodzi również w Ameryce wiele wątpliwości. Jedną z nich wyraziła dziennikarka CNN, pytając na antenie szefową rady miejskiej w Minneapolis Lisę Bender, co mają zrobić mieszkańcy, gdy ktoś w środku nocy włamie się do ich domu. Do kogo mają dzwonić? "Tak, wielu moich sąsiadów też wyraża zaniepokojenie. Ja również. Ale wiem, że ten niepokój jest wynikiem naszego uprzywilejowania. Dla nas obecny system działa i uważam, że musimy wyobrazić sobie, jak czują się osoby, które już teraz żyją w takiej rzeczywistości, gdzie wezwanie policji może oznaczać więcej krzywdy niż pożytku" - odpowiedziała Bender.
To jest właśnie rewolucyjna logika sytuacyjna w pełnej krasie. Obrona domu przed włamaniem jest dla niektórych formą rasowego uprzywilejowania. A gdy w czasie szalejącej pandemii koronawirusa dziesiątki tysięcy protestujących wychodzą na ulice, ponad 1200 amerykańskich lekarzy przekonuje w liście otwartym, że nie rodzi to zagrożenia w rozprzestrzenianiu się choroby, ponieważ walka z nierównościami rasowymi jest równie ważna dla zdrowia publicznego. Czy istnieje wyjście z tego błędnego koła wpadania ze skrajności w skrajność?
Marcin Makowski dla WP Opinie