Makowski: "Już nie bijemy braw medykom. Uznanie przeszło w hejt i teorie spiskowe" [OPINIA]
Z tygodnia na tydzień w wielu polskich szpitalach i przychodniach nasila się skala werbalnej agresji, koronasceptyków, ludzi krzyczących na korytarzach, że nie będą "nosić kagańców" i dawać się "czipować". Nie pomagamy sobie jako społeczeństwo, jeśli w służbie zdrowia w czasach pandemii widzimy wroga.
- Od końca lata robi się coraz gorzej. Ludzie albo nie wierzą w wirusa, albo zdenerwowani i bezradni, zaczynają nam grozić - mówi mi pielęgniarka w przychodni w średniej wielkości mieście województwa zachodniopomorskiego. Pracując w gabinecie chirurgicznym, codziennie styka się z dziesiątkami osób w przeróżnym wieku i stanie zdrowia - część z nich nawet bez swojej wiedzy może być nosicielem koronawirusa.
Koronawirus. Agresja wobec medyków
Czymś oczywistym jest, że w podobnych warunkach nie ma innego wariantu, niż przyjmowanie pacjentów w odzieży ochronnej i maseczkach. Co zrozumiałe, zakrywanie ust i nosa wymagane jest również od osób przychodzących do szpitala. Im dłużej trwa pandemia, tym gorzej jednak z respektowaniem nakazów sanitarnych i stosunkiem do pracowników sektora medycznego. Początkowe brawa i dowożenie darmowych posiłków do szpitali zamienia się w hejt, lęk i teorie spiskowe. - Są pacjenci, którzy nie chcą nosić maseczek, a jeżeli już powie im się, że inaczej zostaną wyproszeni ze szpitala, krzyczą na cały korytarz, że każe im się chodzić w kagańcach. Mówią, że nie są niewolnikami, a my zaczęliśmy się bać ludzi. Kilku się takich co parę dni zawsze trafi - słyszę.
Niestety coraz częściej zdarza się również, że agresja słowna przechodzi w fizyczną. Od maja wielu pracowników medycznych - od sanitariuszy po zakaźników - spotkało się z szykanami, dewastowaniem mienia, przebijaniem opon w samochodach, malowaniem karoserii sprayem, paleniem wycieraczek pod ich mieszkaniami. Od niedawna, do lęku przed przyniesieniem choroby, dochodzi poczucie tuszowania rzeczywistości, popularne zwłaszcza w środowiskach koronasceptyków oraz uczestników wszelkiej maści "marszów wolności".
Koronawirus. To rozwiązałoby problem z łóżkami? "Marzy nam się taki system"
"Wszyscy pracują, lekarze nie"
Na ulotce rozdawanej przed ogólnopolską manifestacją z 10 października pod hasłem: "Stop epidemii strachu", można było przeczytać o rzekomych mechanizmach, dzięki którym szpitale żerują finansowo na obecnej sytuacji. "Osoby zgłaszające się do lekarzy z różnymi dolegliwościami zmuszane są do podpisywania ankiet, że zgłaszają się z podejrzeniem COVID-19. Osobom zmarłym z powodu innych chorób wpisywany jest COVID-19. Za stwierdzenie u pacjenta COVID-19 szpitale dostają wysokie dodatki. Tak codziennie podbijane są statystki" - piszą organizatorzy. Coraz więcej osób zaczyna w podobne historie z mchu i paproci wierzyć.
W sytuacji coraz większej liczby zakażeń, niepewności, lęku o własne zdrowie, spadku dochodów i kontroli nad własnym życiem - naturalnym mechanizmem obronnym ludzkiej psychiki jest stworzenie wroga. Niestety, stają się nim obecnie ci, którzy stanowią wąskie gardło całego systemu wydolności zdrowotnej w kraju. Jak działa ten mechanizm? Kolejny fragment z antycovidowej ulotki: "'Pandemia' - to brak możliwości korzystania z normalnej opieki lekarskiej, diagnoza przez telefon, pacjent staje się niebezpiecznym intruzem, za co płacimy składki zdrowotne? Brak zabiegów w szpitalach. Pracują wszyscy, prócz lekarzy".
Bezsilność pacjentów
W wielu miejscach Polacy faktycznie czują się opuszczeni przez służbę zdrowia, zwłaszcza ci, którzy płacili np. na prywatne ubezpieczenie, które nagle przestało oferować swoje usługi w dotychczasowym wymiarze, albo ci, którzy mając inne choroby, nie mogą liczyć na dotychczasową opiekę. Ich problemów nie można zbyć machnięciem ręki. Nie można się równocześnie godzić na przerzucanie autentycznych frustracji i oburzenia na niewydolność systemu zdrowotnego na ludzi, którzy w większości przypadków nie mają na nią wpływu.
Służby medyczne to dzisiaj jednostki frontowe w wojnie z pandemią, a nie osoby, które z lenistwa chowają się za teleporadami i "boją się pacjentów". Jeśli w nich zaczniemy szukać wrogów, piętnować i uważać, że biorą udział w globalnym spisku, który zmierza do stworzenia posłusznego, zaczipowanego społeczeństwa, już teraz przegramy coś więcej niż walkę z koronawirusem.
Marcin Makowski dla WP Opinie