Makowski: "Covidowi negacjoniści przestają być śmieszni. Oni zaczynają być groźni" [OPINIA]
Rekord zakażonych koronawirusem. Rekord zmarłych. Choć w szpitalach nadal mamy rezerwy respiratorów i wolnych łóżek, premier Morawiecki już dziś mówi o gromadzeniu zapasów, cały kraj ogłaszając od 10 października żółtą strefą. Co robią w tym czasie ludzie, którzy nie wierzą w pandemię? Organizują masowy protest przeciwko "epidemii strachu". Ręce nie mają gdzie opadać.
- Tylko w ten sposób uda się uniknąć najgorszego, czyli lockdownu i zapaści służby zdrowia - przyznaje Mateusz Morawiecki na czwartkowej konferencji, podczas której ogłoszono m.in. konieczność noszenia maseczek w miejscach publicznych na terytorium całego kraju.
Żarty się skończyły, bo statystyki zakażonych rosną w zastraszającym tempie. Pierwszego października było ich niespełna dwa tysiące, tydzień później ponad dwa razy tyle. Skala wymknęła się nawet szacunkom Ministerstwa Zdrowia, które niedawno prognozowało wypłaszczenie się średniej, mającej "nieznacznie" wzrosnąć w okolicach Bożego Narodzenia. Tymczasem w ciągu tylko dwóch ostatnich dni, koronawirus i związane z nim powikłania pochłonęły więcej ofiar (150 osób) niż wyjątkowo groźna grypa z sezonu jesienno-zimowego 2018/2019 (143 osoby) oraz niewiele mniej niż cała epidemia świńskiej grypy (182 osoby).
Fałszywa pandemia i "otwarte umysły"
Mając na uwadze powagę sytuacji, rząd i policja już we wtorek zapowiadały, że skończy się pobłażliwość dla tych, którzy nie noszą masek w sklepach. Bez zaświadczenia od lekarza o przeciwwskazaniach wobec jej noszenia, zamiast upomnień czekają nas wysokie grzywny.
W tym samym czasie, gdzieś po drugiej strony rzeczywistości, istnieją ludzie, dla których koronawirus jest niewiele groźniejszy od zwykłego przeziębienia, mają swoje, alternatywne statystyki, "nie boją się pytać", mają "otwarte umysły", a COVID uważają za "epidemię strachu", która rozsiewa "kłamstwa i bezprawie". Ulotki o właśnie takiej treści, nawołujące do masowych protestów 10 października, pojawiły się dzisiaj w skrzynkach wielu domów m.in. we Wrocławiu, wcześniej - wraz z kampanią billboardową - organizowane były również na terytorium całego kraju.
Jak argumentuje społeczność negacjonistów koronawirusowych? Swoje postulaty streszczają oni w ośmiu punktach, które określono jako - cytuję: "Stop fałszywym statystykom COVID-19", "Stop niewiarygodnym testom PCR", "Stop niszczeniu gospodarki", "Stop zamkniętym przychodniom", "Stop zdalnej edukacji", "Stop przymusowi noszenia maseczek i kwarantanny dla zdrowych ludzi", "Stop nieprzebadanym szczepionkom" oraz "Stop zastraszaniu i medialnym kłamstwom".
Wchodząc w szczegóły owych postulatów, włos się na głowie jeży. Mimo tego wejdźmy w to jądro ciemności i teorii spiskowych.
Zobacz też: Tłit - Michał Kobosko i Krzysztof Gawkowski
Organizatorzy protestu uważają na przykład, że osoby zgłaszające się do lekarza z różnymi dolegliwościami, "zmuszane są do podpisywania ankiet, że zgłaszają się z podejrzeniem COVID-19", a "osobom zmarłym z powodu innych chorób, wpisywany jest COVID-19". Po co, zapytacie Państwo? Odpowiedź jest prosta; "za stwierdzenie u pacjenta COVID-19 szpitale dostają wysokie dodatki i w taki sposób codziennie podbijane są statystyki".
Równocześnie organizatorzy manifestacji, którzy nigdzie nie omieszkali się ujawnić ani podpisać, przekonują, że testy PCR "mogą dać aż do 80 proc. wyników fałszywie dodatnich". Na jakiej podstawie opierają swoje "analizy" nieskuteczności testów molekularnych - również nie zdradzają. Mamy uwierzyć na słowo.
Lekarze się obijają, szczepionki szkodą
W tym samym czasie ludzie ci przekonują, że zdalne nauczanie (w wielu przypadkach konieczność, a nie wybór), to fanaberia, z której jak najszybciej powinniśmy zrezygnować, tak samo, jak z obostrzeń sanitarnych w szpitalach. "Pacjent staje się niebezpiecznym intruzem. Za co płacimy składki zdrowotne? Brak zabiegów w szpitalach. Pracują wszyscy, prócz lekarzy" - twierdzą.
Czymś z samego czubka piramidy absurdu i kłamstwa jest jednak fragment ulotki, który sprzeciwia się noszeniu maseczek i kwarantannie. Zgodnie ze zdaniem koronasceptyków, ludzie "zamykani są w domach na podstawie fałszywie dodatnich testów", a "wirusolodzy mówią jasno: taka osoba nie zaraża". Dlatego należy "skończyć z testowaniem każdego i niech do lekarzy zgłaszają się jedynie osoby z objawami, jak do tej pory robiliśmy to przy każdej chorobie górnych dróg oddechowych. I wróćmy do normalności!".
Jak rozumiem, mamy żyć, jakby się nic nie stało, nie przejmować się "pandemią", a już pod żadnym pozorem nie brać szczepionek. Ten fragment, ku przestrodze, przytaczam w całości. "Wielu ekspertów medycznych opisało szczepionki przeciwko koronawirusowi jako niepotrzebne i niebezpieczne. Badania nad bezpieczeństwem trwają kilka lat, a szczepionka ta badana jest zaledwie przez kilka miesięcy. W chwili obecnej badania są wstrzymane z powodu wystąpienia przypadków zapalenia rdzenia kręgowego".
Jacy eksperci? Skąd wiedzą, że szczepionki, których jeszcze nie ma, a nad którymi badania zostały (co za absurd) rzekomo wstrzymane, są groźne? I to zapalenie rdzenia kręgowego? Owszem, była podobna historia z badaniami szczepionki jednej firmy - AstraZenca - ale to akurat przykład na to, że system weryfikacji zadziałał, a ewentualnej efekty uboczne tej odmiany medykamentu są dopiero skrupulatnie weryfikowane.
Na sam koniec wisienka na torcie. Zdaniem osób, które koronawirusa uważają za globalny spisek, obostrzenia i nakazy "przekazywane przez rząd i telewizję nie mają mocy prawnej, gdyż są zapisane jedynie w rozporządzeniu, a nie w ustawie. Są to jedynie wytyczne i zalecenia, jakiekolwiek nakładanie kar jest więc bezpodstawne".
Nie wiem, co motywuje ludzi, którzy nie potrafią nawet ustalić, że od pół roku mamy ustawy koronawirusowe i w jaki sposób posiedli równocześnie kompetencje wirusologów i Trybunału Konstytucyjnego, ale to już dawno przestało być śmieszne, a zaczęło być straszne.
Marcin Makowski dla WP Opinie