Koziński: "Deglomeracja defilady. PiS pamięta, że kto wygrywa na Śląsku, ten rządzi w kraju" (Opinia)
Pomysł, żeby wyprowadzić defiladę wojskową z Warszawy, okazał się trafiony. Przeniesienie tej parady do Katowic wyraźnie pokazało, że Śląsk nie stanie się polską Katalonią.
Deglomeracja defilady wojskowej dała efekt. W Katowicach fakt, że przez ich miasto przeszło ponad dwa i pół tysiąca żołnierzy oraz przejechało i przeleciało 180 sztuk sprzętu wojskowego, wywołał entuzjazm, który w stolicy ciężko wywołać. Owszem, w Warszawie też zawsze są tłumy na trasie przemarszu defilady – ale jednak na Śląsku od razu było czuć autentyczne podekscytowanie. W okolicach Pałacu Kultury wyzwolić takie emocje dużo trudniej.
Oczywiście, nie zawsze, nie w każdej sytuacji należy widzieć polityczny kontekst. 100. rocznica I Powstania Śląskiego to świetny pretekst do tego, żeby defiladę w Katowicach zorganizować. Nigdzie nie jest zadekretowane, że wszystkie tego typu imprezy muszą się odbywać w stolicy. W końcu Polska to wielki kraj, świetnie, gdy władze centralne są w stanie wyjść poza okolice własnych urzędów i dać choć przez moment rzeszom Polaków poczucie tego, że rząd, prezydent się nimi interesują.
10 procent wyborców
Ale też w polityce przez duże P jednym posunięciem próbuje się załatwić kilka spraw. Decyzja o deglomeracji defilady jego tego przykładem. I na pewno jedną z przyczyn podjęcia decyzji o organizacji defilady w Katowicach był fakt, że jesienią odbędą się wybory parlamentarne.
Bo też w XXI wieku w polskiej polityce obowiązuje zasada, że kto wygrywa na Śląsku, ten rządzi w kraju. Szybki rzut oka na wyniki wyborcze w okręgu wyborczym nr 31, obejmującym Katowice, Chorzów, Mysłowice, Piekary Śląskie, Rudę Śląską, Siemianowice Śląskie, Świętochłowice i Tychy.
Zobacz także: Agata Kornhauser-Duda zachwyciła w Stanach. "Mogłaby pomóc mężowi"
W 2001 r. wyraźnie wygrało tam SLD. W 2005 r. Platforma o włos przed PiS. W 2007 r. PO pokonało już rywali wyraźnie, a cztery lata później wręcz zdobyło ponad dwa razy więcej głosów niż PiS. Ale już w ostatnich wyborach Platforma i PiS zdobyły po tyle samo mandatów – ale to partia Kaczyńskiego miała więcej głosów. Widać więc wyraźnie, że poza jednym wyjątkiem (w 2005 r.) wynik wyborczy w Katowicach jest jasno skorelowany z końcowymi wynikami w całym kraju.
Ale to nic dziwnego, przecież w całym Województwie Śląskim mieszka – jak podało PKW rok temu - 3 548 892 wyborców. W całej Polsce prawo do oddania głosów w wyborach ma 30 mln osób. Jasny z tego wniosek, że na Śląsku mamy ponad 10 proc. wyborców – w dodatku frekwencja tam jest zwykłe trochę wyższa niż średnia dla całego kraju. Jest się więc o co bić.
Śląsk to nie Katalonia
Dlatego PiS Katowic nie odpuszcza. Defilada to nie jedyny gest w kierunku Ślązaków. Przecież roku w temu w Katowicach odbył się szczyt klimatyczny. Obecny rząd już zadbał o to, żeby w 2022 r. w tym mieście odbyło się Światowe Forum Miejskie, impreza pod auspicjami ONZ.
W dodatku do Katowic przerzucono politycznie zawodnika wagi najcięższej – jedynką na liście PiS-u został premier Mateusz Morawiecki. Choć związany jest on z Wrocławiem, to swój pierwszy mandat poselski w życiu zdobędzie w Katowicach. Siłą rzeczy o swoim okręgu wyborczym później będzie musiał pamiętać.
Nie przypadkiem Morawiecki przemawiał tuż przed rozpoczęciem defilady, podkreślając patriotyzm Ślązaków i chwaląc ich trud powstańczy sprzed 100 lat. Jednak najważniejsze przemówienie wygłosił Andrzej Duda. W czasie nominacji generalskich rozwiał plotki o tym, że ktokolwiek bierze możliwość obniżenia emerytur wojskowych. Od pierwszych słów czuć było, że to dla niego ważne wystąpienie. Starannie się do niego przygotował, jego mowa była przygotowana z dużą dbałością o szczegóły i detale.
Prezydent ciekawie opowiadał o Śląsku 100 lat temu, o jego walce o bycie częścią Polski. Podkreślał kwestię lojalności Śląska wobec Polski – choć bardzo delikatnie. Wyraźnie wolał uniknąć kontrowersji, które kilka lat temu wywołał Kaczyński, mówiąc, że śląskość to "zakamuflowana opcja niemiecka". Język Dudy był dużo bardziej wycofany – choć jednoznaczny, zaznaczył, że śląskość oznacza polskość.
I dobrze, że to podkreślił. Owszem, są na Śląsku silne środowiska podkreślające odrębność tego regionu. Ale Śląsk to nie Katalonia – i rolą władz centralnych jest pilnować, żeby nikt lokalnych nacjonalizmów tam nie rozkręcił na tyle, by zaczęły padać zaczęły pomysły większej autonomii.
Taka defilada jak ta czwartkowa jest jedną z odpowiedzi na to. To nie jest żaden "nacjonalistyczny cyrk" jak raczył napisać Szczepan Twardoch. Nie po to Ślązacy 100 lat temu walczyli w powstaniu, aby teraz zaczęła rodzić się przestrzeń do rozważań niczym z Hamleta o tym, czym różni się śląskość od polskości. Między tymi słowami jest znak równości.