Koronawirus w Polsce. Mieśnik: "Byłem na pogrzebie na Facebooku. Miesiąc temu spotkałby mnie za to hejt"
Pamiętam oburzenie niektórych, gdy część internautów "paliła” wirtualne świeczki w komentarzach pod tekstami o śmierci idoli czy osób znanych. Dziś sam uczestniczyłem w e-pogrzebie transmitowanym na Facebooku. W miesiąc nasz świat zmienił się diametralnie.
W miesiąc? Nawet nie, zmiany przyśpieszyły, choć świat zwolnił, mniej więcej w dwa tygodnie. Tylko tyle, albo aż tyle wystarczyło, żeby przypomnieć nam słowa z "Miłości w czasach zarazy” o tym, że "łatwe szczęście nie może trwać zbyt długo”.
Bo patrząc globalnie, nie z perspektywy Polski, to świat od siedemdziesięciu lat z okładem żył sobie w miarę spokojnie, a ostatnich lat trzydzieści to już tylko rozwój, budowanie dobrobytu i konsumpcja. Podkreślam – uogólniając.
Mam nadzieję, że przesadzam, ale koronawirus naprawdę w krótkim czasie może wywrócić do góry nogami nasz prawie idealny świat. I nie chodzi tylko o to, że "śmierć nie jest wyłącznie stałą możliwością (…) ale bezpośrednią rzeczywistością” (znowu ten Marquez), ale też o to, że coś, co przed chwilą wydawało nam się dziwne, nieoczywiste, moralnie wątpliwe – w chwilę stało się obowiązujące.
Koronawirus a nowe przepisy. Wiceminister mówi, kiedy można wyjść z domu [WIDEO]
Zamykam służbowy komputer, bo wiadomo: praca zdalna i #zostajęwdomu. Idę do drugiego pokoju. Robię kawę, siadam na kanapie, włączam drugi komputer. W pasku zadań przeglądarki, tuż obok ikonek Netflixa i You Tube’a znajduję białe "f” na niebieskim tle. Odnajduję fan page podwarszawskiej parafii i odpalam stream.
Stream z pogrzebu osoby mi bliskiej, ale jeszcze bliższej moim bliskim. W myślach się karcę, że nie mogę się wczuć w powagę uroczystości. Niby wiem co się stało, w czym uczestniczę, ale pośredniczenie w tym za pomocą social mediów, gdzie co chwilę przychodzą powiadomienia od znajomych, jest sytuacją nową, totalnie odrealnioną. Szczególnie dla kogoś, w kogo rodzinie misterium śmierci nie było objęte tabu. Bliskich zawsze żegnało się z otwartą trumną, szepcąc kilka słów na wieczne pożegnanie.
A teraz? Niecałe 40 minut streamu oglądanego przez blisko 30 osób i po wszystkim. Dopijam kawę i wracam do pracy. Na nieco głębszą refleksję mam chwilę dopiero podczas pisania tego tekstu.
I mam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi za złe, że wszystkim tym, którzy odchodzą w tym trudnym czasie, gdy w ostatnim pożegnaniu może brać udział zaledwie pięcioro członków rodziny, zapalę znicz. Wirtualny.
[*]
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.