Kolejny powód, by nie lubić Ronaldo. Na jego pensję zrzucają się robotnicy
Co do mnie, jestem prosta. Lubię dobry mecz obejrzany w dobrym towarzystwie i nie zamierzam z tego powodu czuć się źle. Ale gdyby pieniądze z pensji Ronaldo w Juve przeznaczyć na podwyżki dla pracowników fabryk Fiata, każdy zarabiałby miesięcznie 200 euro więcej. To o wiele sensowniejsze rozwiązanie
Czy w świecie projektowanym przez socjaldemokratów będzie miejsce na mundial? Większość z nas uważa, że to, co złe w mundialu, wynika ze spuszczonego ze smyczy dzikiego kapitalizmu: absurdalne wysokie pensje, celebrytoza, ceny transferów, spekulacje, bukmacherka. Znajome feministki podkreślają, że za przemysłem rozrywkowym idzie wyzysk - zwłaszcza kobiet, zwłaszcza świadczących usługi seksualne.
Odrębna grupa znajomych lewicowców potępia piłkę nożną w ogóle jako rozrywkę karmiącą się toksyczną potrzebą rywalizacji, tępym nacjonalizmem i agresywnymi zachowaniami stadnymi. Krótko mówiąc, trudno jest być osobą o postępowym światopoglądzie i ze spokojnym sumieniem obserwować zmagania piłkarzy.
Co do mnie, jestem prosta; lubię dobry mecz obejrzany w dobrym towarzystwie i nie zamierzam z tego powodu czuć się źle. Jestem zdania, że to, co złe w piłce nożnej da się naprawić, systemowo kiełznając kapitalizm, nie zaś wypierając potrzebę radości z wygranej naszych.
Rak, który toczy sport zawodowy, to między innymi skłonność korporacji do płacenia niebotycznych sum za pozyskanie celebrytów świata piłki dla swojej marki. Piłka nożna jest, wbrew pozorom, sportem zespołowym i jak sama lubię patrzeć na spektakularne bramki i zjawiskowe dryblingi, tak uważam, że faworyzowanie konkretnych strzelców to masywna arogancja dla reszty drużyny i jej trenera.
*Zobacz: Cristiano Ronaldo może tylko zyskać na transferze? *
Tak, wiem, potrzebujemy gwiazd i celebrytów, by mieć się na kim wzorować — ale to nie musi oznaczać wydatków kosztem potrzeb tych, którzy podziwiają ich w telewizji czy na ekranie.
Transfer Cristiano Ronaldo do Juventusu jest przykładem tego, jak nie powinno to działać. Ponadstumilionowy kontrakt, podpisany lekką ręką, wywołał opór w pracownikach fabryk Fiat Chrysler Automobiles, które współfinansują wynagrodzenie piłkarza. Zatrudnieni w fabryce Fiata wskazują, że pracują dla tych samych ludzi i są niesprawiedliwie traktowani. Firma zaciska pasa i tym tłumaczy brak podwyżek przez ostatnich 10 lat (gdyby kwotę na pensję Ronaldo przeznaczyć na podwyżki, każdy z pracowników zarabiałby o 200 euro miesięcznie więcej).
Zapowiedź strajku wydaje mi się tu ze wszech miar słuszna — jest to odpowiednie narzędzie, by rozmawiać z pracodawcą o losie zatrudnianych przez niego osób, skoro mniej konfrontacyjne środki wyrazu nie znajdują zrozumienia. Pytanie brzmi, czy wszystkie oczekiwania powinniśmy adresować w stronę konsorcjum, mającego w swoim posiadaniu fabryki Fiata i drużynę Juventusu.
Gdy wspominam o dzikim kapitalizmie, mam na myśli to, że państwo powinno wziąć na siebie zadanie kontroli i wywierania nacisku na firmy tak, by szanowały prawa wszystkich pracowników — nie tylko tych, którzy malowniczo strzelają bramki i dramatycznie pokładają się po boisku przy choćby próbie faulu, ale także tych, którzy dzień w dzień stoją przy taśmie produkcyjnej. Nie widzę w tym sporze głosu państwa włoskiego, a chyba nadszedł już moment, w którym powinniśmy go usłyszeć.
Inne pytanie, jakie sobie zadaję: co stoi u podstaw idei płacenia milionów celebrycie, podczas gdy zwykli pracownicy przez lata nie dostają podwyżek? Przemysł rozrywkowy, tkwiąc w obleśnym uścisku z kapitalizmem, generuje nierówności, których nie zlikwiduje jeden strajk. Jest szansa, że strajk zapoczątkuje łańcuch zmian, który do tego doprowadzi, ale musimy zacząć pytać, czy etycznie jest płacić miliony euro za godzinę obecności na boisku.
Pierwszy mundial, jaki oglądałam, to była España 1982. Pamiętacie Maradonę? To był ten typeczek, który parę lat później odmówił opuszczenia Società Sportiva Calcio Napoli dla Juventusu, bo miał świadomość, że jego talenty bardziej przydadzą się południowemu, niedoreprezentowanemu klubowi niż święcącemu triumfy północnemu Juve. Chciałabym, by sami piłkarze mieli takie zasady i takie poczucie odpowiedzialności względem reprezentowanemu regionowi, co Maradona w tym czasie.
Ale zamiast tego mamy miliony pompowane w celebrytę i gotowych do walki pracowników fabryk.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl