Kataryna: "Nie każda branża może liczyć na takie wsparcie prezydenta, jak branża narciarska" [OPINIA]
Nie wiem, ile decyzji w ostatnim czasie zapadało w podobny sposób, jak ta dotycząca stoków narciarskich, nie sądzę, żeby ta była jedyna - nikt mi nie powie, że zamknięcie muzeów i zostawienie kasyn może mieć jakieś merytoryczne podstawy. Tymczasem moja znajoma zastanawiała się, czy zamknąć prowadzoną przez jej fundację kawiarnię zatrudniającą dorosłe osoby z autyzmem.
Rządowa strategia walki z COVID-19 jest - jak wiadomo - nie tylko starannie przemyślana, ale także skuteczna. "Nasz hamulec bezpieczeństwa, czyli restrykcje wprowadzone w związku z epidemią koronawirusa przynoszą zamierzony skutek, wygrywamy z epidemią" - w poniedziałek premier odtrąbił sukces. A przecież trzeba pamiętać, że to już drugi raz w tym roku jak wygraliśmy z koronawirusem, więc naprawdę są powody do dumy. A wszystko dzięki opracowanej, dobrze przemyślanej i jeszcze lepiej wdrażanej strategii.
Mateusz Morawiecki: "Za decyzjami, które podjęliśmy, stoi wyłącznie troska o zdrowie i życie milionów Polaków. W tym przypadku rządowa Rada Medyczna do spraw COVID-19 przy Prezesie Rady Ministrów i rządowe Centrum Analiza Strategicznych przyjęły właściwe rekomendacje, a rząd w ekspresowym tempie wprowadził je w życie. Odłożone w czasie efekty właściwych decyzji właśnie obserwujemy".
Wykuwanie się "właściwych decyzji" najlepiej mogliśmy zaobserwować na przykładzie zamykania stoków narciarskich, które ogłoszono na konferencji premiera w sobotę. W niedzielę poinformowano o rozpoczęciu konsultacji z branżą, w poniedziałek konsultacje przeprowadzono i już we środę można było ogłosić, że stoki narciarskie nie zostaną jednak zamknięte. Oczywiście z myślą o mieszkańcach Zakopanego i okolic, bo przecież baza noclegowa pozostaje zamknięta dla turystów i nie będą mieli gdzie przenocować.
Koronawirus w Polsce. Krzysztof Łanda krytycznie o działaniach rządu PiS
W niedzielę można było zobaczyć zdjęcia z tłoczących się do wyciągu narciarzy, a potem z Zakopianki zakorkowanej przez tych wszystkich pracowników wracających z "delegacji" w Zakopanem, bo w delegacji przenocować można, a w hotelu nikt i tak delegacji nie sprawdza - wystarczy oświadczyć, że się jest służbowo. Wicepremier Gowin mógł więc ogłosić sukces, kozę wyprowadzono, kolega z rządu, będący właścicielem infrastruktury narciarskiej, może odetchnąć z ulgą.
Nie wiem, ile decyzji w ostatnim czasie zapadało w podobny sposób, nie sądzę, żeby ta była jedyna - nikt mi nie powie, że zamknięcie muzeów i zostawienie otwartych kasyn może mieć jakieś merytoryczne podstawy. Podejrzewam raczej bardzo intensywne "konsultacje" z branżą hazardową, tyle że akurat nieupublicznione. Nawet w pandemii duży może więcej, za biedującymi muzeami nikt się nie ujmie, same też nie mają wystarczających "argumentów".
Nie może też dziwić informacja, że to prezydent osobiście zadzwonił do wicepremiera w sprawie stoków, bo w sumie, dlaczego miałaby? Jedyne co może zastanawiać to powód, dla którego wicepremier Gowin prezydenta wsypał, a marszałek Terlecki dobił.
Jeśli to miała być szpilka wbita prezydentowi, to ktoś naprawdę nie przemyślał, że oprócz lekceważenia głowy państwa - do czego już przywykliśmy - niechcący zdradził kulisy rządowej strategii walki z pandemią, w której niektóre decyzje są albo od początku całkowicie błędne, albo - naprawdę nie wiem co gorsze - decyzje słuszne są zmieniane pod wpływem jednego "telefonu do przyjaciela". Do zapamiętania, gdy za chwilę premier będzie wyjaśniał ważne powody, dla których zamknął lub otworzył kolejną branżę.
Ryszard Terlecki: "Prezydent Andrzej Duda jest miłośnikiem narciarstwa, więc jest zainteresowany tym, żeby wyciągi działały".
Gdy prezydent interweniował u wicepremiera w sprawie swojego zimowego hobby, a wicepremier organizował konsultacje z branżą, w której zarabia jego kolega z rządu, moja znajoma zastanawiała się, czy zamknąć prowadzoną przez jej fundację klubokawiarnię zatrudniającą dorosłe osoby z autyzmem. Miejsce, które kilka lat temu stworzyła od zera, biorąc na nie kredyt zabezpieczony prywatnym mieszkaniem i w którym przez te lata zatrudniała osoby, których nie chciał i raczej nie będzie chciał zatrudnić nikt inny, bo są wyjątkowe.
Takich miejsc zatrudniających niezatrudnialnych w samej Warszawie jest kilka, żadne z nich nie ma wystarczającej siły przebicia, żeby się nad nimi pochylić. Od miesięcy nie zarabiają, bo - w przeciwieństwie do kasyn - podobno nie da się tam wprowadzić protokołów sanitarnych. To miejsca, które jak teraz padną, to raczej na zawsze. Zrozumiałby to każdy, kto widział i wie jakim wysiłkiem tworzy się takie miejsce.
Trudno mieć pretensje, że prezydent i wicepremier walczą o utrzymanie jakiejś branży. Chciałoby się tylko, żeby powalczyli o każdą. Nawet jeśli niektóre są wizerunkowo i statystycznie pomijalne.