Karolina Korwin-Piotrowska: Co powinien Machulski
"Juliusz Machulski powinien przeprosić za ten film", mówi o "Seksmisji", jednej z niewielu śmiesznych polskich komedii, Paulina Młynarska. Mówi serio?
Czytam, co powiedziała Paulina oraz to, co jej słowa wywołały w mediach - ostrą nagonkę na reżysera oraz nakręcony przez niego wiele lat temu film - i zaczynam się bać. Czego? To proste. Boję się, że w czasach coraz agresywniejszego języka debaty publicznej oraz manifestowanego rewanżyzmu wielu grup deklarujących pewną ideologię, niekoniecznie jak w tym wypadku feminizm, zrobi się niebezpiecznie i parę osób weźmie jej słowa na serio. Bo nie ma nic gorszego niż żądanie od artysty, aby przeprosił w jakikolwiek sposób za swoje dzieło. Tym bardziej, że nie chodzi tu o kwestie artystyczne, jakość filmu, ale o jego wymowę. Ta, po wielu latach od premiery "Seksmisji" w 1984 roku, niektórym przestała się podobać. Może wyjdzie teraz, że jestem konserwatywną jędzą, ale będę ostatnią osobą, która komukolwiek każe przepraszać za cokolwiek w sferze artystycznej.
Nie tylko dlatego, że jak Paulina płakałam na tym filmie ze śmiechu. Także dlatego, że prywatnie, pracując z kobietami od początku swej drogi zawodowej, niejedno widziałam, niejedno doświadczyłam i znam pojęcie "piekła kobiet", które dotyczy miejsc, w których pracują głownie kobiety, a zdanie "kobieta kobiecie suką" uważam za bardzo trafne. Sorry, babki, ale same dla siebie bywamy potworami, daleko nam od ideału i chyba żadna z nas nie chciałaby, by światem rządziły wyłącznie kobiety. "Seksmisja" takie piekiełko z buzującymi emocjami i hormonami pokazuje, czy nam się to podoba czy nie. Błagam, przyznajmy, że świat bez mężczyzn, którzy nas wkurzają, ale są też genialną motywacją do zrobienia wielu fajnych rzeczy, byłby kompletnie beznadziejny. I dla mnie o tym jest ta historia. A nie o tym, czy jakiś pan jakąś panią potraktował w nim seksistowsko, pokazał w sposób siłowy, czym jest pocałunek, seks albo powiedział coś niegrzecznego. To jest kino. Człowiek inteligentny odróżnia świat wykreowany od realnego. No chyba, że mu się to myli i od aktora grającego w filmie lekarza żąda recepty i porady, a od telewizyjnego prawnika wymaga szybkiego i filmowego rozwodu. To tak nie działa.
Prorok Juliusz
Tu nie chodzi o poglądy. "Seksmisja" to nadal świetny film, nakręcony doskonale, jeden z niewielu nie tylko z lat 80., który przetrwał próbę czasu, ale także jedna z niewielu naprawdę zabawnych polskich komedii w całej historii polskiego kina. Jego świeżość polega nie tylko na tym, że Stuhr z Łukaszewiczem i całym zastępem pięknych (tak, wielce urodziwych, doskonale zbudowanych i pod tym względem głównie dobieranych) aktorek zagrali role życia, dali nam cytaty w stylu "nasi tu byli" czy "ale żeby chłop nie mógł z gołą babą w windzie", ale także na tym, że prezentuje taki, a nie inny świat. Wymyślony genialnie, z fantazją i filmowym pazurem - aczkolwiek coraz bardziej autentyczny. Machulski już w latach 80. był prorokiem.
Jak każdy artysta (a nie geszefciarz), był wiele kroków przed nami, wyczuł coś w powietrzu i w ludziach, na długo zanim słowa "girl power" czy "feminizm" stały się modne, lądując na koszulkach, gadżetach. I zrobił o tym film. O tym, że babki wykończyły facetów, którzy byli tak słabi, zniewieściali i beznadziejni, że wylądowali jedynie na kartach historii. Brzmi znajomo?
Bo dzisiaj "odwieczne prawo natury", które tam kończy się pocałunkiem i seksem, zaczyna być równie rzadkie, co niegdyś dinozaury. Taka prawda. A cytat, który podobno tak boli, czyli: "Sfiksowałyście, boście chłopa dawno nie miały! Chłopa wam trzeba!", jest niestety wiecznie żywy w debacie publicznej. Same kiedyś o tym z Pauliną rozmawiałyśmy w kontekście "syndromu niedopchania" używanego w dyskusjach w stosunku do kobiet. Ale to nie wina Machulskiego, tylko tego, jak u nas nadal postrzega się mentalność kobiet.
Na celowniku
Lubię Paulinę, ale pojechała. Wywołała dyskusję niebezpieczną w czasach, kiedy wszyscy wszystko odbierają dosłownie, poczucie ironii i humoru zdechły śmiercią gwałtowną, a na artystów wielu chce ukręcić bat, bo coś jest nie po linii, coś wydaje się albo zbyt konserwatywne, zbyt wyluzowane albo zbyt seksistowskie. Z byle nagiego biustu zaczynamy robić aferę, z byle gołego tyłka na scenie jest medialny skandal. Średniowiecze zaczyna być przy nas bardzo wyluzowaną epoką.
Artyści są na celowniku mediów, władzy, polityków, lobbystów, różnych niby-mądrali, którzy choć nie przeczytali żadnej książki, edukację filmową skończyli na dobranocce, Scorsese to dla nich pizzeria, to i tak wiedzą "lepiej".
Monty Python i jego twórcy powinni przeprosić za wizerunki zidiociałych kobiet w swoich skeczach, John Cleese powinien "przeprosić" za potworną postać swej żony w "Hotelu Zacisze" i sposób w jaki traktował w owym serialu wszystkie kobiety; twórcy Jamesa Bonda, oglądanego przez zapiekłe feministki i konserwatystów, powinni przeprosić za wizerunek kociaków paradujących w bikini, służących do sprawiania przyjemności Agentowi 007 i mówiących omdlewającym z rozkoszy głosem "Oh, James…". Na serio? Tego chcemy? Rozliczania twórców za ich dzieła?
A gdzie w tym jest artystyczna wolność? Swoboda wypowiedzi? Może każmy przepraszać wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób uprzedmiatawiają aktorki w filmach? To byłaby zabawa dopiero, bo ten zawód uprzedmiatawia kobiety, ale pamiętajmy, że mężczyzn też. Pod tym względem jest bardzo demokratyczny. Obie płcie są jak armatnie mięso, jak plastelina. Aktorzy są materiałem w rękach reżysera, poddają się mu, działają według jego wskazówek. Jeśli trzeba, grają coś feministycznego, a innym razem, palą na stosie liberałów. Ale to jest kino. Kreacja. Prowokacja. Zabawa, która czasami bywa wielką sztuką.
Błagam, nie idźmy tym tropem. Zostawmy artystów, niech będą wolni, niech robią, co chcą i co im w duszy gra. Niech robią swoje, liberalne, feministyczne, konserwatywne czy patriotyczne filmy, książki czy obrazy. Od tego są. A nie od przepraszania za cokolwiek. Wyluzujmy. Są ważniejsze sprawy niż to, czy Machulski ma przepraszać za cokolwiek.
Karolina Korwin-Piotrowska dla WP Opinie