Karolina Głogowska: Dlaczego wszystkie kobiety powinny podziękować żonie Harveya Weinsteina?
Seksskandal z producentem Harveyem Weinsteinem, tym razem grającym główną rolę amatora masaży i niedoświadczonych aktorek, jest inny niż wcześniejsze afery seksualne. Pokazuje, że podobni mu panowie powinni zacząć się bać, bo kobiety wreszcie mówią: idziemy po was.
Bo to wielki reżyser był
Historia molestowania seksualnego jest stara jak historia ludzkości, a showbiznes i polityka to światy najczęściej wstrząsane seksskandalami. Na swoim koncie mają je Silvio Berlusconi, Bill Clinton, Roman Polański, Dominique Strauss-Kahn czy Bill Cosby, by wspomnieć tylko tych największych. Za każdym razem dużo mocniej niż sprawcy dostawało się ofierze: Bo pewnie szuka rozgłosu, bo sama się pchała i w ogóle, czemu mówi o tym dopiero teraz? Do tego dochodziły głosy obrońców: Och, zdarzyło mu się, w końcu to facet, ale przecież taki świetny z niego polityk/fenomenalny reżyser/genialny aktor. Na końcu niczym wisienka na torcie pojawiała się wspierająca i usprawiedliwiająca biednego misia żona. Wszystko to dawało kobietom jasny przekaz – jeśli zdarzy ci się, że szef potraktuje cię jak seksualny obiekt, lepiej siedź cicho, bo w najlepszym przypadku nikt ci nie uwierzy, w najgorszym zrobią z ciebie szmatę, a misio będzie żył sobie dalej w domowym ciepełku.
Zobacz też: Harvey Wesintein oskarżony o molestowanie. Jaka przyszłość czeka przyjaciela Weroniki Rosati?
Ale w przypadku Harveya Weinsteina wszystko od początku wygląda inaczej - i to daje nadzieję kobietom na całym świecie. Po pierwsze sam sprawca przyznaje się do winy, wyraża skruchę. Choć mała to pociecha, to jednak jest nikłym przebłyskiem uczciwości na tle zwyczajowego wypierania się i przerzucania winy na kobietę. Po drugie, co bardzo cieszy, za szeregowymi pracownicami Weinsteina, murem stanęły wielkie gwiazdy o równie uznanych, a może znacznie większych niż on nazwiskach, jak choćby Gwyneth Paltrow, Angelina Jolie, Meryl Streep, Kate Winslet, Glenn Close czy Judi Dench. Po trzecie dość szybko, bo po tygodniu od ujawnienia, ekscesy swojego męża potępiła Georgina Chapman, co wcale nie było takie oczywiste.
Pani Chapman właśnie udzieliła krótkiej wypowiedzi, w której nie tylko stwierdziła, że odchodzi od męża, ale wyznała, że bardzo współczuje wszystkim kobietom, które cierpiały przez niewybaczalne czyny jej męża. Dlaczego to takie ważne? Bo historia seksafer usłana jest żonami stojącymi murem za niewiernym partnerem, nierzadko szukającymi winy w drugiej kobiecie. Pomijając już pytanie, czy żona Weinsteina wiedziała wcześniej o jego wybrykach, czy też nie, za to oświadczenie należą jej się brawa.
Molestowanie jak kromka chleba
Wszystko to mówi ofiarom przemocy seksualnej: nie bójcie się, nie jesteście same, to nie wy zrobiłyście coś złego. Z przeprowadzonych w 2011 roku badań Ministerstwa Polityki Społecznej (a które resort pewnie nieprędko powtórzy) wynikało, że 9 na 10 padło ofiarą molestowania seksualnego. W 2016 roku podobne badania przeprowadziła Fundacji na Rzecz Równości i Emancypacji „Ster”, a dane właściwie nie drgnęły. 87,6 proc. badanych kobiet doświadczyło jakiejś formy przemocy seksualnej. Dowcipy z podtekstami, nieprzyzwoite komentarze, obnażanie się przed ofiarą, obraźliwe uwagi dotyczące ciała, aż wreszcie rękoczyny takie jak obmacywanie, chwytanie za intymne miejsca i składanie erotycznych propozycji. Wypieracie się czy nie, to nasz chleb powszedni.
O tym, że ani gwałt, ani molestowanie seksualne nie rozbijają się o sam seks, psychologowie wiedzą od dawna. W obu tych przypadkach sprawcy chodzi o władzę, o pokazanie ofierze, kto tu rządzi i rozdaje karty. Trudno o bardziej obrzydliwy przykład wykorzystywania swojej pozycji niż czynienie erotycznych aluzji lub propozycji swoim podwładnym. A jednak stawiam dolary przeciw orzechom, że niemal każda z nas, kobiet, z tego typu sytuacją choć raz w życiu się spotkała.
Tragedia niemal antyczna
Nieco ponad 60 proc. Polek jest zmuszanych do tzw. innych czynności seksualnych przez mężczyznę, który wykorzystuje swoją władzę. Co ma zrobić kobieta, która jako podwładna wie, że standardowy trzask w pysk jest w miejscu pracy nie do pomyślenia? Że jej zbyt kategorycznie wyrażona odmowa może się spotkać z konsekwencjami służbowymi? I że donos do kadr, a nawet sprawa w sądzie pracy będzie się ciągnęła smrodliwym dymkiem przez wszystkie kolejne firmy, w których podejmie zatrudnienie? Przyznacie, że nie są to decyzje, które powinno się podejmować między filiżanką kawy a sporządzaniem raportu dla przełożonego. Kiedy przeprowadzałam wywiady z kobietami z pokolenia mojej babci, panie mówiły: „Molestowanie? Dyrektor zakładu łapał za tyłek, cycki, wybierał i wołał do kantorka co ładniejsze dziewczyny, to był standard. Śmiałyśmy się, co miałyśmy zrobić? My nawet nie wiedziałyśmy, że to molestowanie”.
Takich chojraków do dziś nie brakuje. „Mogę ci uprzykrzyć życie, jeśli będziesz niemiła”, „Ty to stara dupa już jesteś” (do 24-letniej dziewczyny), „I kto ci uwierzy, jesteś tylko sekretarką”, „Zdejmę ci majtki zębami, jak będziesz się tak rzucać” – to tylko niektóre teksty, zebrane wśród moich koleżanek w prywatnej ankiecie. Wszystkie padły w miejscu pracy, wszystkie z ust osoby, od której w jakimś stopniu zależały. Na nagraniu, które ujawniła jedna z ofiar Weinsteina, Ambra Battilana Gutierrez, producent wyraźnie zirytowany mówi, że aktorka może zapomnieć o jego „przyjaźni”, jeśli nie spełni jego prośby i nie pójdzie z nim do pokoju. Ile karier pogrzebał w ten sposób? Tego nigdy się nie dowiemy.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Na koniec dobre słowo do wszystkich panów szukających wrażeń kosztem swoich podwładnych i współpracowniczek. Za każdym razem, gdy przyjdzie wam do głowy niewybredna uwaga lub propozycja, przypomnijcie sobie wielkiego Harveya Weinsteina, potentata, sułtana Hollywood. Skoro kobiety przyszły po niego, w końcu przyjdą i po was.
Karolina Głogowska dla WP Opinie