Joanna Sosnowska: Czekam na chwilę, gdy nowe smartfony znów będą mnie zaskakiwać
Smartfon jest najbardziej osobistym urządzeniem, jakie istnieje. Żadne inne nie przyciąga tak bardzo naszej uwagi, po żadne inne nie sięgamy tak często. To się prędko nie zmieni – i dobrze! Gdyby jeszcze budziły większe emocje…
Nie zrozumcie mnie źle, kocham mój telefon. Mam go zawsze na wyciągnięcie ręki. To flagowy model z ubiegłego roku, już trochę zwalnia, jest trochę poobijany, aparat mógłby być lepszy. Ale żaden z tegorocznych flagowców nie oczarował mnie na tyle, żeby chociaż rozważać zamianę na nowszy model.
Na rynku są już wszystkie najważniejsze urządzenia mobilne, które miały pojawić się w pierwszej połowie roku. Samsung Galaxy S8 z radykalnie zmienionymi proporcjami ekranu, LG G6 z lepszym aparatem i trochę zmienionymi proporcjami ekranu, Huawei P10 z nowym trybem portretowym. Wszystkie te urządzenia zapowiadają się naprawdę świetnie. Ale nie wnoszą nic nowego.
Poprawiony aparat – czyli lepsza jakość zdjęć – oczywiście cieszy. Tak samo jak bardziej wydajny procesor, odświeżony Android czy poprawione funkcje bezpieczeństwa. Nie mam wątpliwości, że te urządzenia trafią w ręce dziesiątków tysięcy ludzi na całym świecie.
Brak mi tylko jednego – ekscytacji.
Gdy flagowe smartfony dopiero rozpychały się na rynku, właściwie każdy model przyciągał wzrok. Tu nowa technologia wyświetlaczy, tam inteligentny asystent, w kolejnym aparat fotograficzny, przy którym bledną wszystkie pozostałe. Obecna stagnacja wynika oczywiście z nasycenia rynku. Flagowce mogą powoli ewoluować i wyróżniać się detalami. Ale nie będą zachwycać.
No, przynajmniej do momentu, kiedy na rynku pojawi się kolejne The Next Big Thing. Czy będą to elastyczne ekrany, więc smartfon będzie chowany do kieszeni jak kartka papieru albo noszony na nadgarstku jak bransoletka? A może od razu wszczepy mózgowe, dzięki którym zewnętrzne urządzenie stanie się zbędne? Przyszłość smartfonów z pewnością jest ekscytująca. Musimy tylko przeczekać czas stagnacji dojrzałego rynku.