Jacek Żakowski: Zła pamięć
Lech Kaczyński „wpisał się w naszą historię w ten sposób, iż każdy, kto jest polskim patriotą, musi być przekonany, że warto, by jego pomniki stały w różnych polskich miastach” mówił Jarosław Kaczyński odsłaniając pomnik brata i bratowej w Białej Podlaskiej. Postaram się być delikatny, ale powiem to wprost: NIEPRAWDA, PANIE PREZESIE.
Teraz ma Pan władzę i może Pan w Polsce robić, co Pan chce. Także stawiać setki pomników bratu, a nawet sobie. Ale historycznych faktów Pan tym sposobem nie zmieni. I swoim nieumiarkowaniem przysporzy Pan zmarłemu bratu raczej wstydu niż chwały.
Nie mówię tego dlatego, by komuś zrobić przykrość, ani by coś dorzucić na szalę politycznej walki. Mówię to dlatego, że niby-patriotyczny szantaż, który Pan próbuje stosować, by wymusić na innych udział w politycznym kulcie Pańskiego brata, w moim odczuciu przekroczył granice przyzwoitości.
Szantażowanie Polaków
Rozumiem uczucia, ból i polityczne potrzeby. Szanuję je. Choć od 1990 r. byliśmy po innych stronach politycznych sporów, w dniu katastrofy smoleńskiej napisałem do „Polityki” tekst zakończony tezą, że będzie nam brakowało Lecha Kaczyńskiego. I do dziś tak czuję. Potem pisałem m.in., że nie podoba mi się darcie przez wiele zacnych osób szat z powodu wawelskiego pochówku pary prezydenckiej, bo trzeba uszanować uczucia tej licznej mniejszości obywateli, którym po szoku smoleńskim taki hołd był potrzebny. Do dziś z sympatią wspominam moje nieliczne spotkania i ciepłe rozmowy z Lechem Kaczyńskim, który niewątpliwie miał dobry, moderujący wpływ na swoje środowisko, zapewne nie wyłączając brata. Naprawdę szanuję ludzi szczerze wyznających kult prezydenta Kaczyńskiego. Ale szantażowanie przez Pana Polaków, że jeśli nie są za upstrzeniem Polski setkami, a może tysiącami bardzo różnej jakości pomników Pańskiego brata, to nie są polskimi patriotami, znaczy, że mamy obowiązek w obronie zdrowia moralnego przerwać milczące tolerowanie pompowania fałszywego kultu.
Sprawa jest delikatna, więc będę się trzymał ściśle policzalnych faktów. Z całym szacunkiem należnym zmarłemu, z szacunkiem dla Pańskich emocji i dla emocji wielu osób, które mają w sercach gorącą pamięć o Lechu Kaczyńskim - także w polityce musimy jednak trzymać się prawdy, jeśli jest dostępna. A w tym przypadku jest. I policzalna prawda w żaden sposób nie pasuje do kultu zmarłego prezydenta, który po katastrofie smoleńskiej został zbudowany przez Pana i Pańską partię.
Nie taki dobry, jak go malują
Owa policzalna prawda, jaką znamy, jest taka, że (wg comiesięcznego badania CBOS) Lech Kaczyński jako Prezydent RP tylko przez pierwsze trzy miesiące sprawowania urzędu miał więcej ocen pozytywnych niż negatywnych (pozytywne: 39, 42 i 41; negatywne: 16, 19 i 37). Przez następne 48 miesięcy urzędowania Lecha Kaczyńskiego zawsze dużo więcej było osób uważających, że prezydent źle sprawuje swój urząd. W ostatnich trzech miesiącach przed katastrofą prezydenturę Lecha Kaczyńskiego dobrze oceniało 30, 26 i 31 proc. obywateli, a źle 58, 62 i 58 proc. W ocenie większości Polaków ta prezydentura była więc porażką.
Wiemy też, co składało się na negatywną ocenę prezydenta. W połowie kadencji CBOS poprosił ankietowanych o ocenienie różnych aspektów prezydentury w skali od 1 (źle) do 5 (dobrze). Najgorzej ocenione zostało reprezentowanie Polski na świecie (2.27) i sprawność działania (2,39). Nieco lepsze noty Lech Kaczyński dostał za kompetencje (2.61) i za aktywność w życiu politycznym kraju (2.60). Średnio w szkolnej skali wypadła dwója z plusem, albo trója na szynach.
Fałsz budowanego teraz kultu prezydentury Lecha Kaczyńskiego dobrze też pokazało badanie CBOS przeprowadzone na dwa miesiące przed katastrofą smoleńską. Proszono w nim o wybranie właściwej z dwóch proponowanych tez. Tezę „rozumie problemy zwykłych ludzi, troszczy się o ich los” wybrało 30 proc. osób. A tezę: „nie obchodzi go los zwykłych ludzi” wskazało 51 proc. W innej parze tezę: „jest prawdziwym mężem stanu - w swojej działalności kieruje się dobrem kraju” wybrało 26 proc., a tezę: „w swojej działalności kieruje się przede wszystkim własnym interesem politycznym” wskazało 56 proc. Najmniej zaskakujące z dzisiejszego punktu widzenia były odpowiedzi dotyczące pary tez „nie wyróżnia żadnej siły politycznej (22 proc. wskazań) i „kieruje się przede wszystkim interesami partii, z której się wywodzi” (64 proc.).
Machina kultu
Po katastrofie, gdy zwolennicy PiS niezwłocznie uruchomili wielką machinę kultu tragicznie zmarłego prezydenta, a przeciwnicy zgodnie z regułami żałoby wspominali jego jaśniejsze strony, opinie o Lechu Kaczyńskim wyraźnie się poprawiły. Gdy jednak w maju 2010 CBOS zapytał, który z byłych prezydentów najwięcej zrobił dla Polski, na Aleksandra Kwaśniewskiego wskazało 42 proc. ankietowanych, na Lecha Wałęsę 23 proc., a na Lecha Kaczyńskiego zaledwie 19 proc.
Takie oceny prezydentury Lecha Kaczyńskiego przekładały się na jego szanse w walce o drugą kadencję. Według wszystkich sondaży urzędujący prezydent wchodził wprawdzie do drugiej tury, ale miał w niej ponieść druzgoczącą porażkę nie tylko w starciu z kandydatem PO Bronisławem Komorowskim (49:29 wg GFK Polonia z lutego 2010), ale też z Andrzejem Olechowskim (40:31 - to samo badanie). W badaniu PBS dla Gazety Wyborczej, które brało też pod uwagę start Radosława Sikorskiego jako kandydata PO, także on zdecydowanie wygrywał z Lechem Kaczyńskim (66:34).
Słaby prezydent
Takie, Panie Prezesie, są twarde, policzalne fakty. Pański brat ma oczywiście zasługi. Obserwując, czym stał się PiS, kiedy go zabrakło, mam dla niego jeszcze więcej uznania i sympatii niż kiedyś. Ale był słabym prezydentem i dość przeciętną postacią w pełnej wielkich ludzi czołówce polityków solidarnościowych. Niczego specjalnie wielkiego dla Polski nie zrobił, więc nie ma uczciwego powodu stawiać mu niezliczonych pomników. Przynajmniej kilka osób z grupy nieżyjących już liderów obozu solidarnościowego zrobiło dla Polski więcej i bardziej zasłużyło na solidne upamiętnienie. Kuroń, Mazowiecki, Geremek, Romaszewski mają większe zasługi dla odzyskania przez Polskę niepodległości i dla odbudowy polskiej państwowości.
Nie godzi się, mając władzę, tak ostentacyjnie czcić za publiczne pieniądze bliską sobie osobę, gdy bardziej zasłużeni są upamiętniani - najdelikatniej mówiąc - bardzo powściągliwie. A zwłaszcza, nie godzi się stosować patriotycznego i politycznego szantażu, by wymusić na innych, często zależnych od Pana, branie w tym procederze udziału. Nie warto się do tego posuwać. Bo to niepotrzebnie rzuca na pamięć Pańskiego brata złe światło, na które nie zasłużył.
Jacek Żakowski dla WP Opinie
Śródtytuły pochodzą od redakcji