Jacek Żakowski: Komplemenciarz tanio kupił
Gdybyście mieli na zbyciu zupełnego wraka i chcieli dostać za niego fortunę, od razu dzwońcie do Donalda Trumpa. On to umie załatwić. I zna numer do Andrzeja Dudy, który od Trumpa wszystko kupuje, jak leci. Zwłaszcza, kiedy płaci naszymi pieniędzmi.
Jeżeli się wzruszyliście słuchając Donalda Trumpa na Placu Krasińskich, to znaczy, że wszystko jest z wami w porządku. Jeżeli byliście dumni słysząc jak prezydent Stanów Zjednoczonych z zaangażowaniem czyta piękny tekst o powstańczej barykadzie w Alejach Jerozolimskich, to znaczy, że wasze polskie serca są zdrowe i na miejscu. Ale jeżeli widząc ogon odlatującego z Warszawy Air Force One nie poczuliście, że coś tu jednak nie gra, to nigdy nie chodźcie sami na poważniejsze zakupy. I w żadnym razie nie dobierajcie sobie do pomocy polityków ani publicystów z prawicy. Bo rzucona przez sprzedawcę wiązanka wygłoszonych ze sztuczną emfazą pustych komplementów wystarczy, żeby was radośnie namawiali do kupienia za żywą gotówkę już nawet nie kota w worku, lecz worka, do którego ktoś kiedyś ma włożyć jakiegoś kota.
Na święty nigdy
O biznesowych zdolnościach prezydenta Trumpa krążą po świecie legendy. Ale w Warszawie Trump przeszedł sam siebie. Radosną wdzięczność PiS-owskich gospodarzy dostojny gość zdobył, zanim jeszcze zdążył otworzyć publicznie usta. Minister Macierewicz zwołał o świcie konferencję prasową, by z dumą jako pierwszy ogłosić, że zamiast dopiąć wreszcie dawno obiecany kontrakt na zakup przez Polskę rakiet Patriot, Trump obiecał, że sprzeda nam Patrioty nowej generacji, które nie istnieją, ale kiedyś będą może istniały, jeśli Amerykanie je dla nas zbudują. Tą pustą obietnicą (jak z Black Hawkami, których ciągle nie ma) pochwalił się później nie tylko Donald Trump, lecz także Andrzej Duda.
Kliknij, aby zobaczyć - Rekordowo drogi przetarg MON. 30 mld zł za broń, której jeszcze nie ma:
Sprawa jest szyta tak grubymi nićmi, że nawet Antoni Macierewicz nie chciał się podpisać pod memorandum, które jej dotyczy i zrzucił to na wiceministra. Chociaż memorandum to papier bez znaczenia - coś jak notatka z niezobowiązującej rozmowy. Niemniej min. Macierewicz oświadczył, że nikt ("no, może poza Izraelem") nie zrobił nigdy takiego wspaniałego biznesu z Ameryką, a prezydent Trump przedstawił odstąpienie od sprzedaży pilnie potrzebnych Polsce Patriotów i odsunięcie sprawy ad calendas graekas, jako dowód wielkiej polsko-amerykańskiej przyjaźni.
Geniusz Trumpa
Trzeba być naprawdę genialnym sprzedawcą, żeby zamiast samochodu stojącego na placu wcisnąć klientowi samochód, który tam kiedyś stanie - lub nie stanie - inkasując od ręki sowitą zaliczkę w postaci rozentuzjazmowanego tłumu zwiezionych przez PiS słuchaczy oraz ostentacyjnej wdzięczności usadzonych w pierwszym rzędzie gospodarzy. Dzięki temu życzliwe Trumpowi media w Ameryce będą mogły pokazać, że jest na świecie takie miejsce, gdzie ludzie go kochają, a władza uwielbia.
Drugi genialny interes, który Trump zrobił w Warszawie to zapowiedź stałego kontraktu na zakup przez Polskę koszmarnie drogiego amerykańskiego skroplonego gazu, który według Trumpa ma być jednym z kół zamachowych amerykańskiej potęgi, ale musi jeszcze podrożeć, co prezydent USA zapowiedział na konferencji prasowej. By Polska kupowała ten gaz (nie tylko dla siebie) PiS już wstrzymał rozbudowę źródeł energii odnawialnej, która mogłaby zbliżyć nas do realnej niezależności. Trump zaś przy pomocy arabskich sojuszników zneutralizował konkurenta z Kataru, co da mu dominującą pozycję na światowym rynku LNG. Geniusz Trumpa jako komiwojażera sprawia, iż polski rząd aż skacze z radości, że będzie przez wiele lat kupował najdroższe węglowodory na świecie. A TVP odmienia słowa "sukces" i "bezpieczeństwo" przez wszystkie przypadki. PiS się ceną energii nie martwi, bo nasza gospodarka i tak chwilowo będzie konkurencyjna odbijając sobie drogą energię niskimi płacami. A fotka z Trumpem jest dla polityków PiS bezcenna. My wszyscy za nią zapłacimy.
Cenę zapłaci Polska
Ale najlepszy interes Trump zrobił udzielając bezwarunkowego poparcia idei Trójmorza, czyli budowaniu obozu biedniejszej, postkomunistycznej, przeżywającej kryzysy praworządności wschodniej Europy przeciw bogatszym, względnie stabilnym demokracjom Europy Zachodniej. Idea jest chwilowo słaba, bo pochodzi z Polski, a większość potencjalnych członków niezbyt się rwie pod polski parasol. Skoro jednak to Ameryka ma teraz ten parasol razem z PiS-em trzymać, chęci chwilowo przybędzie. To Trumpa przejściowo wzmacnia w relacjach z europejskim Zachodem, bo oznacza, że nie będzie sam w rywalizacji z Niemcami, Francją itp. Grosza go to nie kosztowało, a uzyskał sporo. Cenę zapłaci Polska w relacjach z zachodnią częścią Unii, którą zachęci do większego dystansu wobec Wschodu. A wobec Polski zwłaszcza.
Jedyną walutą, jaką Donald Trump położył na stole podczas szesnastogodzinnej wizyty w Warszawie były komplementy. I to w dodatku tak tanie, że złapać się na nie mógł tylko ktoś tak dramatycznie złakniony uznania i pochwał, jak my. Prawdę mówiąc dla mnie to właśnie była najbardziej bolesna część wizyty amerykańskiego prezydenta. Bo nawet najbardziej cyniczni sprzedawcy wciskający klientom najgorsze badziewie rzadko posuwają się w miłym pustosłowiu aż tak bardzo daleko.
Na głodzie pochwał
Kiedy na Placu Krasińskich Donald Trump powiedział "America loves Poland" i tłum zwieziony przez PiS odpowiedział owacją, krew już mi się lekko zagotowała. Bo czy to właśnie z powodu tej miłości Ameryka nie chce nas do siebie wpuszczać i wciąż nie znosi nam wiz? Czy tak nas Ameryka Donalda Trumpa kocha, że nie wyobraża sobie swoich konsulatów bez kłębiącego się tłumu Polaków? A o zniesieniu wiz Trump nawet nie wspomniał, choć obiecał to w czasie kampanii. Natomiast powtórzył słynne "Polish people, great people". Trudno mieć wątpliwość, że było to czysto instrumentalne wykorzystanie naszego głodu pochwał, akceptacji, uznania, szacunku. Podobnie jak ładnie napisany i odczytany z dramatyczną emfazą obszerny fragment przemówienia na temat Powstania Warszawskiego, o którym Trump nie ma zielonego pojęcia - bo książek, jak wiadomo, nie czyta. Ktoś mu powiedział, że tak zdobędzie Polaków i on to zaakceptował, jako sposób na tani zakup naszej, polskiej wdzięczności.
Jako biznesman Trump zbankrutowałby kolejne sześć razy i nie podniósłby się już z pierwszego bankructwa, gdyby nie umiał drogo sprzedawać i tanio kupować. Ale kiedy na Placu Krasińskich, oświadczył z naciskiem, że Polska to piękny kraj, jednak odrobinę przesadził. Może nie na miarę grupy Polaków szczególnie głodnych pochwał, ale na przeciętny rozum - już tak. Bo każdy wie, że nigdy wcześniej tu nie był i nic w Polsce nie widział. To już nie był komplement zdesperowanego sprzedawcy. To był komplement napalonego samca, który kładzie dłoń na kobiecym udzie, zapuszcza żurawia za dekolt i szepce "ma pani piękne oczy". To oczywiście jest poniżające dla inteligencji kobiety. Podobnie kupowanie przez Trumpa Polaków oczywiście pustymi komplementami było poniżające dla nas. Nawet jeżeli chciał dobrze, to nas potraktował jak zawsze. A raczej: jak wszystkich.
Donald Trump dał w Warszawie koncert politycznego cynizmu i instrumentalnego traktowania słabszego, znerwicowanego swoją słabością partnera. Ale gorsze jest to, że jego polscy partnerzy pozwolili się tak potraktować i dali się kupić tanimi komplementami oraz mirażami, które mogą się okazać kosztowne. Dla naszej obronności, dla naszej gospodarki i dla naszej pozycji w Europie. Bo daliśmy amerykańskiemu prezydentowi wszystko czego chciał, a w zamian dostaliśmy czułe słówka.
Jacek Żakowski dla WP Opinie