GOSTKIEWICZ: "Krowa+" i "Świnia+" to dowód na to, że Kaczyński stracił kluczowy atut [OPINIA]
Na początku myślałem, że to żart. ASZdziennik. Fake news. Mem z SokuZBuraka. Bo nie wierzyłem, że prezes Kaczyński niczym palący książki o Harrym Potterze gdańscy księża podłoży ogień pod swoje zdrowe zmysły i jeszcze poleje benzyną.
Na spotkaniu z wyborcami w Kadzidle prezes Kaczyński zapewnił, że państwo będzie wspierać gospodarstwa rolne, które hodują lub będą hodować zwierzęta, karmione wytwarzaną w tym gospodarstwie paszą. "Najmniej 100 zł od jednego tucznika i 500 zł od jednej krowy, ale może być więcej".
Internet zakwiczał ze śmiechu. Nowy pomysł natychmiast ochrzczono "Krowa+" i "Świnia+". Do radosnego rżenia nie dołączyły dwie znaczące grupy ludzi.
Ta druga to nauczyciele. Ta pierwsza to politycy PSL, z którymi PiS od dawna toczy bezlitosny bój o głosy polskiej wsi. Rząd ma przewagę – trzyma dłoń na kurku z pieniędzmi i może go przed wyborami odkręcić, ile tylko będzie potrzebował. Pięć stów od krowy, stówa od świni – czy jest coś, co to przebije? Tak, dziura w budżecie przebije sejf Skarbu Państwa do samej ziemi. Ale naród łyknie tę kiełbasę i befsztyki wyborcze, jak łyknął wszystko inne.
Zaraz, zaraz.
Ostatnie zdanie brzmi jak toporna propaganda drugiej – antypisowskiej - strony sporu. Zakłada, że Polacy gremialnie przyjmą na wiarę wszystko, co im prezes Kaczyński obieca. A tak nigdy nie było i nie jest. Dowodem chociażby komentarz szefa AGROunii, Michała Kołodziejczaka.
"#AGROunia popiera nauczycieli i życzy jak najlepszej edukacji dla młodych Polaków. @pisorgpl probuje nas skłócić. Krowoświnia+ to demagogia i brudna zagrywka PRowa: te pieniądze niby od 2021 r. i tylko w sytuacjach wyjątkowej hodowli, czyli de facto dla promila hodowców".
Szef AGROunii wskazał w swoim wpisie drugą grupę ludzi, która się ze "Świni+" i "Krowy+" nie śmiała. Wspomnianych już nauczycieli.
W apogeum negocjacji, walki środowiska nauczycielskiego o godność i godną płacę, szef partii rządzącej lekką ręką chce wydać z budżetu kolejne miliardy złotych na zwierzęta gospodarskie, a do nauczycieli wysyła w zastępstwie skompromitowanej minister edukacji skompromitowaną 27 do 1 byłą premier Beatę Szydło. Która – jak widać - nie miała dla nauczycieli żadnej możliwej do zaakceptowania oferty.
Nie dziwię się, że szef ZNP Sławomir Broniarz wyraził krótko i zwięźle to, co zapewne pomyślało wielu nauczycieli: "to jest policzek, który otrzymała edukacja". - Szkoda, że przegraliśmy z krowami i świniami, i więcej się o tym mówi od wczoraj, niż o edukacji – podkreślał.
Jeśli prezes PiS chciał rozjuszyć nauczycieli, to mu się udało. To, że rządzenie poprzez zarządzanie konfliktem to jego specjalność, wiadomo co najmniej od 2005 roku. Stosował ten patent wielokrotnie także w tej kadencji – Prawo i Sprawiedliwość wyszło przecież bez szwanku ze spacyfikowania Trybunału Konstytucyjnego i z bitwy o Sąd Najwyższy. Po kilkudziesięciu dniach protestu osób niepełnosprawnych w Sejmie sondaże ani drgnęły, PiS utrzymał wysokie poparcie. Czy zatem twardy kurs wobec nauczycieli, zakończony prztyczkiem w nos, to zamierzona strategia?
Ci, którzy wierzą w omnipotencję Jarosława Kaczyńskiego, odpowiedzą, że tak. Gra na przeczekanie, przecież nauczyciele na pewno w końcu pękną. Zwycięży poczucie obowiązku albo brak pensji na koncie. Albo nacisk coraz bardziej zniecierpliwionych koniecznością opieki nad własnymi pociechami rodziców, których życie nagle zrobiło się mniej wygodne o te parę godzin, które muszą spędzić z dzieckiem.
Uważam inaczej. Uważam, że prezes Kaczyński stracił to, czym bezbłędnie rozgrywał od lat kolejne kryzysy. Swój genialny słuch społeczny, ten zmysł, który podpowiadał mu, "co ludzie powiedzą". I co chcą usłyszeć.
Wiedział, że nikt nie będzie umierał za sędziów TK, za bogatych przedsiębiorców, za dziennikarzy. Wiedział, że może zbyć milczeniem aferę "Srebrnej", bo co ona obchodzi zwykłych ludzi.
Ale afera taśmowa Srebrnej to był chyba ostatni przypadek, kiedy słuch społeczny nie zawiódł prezesa. Stracił go już jakiś czas temu, przy okazji ustawy o IPN. Wywołany jej przeforsowaniem gigantyczny kryzys dyplomatyczny zaskoczył chyba nawet jego. Potem postanowił zrobić ze społeczności LGBT wrogów ludu - i chyba nie docenił tego, że Polak najbardziej nie lubi, jak mu władza do łóżka zagląda. A teraz uznał, że lepiej zdobyć głosy rolników, niż nauczycieli. Plan niby dobry, bo tych pierwszych jest więcej. Najwyraźniej zapomniał jednak, że państwem nie da się chwiać w nieskończoność. Że ludzie mają swoją cierpliwość, i nie mogą zjeść więcej kiełbasy i befsztyków wyborczych, niż już zjedli. Tymczasem rzeczywistość nam już w wielu aspektach kwiczy, a tylko patrzeć, jak zacznie muczeć.
Mogę się mylić, ale jestem przekonany, że im dłużej potrwa strajk nauczycieli, tym trudniej będzie PiS wyjść z tego kryzysu obronną ręką. Że wielu, naprawdę wielu Polaków, w tym rodziców uczniów, rozumie sytuację nauczycieli – bo sami zarabiają mniej więcej tyle, co oni.
Mój redakcyjny kolega określił kpiąco pomysły dopłat do bydła i trzody chlewnej jednym słowem: "Obora+". Ja bym jednak – zgodnie z nazewnictwem budynków gospodarskich i rozlokowaniem w nich zwierząt - pozostał przy rozróżnieniu na krowy i świnie. Te ostatnie mają przecież swoją własną zagrodę o specyficznej nazwie.
W wyniku opętańczej walki politycznej dwóch wielkich bloków politycznych o głosy wyborców, i w efekcie wspinania się na Himalaje populizmu wyrażającego się m.in. przez obiecywanie pieniędzy na "Krowę+", samoczynnie powstał nam w Polsce "Chlew". Bez plusa.