Gdybym był bogaty, zapłaciłbym Glińskiemu za kurs, po którym nie wygadywałby idiotyzmów
Gdybym był bogaty, sfinansowałbym ministrowi Glińskiemu pięć rzeczy. Po to, żeby się nie wstydzić za niego wobec całej społeczności żydowskiej na świecie.
Gdybym był bogaty, sfinansowałbym ministrowi Glińskiemu po pierwsze "szumidło". Takie, jak to, które miało uniemożliwić Leszkowi Czarneckiemu nagrywanie rozmowy z szefem KNF. Może wówczas świat nie musiałby czytać, słyszeć i oglądać wypowiedzi pana ministra kultury, która po wsze czasy będzie pojawiać się w tekstach opowiadających o największych politycznych gafach. Przypomnijmy:
"Język, którym mówi się o PiS, ma wykluczać, unicestwiać, ma nas odczłowieczać, delegitymizować, mamy być traktowani jak Żydzi przez Goebbelsa. Ma wzbudzić do nas obrzydzenie. W opozycji byliśmy wykluczani, traktowani jak trędowaci. (...) Jesteśmy porównywani do faszystów, dyktatury, ja jestem określany jako cenzor, który przeprowadza stalinowskie czystki w teatrach".
Ale, jak wiadomo, szumidło nie wystarczy. Nie wystarczy tylko zagłuszać idiotyczne słowa, trzeba przeciwdziałać temu, by idiotyczne słowa były w ogóle wypowiadane.
Gdybym był bogaty, sfinansowałbym ministrowi kultury – po drugie - krótki kurs kultury. Bądź co bądź, minister kultury taki kurs winien zrobić. Nie, nie chodzi tu nawet o uczenie upartych jednostek, jak uniknąć zachowania określanego przez ludzi kulturalnych jako chamstwo bądź grubiaństwo. Na początku proponuję dużo prostszy kurs: tak zwanej netykiety. Określenie trąci już w internetowym światku myszką, ale na uzupełnienie wiedzy nigdy nie jest za późno, panie ministrze. Nie jestem bogaty, nie zafunduję panu kursu, musi pan zaufać mojej wiedzy. Otóż proszę wziąć kajecik, ołówek i zapisać temat: Prawo Godwina. Brzmi ono tak:
"Wraz z trwaniem dyskusji w Internecie prawdopodobieństwo użycia porównania, w którym występuje nazizm bądź Hitler, dąży do 1".
W dobrej tradycji internetowej wymiany poglądów (a jako minister z tabletu, na którym prezes Kaczyński transmitował pana przemówienie w Sejmie z internetem, zakładam, jest pan za pan brat) istnieje niepisana reguła: ten, kto pierwszy użył w sporze porównania do nazizmu lub Hitlera, przegrał dyskusję. Co gorsza, dyskusja, w które padł tzw. argument ad Hitlerum, jest skończona. Pan wprawdzie użył argumentu ad Goebbelsum, ale niedaleko to zgniłe jabłko od jabłoni padło.
Dyskusja powinna zatem skończyć się na przywitaniu pańskich słów co najwyżej grobowym milczeniem, koniec rozmowy, prosimy się dalej nie pogrążać, bo dał się pan idealnie sprowokować Tuskowymi słowami o „bolszewikach”, tak, Tusk, wedle znanej już w tym kontekście figury retorycznej, przejechał prętem po klatce, i tym razem to pan rzucił się na kraty, żeby ten pręt ugryźć. I połamał pan sobie zęby.
Gdybym był bogaty, sfinansowałbym panu ministrowi po trzecie bilet do Izraela, do Instytutu Jad Waszem, dokąd zaprosiła pana izraelska ambasada, równocześnie wyrażając smutek z powodu wykorzystania przez pana tej jakże skrzydlatej przenośni z Holokaustem w tle do opisania walki między dwoma obozami politycznymi w Polsce. Dorzuciłbym jeszcze – a, niech stracę, ma pan gratis, procenciku nie pobiorę – parę książek. "Dzieje Tewji Mleczarza" Szolema Rabinowicza, zwanego Szolem Alejchem – tak, to powinno panu pomóc. Dla równowagi dorzucę "Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski" prof. Jana Grabowskiego.
Już, rozumie pan minister, co źle zrobił? Ależ skąd, pan minister się tłumaczy. Na Twitterze. Że nie, że tak mówił. Szkoda, że wytknięto panu natychmiast, że jednak pan mówił – zresztą tygodnik "Wprost", w którym pan to mówił, też tak cytuje. I co teraz? Głupio trochę, prawda?
Głupio tym bardziej, że trzeba panu oddać sprawiedliwość za znakomitą inicjatywę – zakupienie ze środków pana ministerstwa tzw. archiwum Chaima Eissa, dokumentów potwierdzających, że polski ambasador w Szwajcarii Aleksander Ładoś i tzn. Grupa Berneńska pomagali Żydom, wystawiając im fałszywe paszporty, dzięki którym mogli uciec do Ameryki Południowej. Więcej takich inicjatyw, panie ministrze, a mniej porównań PiS do prześladowanych Żydów a opozycji do Goebbelsa.
Gdybym był bogaty, spróbowałbym przynajmniej – po czwarte - sfinansować panu ministrowi kurs odwagi cywilnej. Żeby po jego przejściu miał pan odwagę przyznać się do strasznej gafy, przeprosić i zadośćuczynić. Podpowiem panu, jak.
Gdybym był bogaty, sfinansowałbym – po piąte - we współpracy na linii Ministerstwo Kultury – Ministerstwo Edukacji dodatkowe godziny nauki historii w polskich szkołach – na przykład zamiast religii. Na tych dodatkowych zajęciach dzieci uczyłyby się wspólnej historii Polaków i Żydów w Rzeczypospolitej. Może dzięki temu chociaż następne pokolenie nie używałoby argumentum ad Hitlerum.