Ekshumacje polityczne. Jakub Majmurek: Po co PiS chce otwierać trumny z ciałami ofiar?
- Rozgrywany przez rządzącą partię Smoleńsk zdemolował polską politykę, język debaty publicznej oraz zaufanie do takich instytucji jak prokuratura czy komisje zajmujące się badaniem wypadków. Podważył wreszcie samą zasadę prawdy w polityce. Sam PiS nie wierzy, że ekshumacjami przekona nieprzekonanych, że był zamach. Ale podważy wszystkie inne wyjaśnienia i sprawi, że ileś osób pomyśli: „może i zamachu nie było, ale coś jest na rzeczy”. Szkoda tylko, że do tego spektaklu rządząca partia potrzebuje wyciągniętych z grobu ciał ofiar i cierpienia ich rodzin – pisze Jakub Majmurek w analizie dla Wirtualnej Polski.
Stara zasada prowadzenia sporów głosi, że jeśli nie ma się jednego dobrego dowodu, by uzasadnić głoszone przez siebie hipotezy, przedstawia się kilka, kilkanaście słabych. Zarzuca się nimi przeciwnika, a wtedy – nawet jeśli po bliższym zbadaniu sprawy okazuje się, że przedstawione dowody i argumenty nie trzymają się kupy – postronne osoby mogą uwierzyć, że „coś jest na rzeczy”, „prawda leży pośrodku” a „każda strona ma trochę racji”. Metodą tą od jakiejś dekady konsekwentnie posługuje się propaganda Putina. Jak w swojej błyskotliwej książce „Jądro dziwności” opisał to Peter Pomerantsev, Rosji nie chodzi dziś o to, by przekonać kogokolwiek do własnej narracji w sprawie Donbasu czy państw bałtyckich, ale o to, by zasiać wątpliwość do wszystkich innych narracji.
Tę samą metodę w sprawie Smoleńska konsekwentnie stosuje PiS. Choć żadnemu działaczowi tej partii, „dziennikarce niepokornej” czy ekspertowi komisji Macierewicza, nie udało się przedstawić choćby jednego rozstrzygającego dowodu, że w Smoleńsku był zamach, nie przeszkadza to im zarzucać polskiej sfery publicznej kolejnymi poszlakami. Ich jedynym celem jest wytworzenie informacyjnego szumu, w którym skołowana opinia publiczna sama już nie będzie wiedziała, co się właściwie w Smoleńsku wydarzyło.
Planowane na listopad ekshumacje wszystkich rodzin katastrofy smoleńskiej to kolejny akt w tym przedstawieniu.
#
Rodziny ofiar katastrofy dostają już od jakiegoś czasu wręczane przez Żandarmerię Wojskową pisma od prokuratury, zawiadamiające je o planowanych ekshumacjach. 17 z nich (w sumie 238 osób) podpisało list otwarty, wzywający do powstrzymania ekshumacji, które nazywają „bezdusznym i okrutnym aktem”. Trudno dziwić się rodzinom, które pochowały swoich bliskich, przeprowadziły pracę żałoby, a teraz zmuszane są przez Zbigniewa Ziobrę do przeżywania traumy sprzed sześciu lat raz jeszcze. Niektórzy krewni, jak Paweł Deresz, zapowiadają sądową walkę o spokój szczątków swoich bliskich. Prokuratura twierdzi, że ma prawo przeprowadzać ekshumacje bez zgody rodzin.
Faktycznie, kodeks postępowania karnego przyznaje prokuraturze prawo do zarządzenia ekshumacji. Zgoda krewnych nie jest w tym wypadku konieczna. Jednak, jak w liście do prokuratury zwraca uwagę Adam Bodnar, ekshumacja jest traktowana w praktyce postępowania karnego jako środek nadzwyczajny. Prokuratura sięga po niego wtedy, gdy istnieje podejrzenie popełnienia przestępstwa wobec ekshumowanej osoby albo w sytuacji, gdy stan faktyczny dotyczący przyczyn jej zgonu, będącego przedmiotem śledztwa prokuratorskiego, pozostaje nieznany.
Prokuratorzy powołują się tu na ten drugi przypadek. W wydanym 29 października komunikacie, przekonują, że w 2010 roku nie doszło do należytego przebadania ciał ofiar katastrofy, ani w Moskwie, ani w Polsce. Zbadanie ciał jest z kolei konieczne dla ustalenia jej przebiegu. Badań ma dokonać zespół 14 międzynarodowych ekspertów. Wśród dyspozycji, jakie prokuratura wydała mu do badania, znajduje się, jak podaje TVN, między innymi nakaz zbadania tego, czy ciała ofiar noszą ślady, które wskazywałyby na eksplozję materiałów wybuchowych.
Rodziny sprzeciwiające się ekshumacji podnoszą jednak argument, że prokuratura wojskowa – prowadząca wcześniej śledztwo w sprawie Smoleńska - dokonała już ekshumacji 9 ciał. W żadnym wypadku nie znaleziono przesłanek, pozwalających podważyć ustalenia Komisji Badania Wypadków Lotniczych z lipca 2011 roku, wykluczających zamach. Co potwierdził komunikat prokuratury wojskowej sprzed roku. Ekshumacja byłaby bardziej uzasadniona, gdyby prokuratura miała mocne przesłanki wskazujące na udział osób trzecich w katastrofie. Takich przesłanek jednak najwyraźniej nie posiada – oficjalnie ciągle prowadzi śledztwo „w sprawie wyjaśnienia katastrofy”, nie w sprawie zamachu.
Jest więc kwestią sporną, czy w takiej sytuacji (braku śledztwa w sprawie pozbawienia życia osoby ekshumowanej) prokuratura ma prawo zarządzić ekshumacje. I na pewno wiele rodzin będzie walczyć w sądach o powstrzymanie tej decyzji.
#
Jak wskazuje Bodnar, wyjątkowość ekshumacji jako środka prokuratorskiego wynika także ze specjalnego statusu zmarłych w naszej kulturze. Dobro śledztwa za każdym razem konfrontowane musi być tu z prawem zmarłych do wiecznego odpoczynku i prawem rodzin do uszanowania miejsca pochówku ich bliskich. W mocnych słowach na ten aspekt zwróciła uwagę córka zmarłego w Smoleńsku prezesa Fundacji Rodzin Katyńskich, Andrzeja Sariusza-Skąpskiego, Izabella („Jeśli po jednej stronie jest nasza żałoba i szczątki naszego Taty, a po drugiej stanowisko prokuratury, to ja tu nie widzę równowagi. […] Wykształciliśmy całą kulturę zbudowaną na pamięci i szacunku wobec przodków. I nagle to przestaje być ważne?”).
Także związki wyznaniowe tradycyjnie zachowywały bardzo dużą powściągliwość w kwestii ekshumacji i przenoszenia szczątków zmarłych. W 2001 roku Lech Kaczyński, wówczas minister sprawiedliwości, wstrzymał ekshumację ofiar mordu w Jedwabnem, ze względu na wątpliwości społeczności żydowskiej. Rabin Michael Schuldrich mówił wtedy: „Szacunek dla kości naszych ofiar jest dla nas ważniejszy niż wiedza, kto zginął i jak”. Ten sam argument podnosi wiele rodzin smoleńskich.
Ekshumacji zwłok zmarłego w Smoleńsku prawosławnego ordynariusza Wojska Polskiego, arcybiskupa Mirona, zdecydowanie sprzeciwia się polska autokefaliczna cerkiew prawosławna. Na gruncie prawosławia nie ma możliwości ekshumacji, która nie byłaby zbezczeszczeniem zwłok czy wręcz aktem przemocy wobec Cerkwi.
Głos w tej sprawie zabrali także hierarchowie Kościoła rzymskokatolickiego. Rzecznik Konferencji Episkopatu Polski ks. dr Paweł Rytel-Adrianik wydał ważące różne racje oświadczenie, w którym wskazuje na wątpliwości i zaniedbania związane z dotychczas prowadzonym smoleńskim śledztwie. W oświadczeniu pada jednak także zdanie: „Jedyną przyczyną, dla której ekshumacja ofiar katastrofy smoleńskiej byłaby moralnie usprawiedliwiona, może być wyraźna i obiektywna potrzeba wynikająca z dążenia do poznania prawdy, przy jednoczesnym braku możliwości zastąpienia tej czynności innymi środkami dowodowymi”. Można je zrozumieć jako gest wobec sprzeciwiających się ekshumacji rodzin.
Jeszcze dalej w słowach poszedł metropolita warszawski, kardynał Nycz. W wypowiedzi dla radia RMF powiedział – zaznaczając, że wypowiada się wyłącznie w swoim imieniu – „jestem absolutnie po stronie rodzin, które mają pytania, wątpliwości, jest im przykro, że będą musieć traumę sprzed 6 lat przeżywać w pewnym sensie raz jeszcze. Rozumiem ich”.
Jednak przewodniczący KEP, Stanisław Gądecki, stwierdził w końcu, że choć rozumie prywatnie obawy rodzin, „to interes narodowy jest ważniejszy”. Jakie nie byłoby tu stanowisko Kościoła rzymskokatolickiego, działania prokuratury naruszają tabu. I to w sytuacji braku przesłanek wskazujących na to, że dotychczasowe ustalenia Komisji Millera, czy prokuratury wojskowej są błędne co do istoty. Trudno oprzeć się też wrażeniu, że w całej sprawie nie chodzi wcale o interes narodowy, a partyjny.
#
Badanie zwłok ofiar katastrofy w Smoleńsku to nie jedyna aktywność prokuratury krajowej w związku z wypadkiem sprzed 6 lat. Toczą się w niej obecnie cztery śledztwa, każde z nich ma za przedmiot działania funkcjonariuszy państwa odpowiedzialnych za wyjaśnienie kwestii Smoleńska w okresie po 10 kwietnia 2010 roku.
Obejmują one m.in. możliwą „zdradę dyplomatyczną” urzędników odpowiedzialnych za relacje z Federacją Rosyjską w kwestii katastrofy w latach 2010-2011; fałszerstwa dokumentów wytworzonych w związku z przygotowaniem przez BOR smoleńskiego lotu; wreszcie niszczenie dowodów w śledztwie w sprawie katastrofy przez prokuraturę wojskową.
Także ekshumacje i badanie zwłok ofiar katastrofy mogą posłużyć jako punkt wyjścia do postawienia zarzutów funkcjonariuszom prokuratury wojskowej, winnym rzekomo zaniedbania polegającego na braku uczestnictwa w sekcjach zwłok prowadzonych w Moskwie i zaniechaniu przeprowadzenia ich w Warszawie.
Te cztery śledztwa wyznaczają szerszy kontekst planowanych ekshumacji, nie tylko prawno-karny, ale także polityczny. Widać wyraźnie, że ciała ofiar mają posłużyć, jako ewentualne źródło dowodów przeciw wojskowej prokuraturze z czasów rządów PO, a także przeciw rządowym urzędnikom zajmującym się wtedy katastrofą. W wypowiedziach wysoko postawionych członków PiS od dawna mogliśmy słyszeć zapowiedzi, że w odpowiedzialności za tragicznie zakończoną wizytę ukarani powinny zostać politycy rządzącej wtedy w Polsce PO, na czele z ówczesnym szefem kancelarii Tuska Tomaszem Arabskim, a niewykluczone, że także samym Tuskiem.
Obok komisji weryfikacyjnej w sprawie warszawskiej reprywatyzacji, śledztwo smoleńskie będzie kolejnym narzędziem ataków na główną siłę opozycyjną przed wyborami samorządowymi. Zwłaszcza jeśli okaże się, że pomylono jeszcze jakieś zwłoki, co da doskonałą okazję do uderzania w PO. Jeśli nawet żadnych więcej zwłok błędnie nie zidentyfikowano, śledztwo da okazję do ciągłego powtarzania w mediach, jak źle przygotowana była wizyta, jak miękka w sprawie wraku Tupolewa była partia Tuska, jak bardzo zaniedbała śledztwo.
Biorąc pod uwagę, że wcześniejsze ekshumacje nic takiego nie wykazały, wątpliwe jest, by obecne dostarczyły rozstrzygającego dowodu w sprawie zamachu. Samo jednak to, że prokuratura – poważna instytucja państwowa – szuka go, by pomocy międzynarodowej komisji, uwiarygadnia twierdzenia zwolenników tej tezy i nie pozwala polskiej sferze publicznej zamknąć kwestii smoleńska i smoleńskiego podziału.
Przy okazji kampanii wyborczej Donalda Trumpa często słyszymy w mediach, że żyjemy w epoce „post-prawdy” w polityce. W erze skrajnej politycznej polaryzacji prawda przestaje się liczyć. Trump może być łapany na kłamstwie 15 razy dziennie, ale i tak w ogóle nie dociera to do jego zwolenników. W Polsce to wrak tupolewa stał się wehikułem post-prawdy w polityce. Antoni Macierewicz mógł już wielokrotnie ogłaszać jako pewne fakty różne niesprawdzone, wzajemnie wykluczające się, hipotezy o katastrofie – w niczym to nie zaszkodziło ani jemu, ani PiS. Rozgrywany przez rządzącą dziś partię Smoleńsk zdemolował polską politykę, zaufanie do takich instytucji jak prokuratura, czy komisje zajmujące się badaniem wypadków. Zdemolował język debaty publicznej do tego stopnia, że co bardziej egzaltowani kapłani smoleńskiej religii mogli powtarzać, że „kłamstwo smoleńskie jest kłamstwem założycielskim III RP, tak jak katyńskie było PRL”, nie narażając się na wykluczającą ich z debaty publicznej śmieszność.
Podważył wreszcie samą zasadę prawdy w polityce. Sam PiS nie wierzy, że ekshumacjami przekona nieprzekonanych, że był zamach. Ale podważy wszystkie inne wyjaśnienia i sprawi, że ileś osób pomyśli „może i zamachu nie było, ale coś jest na rzeczy”. Szkoda tylko, że do tego spektaklu rządząca partia potrzebuje wyciągniętych z grobu ciał ofiar i cierpienia ich rodzin.
Jakub Majmurek dla WP Opinie
*Jakub Majmurek *- filmoznawca i politolog. Związany z Dziennikiem Opinii i kwartalnikiem "Krytyka Polityczna".
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.