"Dziś symbolem PO jest pilniczek do paznokci". Robert Biedroń dla Wirtualnej Polski
- Jeśli liderzy PO twierdzą, że dla ludzi najważniejsze jest odsunięcie PiS od władzy, to są oderwani od rzeczywistości. Słuchają tylko głosu aktywu partyjnego. Lech Wałęsa jest uparty i krnąbrny, ale ma coś, czego nie ma Platforma - zdolność do autorefleksji - mówi Wirtualnej Polsce Robert Biedroń, prezydent Słupska.
Spotykamy się w czwartek pod siedzibą jednej z popularnych stacji radiowych. Tempo jest spore - jeden wywiad, spotkanie, kolejna wizyta w studiu. Żeby pojawić się w Warszawie - gdzie siedzibę mają największe media w Polsce - Robert Biedroń musi wziąć urlop. Ale widać, że to lubi.
Rano dziennikarka w trakcie wywiadu nazwie go "zbawcą", na którego "czeka społeczeństwo". Chwilę po tym przesiadka do samochodu i luźny wywiad "na ty" ze znajomym prezenterem. Kilka godzin później - kolejny występ. My rozmawiamy w taksówce - między jednym a drugim skrzyżowaniem, krążąc po zakorkowanej Warszawie. Biedroń wciąż lubi tu bywać, ciągnie go do stolicy. Ale czasem coś go irytuje.
Michał Wróblewski, WP: No dobrze, to zacznijmy od Tuska, konkordatu, i tego, czy eutanazja powinna być legalna.
Robert Biedroń: …
Żartowałem. Drażnią pana w kółko zadawane te same pytania.
Tak, bo realne, codzienne problemy Polek i Polaków są gdzie indziej. Rozmawiajmy o wyrównywaniu szans, o walce z biedą, ubóstwem, o podnoszeniu płac. To społeczeństwo interesuje!
Dlatego społeczeństwo zagłosowało na PiS, które na te potrzeby odpowiada. I nadal chce głosować.
Oczywiście, że PiS odpowiada na część tych potrzeb, zajęli się tą grupą społeczną, która czuła się najbardziej wykluczona. Chwalę program 500+, bo jest to program godnościowy. Tyle że PiS oczekuje, że my za to zapłacimy cenę.
Nie tylko. PiS domaga się lojalności. Kiedyś Platforma mówiła: „zmień sobie pracę, weź kredyt”. Dziś PiS mówi: „zapisz się do partii, bo wtedy będzie ci się żyło lepiej”.
Ale 500+ nie jest dla partyjnych działaczy.
No tak, ale jakie to są pieniądze? Wiele grup nie odczuło dobrej zmiany. Policjanci, pielęgniarki, strażacy. Oni wszyscy dzisiaj wychodzą na ulice i mówią: „zobaczcie, mówicie, że budżet ma się świetnie, że Polska wstaje z kolan, że gospodarka świetnie się rozwija, a naszych płac nam nie odmroziliście, mimo że nam to obiecaliście”.
Nie da się zaspokoić wszystkich od razu. Pielęgniarki, policjanci i strażacy też dostają 500+.
No to niech im premier Morawiecki to powie. Tym, którzy harują, ratują ludzkie życie, a zarabiają najniższą krajową. No niech im powie: „poczekajcie”. Politycy nie mogą w kółko powtarzać, żeby jakaś grupa stanęła w kolejce, politycy muszą umieć rozwiązywać realne problemy społeczne. Tu i teraz. Diagnoza postawiona przez PiS przed ostatnimi wyborami była słuszna, ale wykonanie jest fatalne. Oni stracili wyczucie, gdzie dzisiaj są najważniejsze potrzeby. Dowodem są kolejne protesty. Widzimy też, jak słabą mamy pozycję międzynarodową. Z przykrością patrzę, jak w kolejnych analizach pozycji międzynarodowej państw Polska jest coraz niżej.
Ale co ludzi obchodzą rankingi międzynarodowe? Ich interesuje to, że mają o co najmniej 500 zł więcej na koncie co miesiąc, że dostaną wyprawkę szkolną. Co ich obchodzi jakiś spór z Komisją Europejską?
Polki i Polacy tego sporu, niezwykle ważnego, mają prawo nie rozumieć, bo przez lata Platforma Obywatelska mamiła ich, że w ogóle nie muszą się tym zajmować, że ma ich jedynie interesować „ciepła woda z kranu”.
Czym się ludzie mieli nie zajmować?
Polityką, demokracją, społeczeństwem obywatelskim, które to – jak zapewniała PO – dane są Polakom raz na zawsze. Twierdzili, że nie musimy interesować się tym, jak działają instytucje państwowe, bo „od tego są technokraci”. To wszystko było podlane sosem polityki historycznej, martyrologiczno-kościółkowej.
I Platforma za to płaci cenę dzisiaj?
Oczywiście, że płaci. Dzisiaj nie ma ich kto bronić!
Tomasz Siemoniak twierdzi, że ludzie nie oczekują od PO w pierwszej kolejności programu. Najpierw chcą odsunięcia PiS od władzy. Grzegorz Schetyna mówi: programy nikogo nie interesują.
To jest bardzo zła strategia. Tomasz Siemoniak i Grzegorz Schetyna – słysząc nawoływania sprowadzające się wyłącznie do jednego postulatu: odsunięcia PiS od władzy – tak naprawdę słyszą głos aktywu partyjnego. Aktywu, który chce, żeby „było tak, jak było”, który chce powrotu do „ciepłej wody w kranie”. I czasem ciepłej posady. To oderwanie od rzeczywistości. Zdecydowana większość Polaków mówi co innego – że sytuacja nie jest czarno-biała. Ludzie dostrzegają i doceniają wiele programów socjalnych wprowadzonych przez PiS, które – takie jest ich poczucie – zmieniają życie na lepsze.
No więc PiS nie jest chyba takie straszne, prawda?
Ale z drugiej strony społeczeństwo widzi, że władza urządza nam jazdę bez trzymanki! Jarosław Kaczyński funduje prezenty tylko dla wybranych. Szczególnie, jeśli jesteś „Misiewiczem”. Ludzie to widzą i boją się o swoje bezpieczeństwo, o przyszłość swoich dzieci.
Ale może nie mają innej alternatywy?
Jeśli przewodniczący Schetyna twierdzi, że programy dziś nikogo nie interesują, to niech się później nie dziwi, że ma poparcie, jakie ma i nie może odzyskać inicjatywy. PiS konsekwentnie przez lata przygotowywało polskie społeczeństwo do swojej wygranej. Byli niezwykle konsekwentni. Zbudowali całą narrację wokół najważniejszych obszarów, robili to bardzo długo. Dlatego zwyciężyli.
"Kto nami rządzi": Włodzimierz Czarzasty bezlitosny dla PO
Pan w mocnych słowach wyraził się o posłankach PO, które objeżdżają Polskę w ramach spotkań „Sprawa Polek”. Że nie dostrzegają emancypacji kobiet, że mentalnie nie różnią się niczym od posłanek PiS, że nie widzą Kongresu Kobiet, że są oderwane od rzeczywistości…
Bo to prawda, niech pan pojedzie na takie spotkanie i posłucha, co te posłanki mówią.
Wiem, że rozdają pilniczki do paznokci w biało-czerwonych barwach. Wielu to zażenowało.
Tak. Mnie również.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Pilniczek stał się symbolem dzisiejszej Platformy?
Tak, można tak powiedzieć. Bo ten symbol pokazuje, do czego, do jakiej roli Platforma sprowadza kobiety. Makijaż, manicure, taka jest wizja kobiet według PO. Oni nie widzą, że kobiety się dziś wreszcie emancypują, politycy PO żyją w średniowieczu, myśląc w taki sposób o ambicjach i aspiracjach Polek.
Nawet nastrojów w tej grupie PO odczytać nie potrafi?
Oczywiście, że nie. Platforma nie potrafiła zrobić tego w czasie 8 lat swoich rządów, oni nie uregulowali nawet kwestii alimentacyjnych, tak przecież niebywale poważnego problemu dla kobiet. Można to było zrobić jedną ustawą – nie zrobiła tego Platforma, a potrafiło załatwić PiS. Platforma ma prawo być partią konserwatywną, ale pewne standardy obowiązują – rozumiem, że PO nie wierzy w równouprawnienie kobiet i mężczyzn, bo boi się liberalizować prawo aborcyjne, boi się związków partnerskich. Ale równe płace, wynagrodzenia – to kwestia, którą można było już dawno uregulować! Dlatego Platforma jest kompletnie niewiarygodna. A posłanki tej partii jeszcze wzmacniają ten przekaz i obnażają swój brak kompetencji, brak refleksji nad sytuacją kobiet. To pogrąża Platformę. Stawia ją to w jednym szeregu z ministrem Dworczykiem z PiS, który wydatki na makijaż Beaty Szydło tłumaczy tym, że kobiety potrzebują o wiele więcej zaangażowania.
PO się tymi spotkaniami pod auspicjami posłanek niespecjalnie chwali.
Nie chwali się, bo pojawiają się na nich tylko działacze partyjni.
Z Lechem Wałęsą stanąłby pan dziś na antyrządowej demonstracji?
To zależy, jaka byłaby to demonstracja, w imię czego. Bardzo lubię Lecha Wałęsę i bardzo go cenię. Wałęsa ma coś, czego nie ma dzisiaj Platforma – zdolność do autorefleksji. Jest uparty, jest krnąbrny, ale wiele rzeczy potrafi przemyśleć i się zreflektować, zmienić zdanie, gdy wie, że nie ma racji.
Tak jak wtedy, gdy pięć lat temu mówił, że gejów to trzeba za mur albo do ostatniej ławy w Sejmie, bo – tu cytat – „bałamucą dzieci”?
Wałęsa wycofał się z tych słów.
Rozmawialiście o tym?
Spotkałem się z nim w ubiegłym roku, podczas jego urodzin. Powiedział, że jestem najlepszym kandydatem na prezydenta Polski.
Wybaczył mu pan.
To nie jest kwestia wybaczania. Przemyślał pewne sprawy, wykonał gest.
Przeprosił?
Lech Wałęsa nigdy nie przeprasza. Ale stanął obok Biedronia i powiedział, że będzie najlepszym prezydentem. To musiało Wałęsę wiele kosztować.
A pan o sobie powie: najlepszy prezydent Słupska? Bo wielu ma – delikatnie mówiąc – wątpliwości.
Kto?
Pana oponenci z Rady Miasta. Mają pretensje, że pan to jest taki sybaryta. Wielkomiejskie życie, podróże po świecie, a miasto nic z tego nie ma. Szefowa Rady Miasta…
No właśnie, mówią to radni Platformy! A jaki interes ma Platforma, żeby mówić o Biedroniu dobrze? Albo PiS?
Ma pan równy dystans do PO i PiS?
W Słupsku obie partie różnią się od siebie w bardzo niewielkim stopniu, często działają ręka w rękę. Oni mnie traktują jak wroga. Wszelkie wskaźniki przemawiają na moją korzyść, Słupsk za mojej kadencji staje na nogi. Mamy o 80 milionów złotych większy budżet, wpływy z PIT, CIT – większe każdego roku. Bezrobocie, które spada szybciej niż w regionie. Rekordową liczbę inwestycji. Obniżyliśmy dług miasta o prawie 50 mln zł. Budujemy pierwszy w historii środkowego Pomorza hotel sieciowy. Kilka tygodni temu miasto sprzedało teren pod jedną z największych inwestycji w historii Słupska. To jest konkret. Jeśli macie, drodzy państwo z PO i PiS, dowody, że miasto jest zarządzane źle, to je pokażcie.
Pan bada swoje poparcie w mieście?
Nie, są sondaże zewnętrzne. 54 proc. poparcia w jednym sondażu, 64 proc. w innym, 61 proc. w kolejnym.
Zazdroszczą panu?
Jak kandydat z PiS ma 9 proc. w badaniach, to najchętniej by mnie rozszarpał. Więc atakują. Ja się nawet im nie dziwię, bo mają tak mizerne rezultaty... Ale oni kierują się tylko interesem partyjnym, a nie publicznym. Trzeba zakasać rękawy i wziąć się do roboty, udowodnić, że się jest lepszym. Słupski PO-PiS, zamiast rozwiązywać problemy ludzi, toczy spory partyjne.
Zainspirował pan Rafała Trzaskowskiego.
Tak?
Pan wystawił czerwoną kanapę, on – niebieską ławeczkę. Papuguje pana.
Bardzo dobrze, niech papuguje. Ja też zabieram dobre praktyki z miast, które wizytuję. Na tym polega praca w samorządzie.
I zainspirowała pana kampania Rafała Trzaskowskiego?
Niech mnie pan nie prowokuje.
Rozumiem, że dobrze ją pan ocenia?
Pan dobrze wie, co ja bym powiedział (śmiech). Pamiętajmy, że wybory dopiero jesienią, ale w razie gdyby Trzaskowski został prezydentem, odpowiem dyplomatycznie: samorządowcy się nie krytykują. Miałem bardzo dobre kontakty z Hanną Gronkiewicz-Waltz…
… i z premier Ewą Kopacz, która pomogła panu oddłużyć miasto…
I za to jestem jej wdzięczny.
Miał pan później kontakt z Ewą Kopacz?
Nie. Bo Ewa Kopacz była sukcesywnie i konsekwentnie sekowana przez swoich partyjnych „kolegów”. Chciałem ją zaprosić do Słupska. Pokazać inwestycje, efekty. Chciałem podziękować. Dzięki jej wsparciu wyremontowaliśmy mieszkania komunalne, odnowiliśmy teatr dla dzieci, dokończyliśmy budowę naszych dróg. I ludzie z jej własnej partii ją blokowali! Wyobraża sobie pan? Bardzo dbali o to, by nie dopuścić do spotkania premier Kopacz ze mną.
Dobrze, że opozycja zbojkotowała Zgromadzenie Narodowe?
Wolałbym, żeby opozycja zaraziła Polki i Polaków realną wizją na przyszłość, porwała młodych, żeby chcieli się angażować w politykę i zmieniać świat. Żeby stała się autentyczna, wiarygodna, żeby ludzie poczuli, że ma jakąś ofertę, która ich przekona, żeby nie głosować więcej na PiS. Dzisiaj tej oferty po stronie opozycji nie widzę.
Rozmawiał Michał Wróblewski