Dymisja Wacława Berczyńskiego potwierdza: Antoni Macierewicz ma problem z doborem właściwych ludzi
Kolejna głośna dymisja w obozie Antoniego Macierewicza. I kolejna na własne życzenie. To pokazuje, że szef resortu obrony nie ma zbyt dobrej ręki do dobierania sobie współpracowników.
Berczyński wykończył Caracale. I siebie
Wacław Berczyński, szef podkomisji smoleńskiej, zrezygnował ze stanowiska. Przyczyną dymisji jest wywiad dla "Dziennika Gazety Prawnej", w którym chwali się, że "to on wykończył Caracale". Jednak bezpośrednią powodem złożenia pisma wydaje się być kolejny tekst tego dziennika, w którym Maciej Miłosz ujawnia, że Berczyński miał dostęp do dokumentacji przetargowej, choć nie jest zatrudniony w MON. Specjalne pozwolenie miał dostać od Antoniego Macierewicza.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Kiedy po wywiadzie Berczyńskiego wybuchła medialna burza, politycy PiS musieli mieć świadomość, że być może będą musieli pożegnać się z Berczyńskim. Może stąd na dymisji datę dopisano długopisem, i to innym niż podpis przewodniczącego. Wygląda to tak, jakby Macierewicz i Berczyński czekali na to, czy sprawa przycichnie, czy może wyjdzie coś jeszcze. Wyszło, więc wstawiono "20" obok "kwietnia 2017 roku" w nagłówku.
Serial z Misiewiczem
Podobnie Macierewicz próbował przeczekać krytykę z Bartłomiejem Misiewiczem. Były (wybierz dowolną z długiej listy funkcji, które pełnił) kilkakrotnie trafiał na urlopy, a kiedy już nie było wyjścia, tracił stanowisko (oczywiście zachowując pozostałe). A przecież powodów (pretekstów) było multum: nocne wejście do Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO, posadka w radzie nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej, ujawnienie kłamstw na temat wykształcenia czy wreszcie wizyta w klubie WOW w Białymstoku.
Czarę goryczy przelało dopiero zatrudnienie w PGZ. I to nie czarę goryczy u Macierewicza, ale u prezesa Kaczyńskiego. Wcześniej ani Andrzej Duda, ani Beata Szydło nie byli w stanie zmusić Macierewicza do pozbycia się kłopotliwego młodzieńca. A przecież wymienione wcześniej wpadki w najlepszym wypadku obciążały wizerunek szefa MON, a w najgorszym wręcz zagrażały bezpieczeństwu, którego Macierewicz powinien strzec.
Klątwa apteki "Aronia"
Niewątpliwie wizerunkowi Macierewicza nie pomaga inny wybraniec z apteki "'Aronia" w Łomiankach Radosław Obolewski. Z nadania ministra został wiceprezesem państwowego giganta Polska Grupa Zbrojeniowa. W październiku 2016 roku nagle zniknął z zarządu spółki, wciąż korzysta z służbowego samochodu. Tymczasem powinien był go oddać najpóźniej pod koniec stycznia. Do tego jeszcze do niedawna korzystał z firmowej karty paliwowej - pisał "Fakt".
Nijak ma się to do zapewnień "praca i pokora", które premier Szydło powtarzała niemal tak często, jak "przez ostatnie 8 lat...". Poza tym ludzie Antoniego Macierewicza chcą odzyskać wrak tupolewa od Rosji, a nie potrafią odzyskać samochodu od swojego dawnego kolegi.
Tajny bloger Macierewicza
Dymisja nie dotknęła też innego zaufanego szefa MON. Chodzi o Mariusza Maraska, o którym obszernie pisaliśmy kilka dni temu. Marasek kierował Centrum Eksperckim Kontrwywiadu NATO, bo szybko po nocnym najściu pod wodzą Misiewicza okazało się, że młody rzecznik MON nie ma odpowiednich uprawnień.
Jednak Marasek stracił funkcję, a powodem miała być jego blogerska aktywność pod pseudonimem Aleksander Ścios. Na jego blogu i koncie na Twitterze pojawiają się treści krytyczne wobec Jarosława Kaczyńskiego (że zwalniając Misiewicza nabrał się na "esbecki gambit"), Andrzeja Dudy, naszych sojuszników z Europy Środkowej czy wobec NATO. Maraska jako Ściosa zdekonspirował słowacki dziennikarz Tomas Forro. MON wydało niedawno specjalne oświadczenie w tej sprawie, w której oczywiście zaprzecza. Ale chwilę po tym oświadczeniu na Twitterze Ściosa pojawił się taki komunikat:
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Kłopoty zza Oceanu
Kłopotów przysporzyła też Macierewiczowi współpraca z byłym amerykańskim politykiem Alfonso d'Amato. Dzisiaj to lobbysta pracujący m.in. dla Boeinga. To ta firma ma dostarczyć samoloty dla VIP-ów. Wybrano ją bez przetargu (prowadzone postępowanie unieważniono). Obserwatorzy zwracają uwagę na wysoką cenę maszyn. Macierewicz i d'Amato działali razem w organizacji Friends of Poland.
Kiedy media napisały o tych związkach z przeszłości, w obronie szefa stanął Edmund Janniger. To zresztą kolejny kłopot, który Macierewicz sam ściągnął sobie na głowę. Bo ambitny student amerykańskiej uczelni ma niebywałą skłonność do pompowania swojego CV (obszerną analizę na ten temat przeczytacie tutaj). I pewnie gdyby nie nazwał się "doradcą ministra obrony narodowej", w mediach nie wybuchłaby taka burza. A to ona skłoniła Jannigera do rezygnacji z MON i powrotu na studia.
Antoni Macierewicz ma niebywały sentyment do ludzi, z którymi współpracował jako polityk opozycji. A że był nim prawie 20 lat, nazbierała się ich spora grupa. Jednak to, że byli wiernymi towarzyszami niedoli, nie oznacza, że sprawdzą się także w pracy państwowej.