Dariusz Bruncz: Lanserka pod sztandarami Kościoła
Najnowszy i najdroższy smartfon czy może dron? Co dla chłopca, a co dla dziewczynki? Może po prostu złoty łańcuszek i stara, dobra koperta?
Powoli rozpoczyna się sezon pierwszokomunijnych nabożeństw i choć widać poprawę w porównaniu z minionymi latami, m.in. dzięki dość powszechnym albom unieważniającym rewię mody i wyścig na najlepszy pierwszokomunijny outfit na osiedlu lub w klasie, to jednak wciąż pojawiają się sytuacje co najmniej groteskowe.
Komunia - drugorzędne tło
Starannie dokumentują je internauci w mediach społecznościowych – to limuzyna podjeżdżająca pod kościół (pewnie próba generalna przed ślubem), to wypasiona oprawa medialna i huczna impreza w najwykwintniejszej i najdroższej restauracji w mieście, powiecie czy może nawet województwie. O Komunii, szczególnie tej pierwszej, mówi się często jako o zjawisku społeczno-towarzyskim, rodzinnym zjeździe z updejtowaniem familijnych plotek, dla których nabożna celebracja w kościele stanowi niezbędne choć drugorzędne tło. W końcu to przecież Komunia! Pierwsza!
Siostry zakonne, duchowni, świeccy katecheci, a nawet biskupi starają się tłumaczyć i wyjaśniać, zdawałoby się, komunały, które powinny być właściwie oczywiste, szczególnie w dumnie katolickim kraju. I tak katecheci proszą, rozmawiają, napominają i wyjaśniają przy różnych okazjach: najważniejszy jest Chrystus. To dla Niego się spotykamy, świętujemy, przeżywamy, a wygumkowywanie Go z uroczystości, nawet najbardziej uroczystej, zacnej, podniosłej, bo na przykład zaszczyconej przez biskupa, sprowadza całe wydarzenie do socjalnego kabaretu duchowych parweniuszy.
Liczne w Polsce publikatory katolickie zachęcają do refleksji, dostrzeżenia wagi Pierwszej Komunii Świętej w religijnym wychowaniu dziecka. Ks. dr Krzysztof Michalczak z Archidiecezji Poznańskiej pisze na łamach Przewodnika Katolickiego, że Pierwsza Komunia:
_"powinna kojarzyć się dziecku ze spokojem i radością. Dzień ten ma mieć przede wszystkim wymiar duchowy, a ten można osiągnąć nawet za pomocą skromnych środków zewnętrznych. Rodzice powinni pomóc odkryć dzieciom, jak wielkie znaczenie ma pierwsze spotkanie z Chrystusem eucharystycznym". _
Ale gdzie tu spokój, kiedy trzeba umówić wizytę do fryzjera, zarezerwować salę, catering, ubranka, pomyśleć o prezentach, logistyce, gościach, zdjęciach, dopilnować tysiąca innych spraw! A właśnie, obiad i spotkanie z rodziną! Ks. Michalczak doradza, aby wspólny posiłek rozpoczął się od zapalenia świecy i modlitwy jako symbolu zaproszenia Chrystusa do stołu i teraz prawdziwe bum:
_"Jeżeli to możliwe, nie obdarzajcie tego dnia dzieci wyjątkowymi prezentami. Zrozumiałe jest, że pragniecie ofiarować im również coś materialnego. Można to jednak zrobić przy innej nadarzającej się okazji. Nie rower, komputer czy zegarek tego dnia są najważniejsze". _
Bum? A może zupełnie nie, bo przecież to – znów – powinno być tak oczywiste jak sama pierwsza Komunia. A może ta oczywistość jest problemem?!
Rodzice mistrzami spychologii stosowanej
Praktyka pokazuje, że mimo starań duchownych i innych przedstawicieli Kościoła, pierwszokomunijną histerię rozkręcają i nakręcają głównie rodzice – począwszy od przyjmowania za pewnik, że dziecko do Komunii ma/chce iść i to bez podejmowania rozmowy na temat wydarzenia, która mogłaby doprowadzić do decyzji o odroczeniu Komunii, jeśli się okaże, że uczestniczenie w Eucharystii byłoby odfajkowaniem tradycji ku spokoju duszy dziadków, cioć, wujków i co najważniejsze kolegów z klasy i sąsiadów.
Duszpasterze zgodnie podkreślają, że rodzice wybierają spychologię stosowaną zrzucając przygotowanie dziecka do Komunii tylko na Kościół, zapominając, że są za owo przygotowanie współodpowiedzialni od momentu, gdy poprosili o Chrzest dla swojego dziecka. Zamiast tego, najbardziej popularny jest duchowy outsourcing, zrzucanie wszystkiego na katechetów czy kler w ogóle – niech oni to zrobią, znają się lepiej - my w końcu mamy równie ważne, jeśli nie ważniejsze sprawy na głowie.
I tu pojawia się kolejny problem, głębszy. Budowanie fasad wokół Pierwszej Komunii to nie tylko odpowiedzialność rodziców, ale też kapitulacja Kościoła (każdego) i księży, rezygnacja z aktywnego duszpasterstwa dla rodziców czy dorosłych w ogóle, którzy po zaliczeniu etapów inicjacji chrześcijańskiej (komunia, bierzmowanie) gremialnie przekazują religijną obojętność dzieciom, ucząc je przestrzegania społecznych konwenansów, a nie religijnego myślenia czy towarzyszenia przy budowaniu zmysłu wiary. Ofiarą jest też szeroko rozumiana edukacja religijna idąca w parze ze świadomością kulturową – ich brak doprowadza do ignorancji, wyjałowienia i wzmożonej podatności na ekstremizmy, także, a nawet szczególnie w religijnej otoczce.
Całe szczęście – albo jak powiedzieliby wierzący – dzięki Bogu są liczne, a nawet bardzo liczne przypadki anty fasadowej konspiracji, teologicznie i religijnie świadomych rodziców i dziadków, którzy nie tylko nadrabiają niedociągnięcia niektórych katechetów, ale starają się pokazać piękną twarz swojego Kościoła, swojej wiary i nie boją się trudnych pytań i dyskusji. Eventowy szum wokół Pierwszej Komunii pozostanie. Będzie coraz głośniejszy im słabsze zaangażowanie ludzi w sprawy swojego Kościoła. Będzie więcej blichtru i lanserki pod sztandarami Kościoła, im większa obojętności rodziców i wszystkich wierzących wobec pytania, czym naprawdę jest wiara chrześcijańska, na co wskazują jej symbole, które przyjmujemy za tak oczywiste.
Czas ważnych pytań
I na koniec wątek, który tylko pozornie luźno związany jest z tematem. Niedawno uczestniczyłem w warszawskim zjeździe młodych liderów chrześcijańskich różnych wyznań zorganizowanym przez Polską Radę Ekumeniczną.
Jedno spotkanie prowadził duchowny prawosławny ks. Doroteusz Sawicki i w fascynujący sposób opowiadał o wschodniej teologii ikony i o procesie jej pisania. Zwrócił uwagę na fakt, że rzadkością są ikony przedstawiające Matkę Bożą bez swojego Syna. Zasadniczo Maria pojawia się we wschodniej ikonografii trzymając na rękach swojego Syna, a On spogląda na swoją Matkę z czułością i zaangażowaniem jak każde dziecko patrzy na swoją Matkę. Jednak ta Matka nie patrzy na swojego Syna, ale na oglądającego ikonę, jakby chciała powiedzieć: to jest mój Syn, a kim On jest dla Ciebie?
Pierwsza Komunia Święta jest dobrą okazją, aby postawić sobie to pytanie.
Dariusz Bruncz dla WP Opinie