Dariusz Bruncz: Alfie Evans i pożoga hejtu
Jeśli składacie ręce w intencji Alfiego Evansa, nie złorzeczcie i nie przeklinajcie innych, nie pogardzajcie i nie poniżajcie. Myślcie pozytywnie. Owocem wiary nie może być nienawiść. Musi być życie.
W Anglii, Europie i na całym świecie trwa walka o Alfie’go Evansa, o bezbronne dziecko chore na niezdiagnozowaną chorobę neurologiczną. Sąd chce zaprzestania walki o życie dziecka, a młodzi rodzice nie poddają się i przy wsparciu papieża Franciszka, wielu znanych i nieznanych osób i organizacji na całym świecie, zmagają się z bezsilnością wobec wydawanych wyroków. Wielu towarzyszy Evansom modlitwą lub po prostu trzyma kciuki za życie dziecka i za odważnych rodziców. Brytyjski sędzia Anthony Hayden nie zgodził się na przetransportowanie dziecka do Włoch, gdzie o Alfiego lekarze chcą walczyć do samego końca.
Tu nie chodzi o argumenty "za" i "przeciw"
Tak to można w skrócie opisać dramat, który rozgrywa się na naszych oczach. Można też użyć wielu innych słów i naprawdę trudno o powstrzymanie się od emocji w sytuacji brutalnego zderzenia ze światem, w którym życiu nie daje się szansy i to mimo zaskakującego nawet dla lekarzy faktu, że po odłączeniu aparatury Alfie żyje. Z jakiś przyczyn jego organizm chwyta się życia za wszelką cenę i wszyscy są zdumieni. Walka dziecka dodaje siły rodzicom, a oni, choć mocno potrzebują wsparcia, stało się synonimem odwagi i miłości dla milionów ludzi na świecie.
Patos zazwyczaj zakłóca spokojną rozmowę i wyważone spojrzenie. Eskaluje, generalizuje, bardziej utrudnia niż pomaga, ale przecież tutaj nie chodzi o dyskusję nad jakimś problemem, wypracowanie kompromisu, z którego wszyscy będą zadowoleni. Nie chodzi o zważenie argumentów "za" i "przeciw" i dojście do gładkich wniosków, przy których wszyscy pokiwamy mądrze głowami, że oto zdaliśmy egzamin z etycznej dojrzałości i rozsądku. Tutaj stawką jest życie i śmierć, czym one są, a przede wszystkim kim jest człowiek i jego podstawowe prawo do życia, które wymaga ochrony przy zastosowaniu wszelkich dostępnych środków, jeśli jest szansa na życie, jeśli jest choćby iskierka nadziei, że czarne scenariusze mogą się nie spełnić.
Nienawiść przeciwko życiu
W tym wypadku, w tej sytuacji nie ma iskierki, ale jest potężny ogień, który wzniecił Alfie. Jak? Po prostu przeżył – on uparcie jest i są przy nim rodzice. Poruszające są świadectwa solidarności, apele, modlitwy, myśli i wszystko to, co wspiera rodziców i wzmacnia pozytywne nastawienie do życia i to poza sezonową euforią związaną z narodzinami kolejnego royal baby. Nie wolno zmarnować tego ognia i nie wolno pozwolić mu przerodzić się w destrukcyjną pożogę hejtu wobec wszystkich tych, którzy w tej sprawie prezentują inne stanowisko – zaczynając od odrażającego demonizowania sędziego Anthony’ego Haydana i pracowników szpitala w Liverpool czy Anglików w ogóle.
Wylewanie nienawiści w imię obrony życia nie jest działaniem za życiem, a przeciwko życiu – jest karykaturą wszystkich poruszających słów wypowiadanych przez rodziców Alfiego Evansa, jest lżeniem z inspirującego świadectwa o życiu, o które trzeba walczyć z godnością, a nie obelgą na ustach. To także kpina z wiary, która dodaje rodzicom ponadludzkich sił. A więc, drodzy, jeśli składacie ręce w intencji Alfiego Evansa, nie złorzeczcie i nie przeklinajcie innych, nie pogardzajcie i nie poniżajcie. Myślcie pozytywnie. Owocem wiary nie może być nienawiść. Musi być życie.