Czy każde dziecko w wieku szkolnym powinno co rok dostawać od państwa 300 zł? Nie!
Ogromna większość badanych w panelu Ariadna Polaków popiera program zapewniający co roku 300 zł na każdego ucznia w Polsce. A ja wam powiem, dlaczego nie wszyscy z was, drodzy rodzice, powinni dostać tę kasę.
"Jak oceniasz rządowy program wyprawki szkolnej 300 zł na każde dziecko, płatne raz w roku na początku roku szkolnego na każde dziecko w wieku szkolnym?" - zapytaliśmy Polaków w panelu Ariadna.
Nie jest zaskoczeniem, że aż 68 proc. badanych ocenia "Wyprawkę +" pozytywnie. Wyekwipowanie dziecka do szkoły to duży wydatek. I nie ma takiego programu pod hasłem "dajmy więcej pieniędzy na dzieci", który by się ludziom nie spodobał. Jest jednak pewne "ale". A nawet trzy.
Przypomnijmy zasady: "Dobry Start", bo tak nazywa się rządowy program, oznacza, że raz do roku wszystkie dzieci do 18 roku życia, które uczą się w szkole, dostają 300 zł. Jeśli po ukończeniu 18 urodzin dalej się uczą – można przedłużyć wypłatę świadczeń jeszcze o 2 lata. A niepełnosprawni uczniowie będą otrzymywać tę zapomogę aż do 24 roku życia (i to akurat jest bardzo słuszne). Polaków nie trzeba było dwa razy namawiać do skorzystania z programu – wystarczył niecały miesiąc, by wnioski – i to tylko przez internet – złożyło 930 tysięcy ludzi. A uprawnionych może być około 4,6 mln dzieci, co winduje koszt programu – rocznie! – do 1,4 mld zł.
i tu pierwsze "ale": 404 mln zł rząd przeznaczył w tym roku na bezpłatne podręczniki – jedną z najważniejszych pozycji w zestawieniu wydatków na wyprawienie dziecka do szkoły. Czyli potężny wydatek odpada i po co rozdawać kolejną kasę z budżetu - powiedzą pewnie liberałowie. Zapominając o tym, że wyprawienie dziecka do szkoły to nie tylko podręczniki. To piórniki, plecaki, zeszyty, ubrania i strój na w-f (w tym buty, a dzieci mają brzydki zwyczaj wyrastania co roku z poprzednich), nie mówiąc o stroju galowym – jednym z bardziej bezsensownych wydatków, bo to ciuchy używane dwa razy w roku – na rozpoczęcie i zakończenie szkoły. Razem zbierze się z pewnością nawet więcej niż 300 zł. Dla mniej zarabiających rodziców to bardzo potrzebna pomoc.
Więc tak, te pieniądze są potrzebne – powiedzą zwolennicy PiS. Zresztą w naszym badaniu pozytywnie program "Dobry Start" ocenia aż 90 proc. osób deklarujących się jako popierający partię Jarosława Kaczyńskiego.
Do tego "Dobry Start" nie ma wady wrodzonej programu 500+: 300 zł dostaną wszystkie dzieci, a nie tylko te, które spełnią często krytykowane kryteria flagowego programu PiS. Tu 300 PLN się należy, niezależnie od zarobków rodziców. Pytanie tylko, czy to zaleta, czy wada. Na pewno zwolennicy państwa opiekuńczego będą zadowoleni. I tu wchodzi drugie "ale".
Jak długo jeszcze będzie nas stać na takie dawanie pieniędzy do ręki obywatelom? Ekonomiczni konserwatyści i liberałowie powinni bić na alarm: skąd wziąć na to pieniądze? Wystarczającym obciążeniem dla naszego wcale nie najwyższego budżetu jest już 500+. Popularność programu pokazała, jak bardzo miliony Polaków potrzebowały zastrzyku gotówki. A dokładniej: jak bardzo miliony Polaków potrzebują po prostu podwyżki płac. Zarabiamy za mało, zbyt wolno gonimy Zachód pod względem wzrostu płac i jest to fakt. Ale tej dziury nie powinniśmy zasypywać kolejnymi 500, 300 czy 800 złotymi - bo ile jeszcze bezpośrednich transferów socjalnych wytrzyma polski budżet? Tak, wiadomo, do najbliższych wyborów powinien jeszcze dociągnąć. A potem choćby potop.
A teraz trzecie, najważniejsze "ale": przy wszystkich swoich wadach program 500+ był przynajmniej w zamyśle skierowany do rodzin, których naprawdę nie stać na zapewnienie dzieciom godnych warunków rozwoju. A tu mamy wzorowy przykład na to, jak egalitarny w założeniach pomysł jest tak naprawdę bardzo niesprawiedliwy. Czy naprawdę każde dziecko w wieku szkolnym powinno raz w roku dostawać od państwa trzysta złotych - sponsorowane z podatków także tych obywateli, którzy nie mają i nie mają zamiaru mieć dzieci?
Otóż moim zdaniem nie. Dlaczego tysiące Polaków miałyby składać się ze swoich podatków na rodziców bogatszych od nich? W praktyce bowiem te pieniądze dostaną nie dzieci, a ich rodzice. I nie wszyscy wydadzą je na przybory szkolne albo wrzucą na konto dla dziecka na przyszłość. Owszem, być może wielu tak zrobi. Ale szkoda, że nikt nie pomyślał, żeby poprzez skierowanie "300+ na głowę" do szkół, zamiast do rodziców dzieci, zapewnić wszystkim równe korzyści z tego dofinansowania. Na przykład w postaci dostępnych dla dzieci w szkole przyborów naukowych, jednolitych strojów sportowych czy darmowych obiadów. Ale z tego już nie da się wytworzyć tak prostego i skutecznego komunikatu do wyborców jak "300 zł na każde dziecko".
Szkoda.