- Siedem miesięcy w klaustrofobicznej przestrzeni. Niebezpieczny lot. O pobycie na obcej planecie nawet nie wspominam. W misji na Marsa predyspozycje psychiczne ludzi będą kluczowe - mówi Tim Peake. Wie, co mówi. Ten człowiek - pilot śmigłowców, maniak szybkich aut i wspinacz na co dzień jeździ rodzinnym autem i nigdy nie przekracza prędkości.
Spotykamy się na Europejskich Zawodach Łazików Marsjańskich. Załogowa misja na Marsa to nie science fiction, tylko przyszłość. Jako weteran misji na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS) co poradzisz astronautom, którzy wyruszą na Czerwoną Planetę?
- Że muszą się naprawdę lubić i ufać sobie wzajemnie.
Tak po prostu?
To może wydawać się błahe w porównaniu z całą wiedzą niezbędną do takiej misji czy przygotowaniem fizycznym. Ale naprawdę predyspozycje psychiczne będą kluczowe.
Dlaczego?
Wyobraź to sobie: przy obecnej technologii załogowy lot na Marsa musi trwać siedem miesięcy. Przez siedem miesięcy niewielka grupa ludzi musi funkcjonować w zamkniętym, klaustrofobicznym pomieszczeniu, w dodatku jest narażona na ogromny stres. Lot jest niebezpieczny. Lądowanie jest niebezpieczne. O pobycie na obcej planecie już nawet nie wspominam. Dziesiątki, setki rzeczy mogą pójść nie tak. Całą drogę towarzyszy ci groźba gwałtownej śmierci. A cała misja będzie przecież musiała trwać około dwóch lat. Podołają jej tylko ludzie znakomicie dopasowani do siebie charakterologicznie, czujący się pewnie w swoim towarzystwie. Bo jeśli chce się sprawdzać granice ludzkich możliwości i przesuwać granice wiedzy, to tylko razem z ludźmi, z którymi można konie kraść.
Niedawno jeździłeś superszybkim McLarenem 570S po torze wyścigowym Hockenheim. Fajnie było?
- Świetnie! To niesamowite uczucie prowadzić takie auto! W dodatku po torze, gdzie można wcisnąć gaz do dechy. W głowie słyszałem tylko jedno słowo: szybciej, szybciej, szybciej!
Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że to lepsze niż lot w kosmos?
- Nie lepsze. Inne. Kiedy siedzisz na rakiecie zatankowanej do pełna 300 tonami ciekłego tlenu i paliwa lotniczego, z silnikami generującymi moc trzech milionów koni mechanicznych, to jesteś tylko pasażerem, który nie ma na nic wpływu. Siedzisz przypięty, czujesz jak wszystko się trzęsie, nic nie widzisz i przede wszystkim masz pełną świadomość, że twój wpływ na to, co się dzieje wokół ciebie jest praktycznie zerowy. A za kierownicą samochodu, sterami samolotu czy helikoptera, to jednak ty masz władzę nad maszyną, a nie ona nad tobą. Lubię to uczucie. Tę świadomość, jak wiele zależy od moich umiejętności. Zrozumiałem to, gdy byłem pilotem oblatywaczem helikopterów.
Iloma maszynami właściwie latałeś?
- Wszystkim, co można oderwać od Ziemi. To była i jest moja pasja. Spędziłem trzy lata w 1 Dywizji Kawalerii Powietrznej Stanów Zjednoczonych, czyli wśród facetów zobrazowanych przez Francisa Forda Coppolę w "Czasie Apokalipsy", gdzie nauczyłem się pilotować śmigłowce Apache.
Przez lata szkoliłem pilotów brytyjskich. Później przeszedłem rygorystyczną selekcję do intensywnego kursu pilotów doświadczalnych. Tam zacząłem latać wszystkim, co tylko naszym instruktorom udało się zdobyć. Wylatałem ponad trzy tysiące godzin, przede wszystkim za sterami śmigłowców Apache, Hawk, Mi - 17 oraz samolotów transportowych. Na uniwersytecie zrobiłem licencjat z zakresu dynamiki i ewaluacji lotu.
Polecisz jeszcze w kosmos?
- Naturalnie. Mam nadzieję, że za dwa, może trzy lata. Wiesz, wykorzystanie wyszkolonego astronauty tylko do jednej misji byłoby marnotrawstwem. Selekcja i trening są przecież szalenie kosztowne.
Ile kosztowało wyszkolenie ciebie?
- Nie jestem w stanie podać ci konkretnej kwoty. Zwłaszcza, że pewne części treningu rozliczane są niejako w barterze między agencjami lub podmiotami prywatnymi. Ale powiem tak: same badania lekarskie są tak kosztowne, że poddawani są im tylko ci, którzy przeszli już przez pierwsze sito selekcji. Wierz mi, te badania są bardzo drobiazgowe. Szybko uczą porzucenia wstydu i wszelkiej skromności. Zresztą to odcięcie się od prywatności swojego ciała przydaje się później. Tuż przed startem oglądają cię, sprawdzają, podłączają do różnych urządzeń. Jakby twoje ciało stawało się dobrem wspólnym wszystkich zainteresowanych, a nie czymś prywatnym, nad czym władzę masz tylko ty sam.
Częścią szkolenia do misji na ISS jest nauka rosyjskiego – załogi są zawsze mieszane. Jak dobrze gawarisz pa ruski?
- (Tim Peake wypowiada kilka zdań po rosyjsku) Jak słyszysz wciąż coś potrafię, ale przed kolejną misją będę musiał potrenować. Przy czym, fakt, rosyjski i angielski to dwa języki używane na ISS oficjalnie, ale astronauci używają na pokładzie też czegoś, co określa się mianem "runglish".
Runglish?
- Taki język angielsko-rosyjski. Używasz wymiennie słów angielskich i rosyjskich, w zależności od tego, które pamiętasz. Świetnie podkreśla dualny charakter ISS [stacja jest projektem międzynarodowym, ale pierwsze skrzypce grają w niej Rosjanie i Amerykanie – przyp. red.]. Ale bez rosyjskiego ani rusz, choćby dlatego, ze na statku Sojuz wszystko jest opisane w języku rosyjskim: każdy przycisk, panele kontrolne, dokumentacja lotu. Również tylko w tym języku można porozumiewać się z Rosyjskim Centrum Kontroli Misji. No i nie zapominajmy o okresie przygotowawczym w Gwiezdnym Miasteczku, czyli Centrum Wyszkolenia Kosmonautów im. J. Gagarina pod Moskwą. Poza treningami technicznymi i fizycznymi mamy wiele spotkań, uczestniczymy w wydarzeniach kulturalnych, nasiąkamy rosyjską tradycją. Trudno byłoby to zrobić nie rozumiejąc języka.
To prawda, że Rosjanie kultywują różnorodne zwyczaje, które – według przesądów - muszą zostać spełnione, by misja kosmiczna się powiodła?
- Oj tak! W skrócie można powiedzieć, że jeśli Jurij Gagarin coś zrobił przed startem, to dokładnie to samo powinien uczynić każdy kolejny człowiek, który zamierza udać się poza linię Kármána (czyli 100 km nad powierzchnię Ziemi, jest to umowna granica między atmosferą ziemską a przestrzenią kosmiczną, przyp. aut.). Opowieść o tym, że każdy kosmonauta startujący z kosmodromu Bajkonur musi tuż przed startem obsikać oponę autobusu wiozącego go na platformę jest jak najbardziej prawdziwa. I powiem ci więcej - całkiem ucieszyła mnie ta konieczność, bo naprawdę dobrze było opróżnić pęcherz przed długim lotem. Zabawne było tylko to rozpinanie i zapinanie skafandra. Bo wiesz, najpierw technicy zakładają na ciebie skafander, dokładnie sprawdzają czy jest hermetyczny, czy wszystkie części są właściwie dopasowane, robią to na tip top, a następnie ty - w imię tradycji - gmerasz przy tych zapięciach i psujesz ich robotę, bo przecież musisz oddać hołd Gagarinowi. No może nieco specyficzny hołd, ale w końcu to tradycja.
Czym zajmuje się astronauta, który akurat nie jest na żadnej misji, ani nie szykuje się do kolejnej?
- Każdy z nas utrzymuje kontakty z innymi agencjami kosmicznymi. Każdy z nas pracuje nad programami badawczymi. Każdy z nas przygotowuje – astronautów - uczestników zbliżających się wypraw kosmicznych. Ja jestem szefem zespołu operacji kosmonautycznych Europejskiej Agencji Kosmicznej. Współpracuję z obsługą naziemną, by zapewnić astronautom jak najlepsze warunki do wykonania misji. Jestem w kontakcie z ISS. I ja, i inni astronauci bierzemy udział w konferencjach i innych wydarzeniach mających przybliżyć ludziom eksplorację kosmosu. Informujemy, dlaczego to jest ważne, wspieramy też badania naukowe. No i oczywiście każdy z nas ma nadzieję ponownie polecieć w kosmos...
Jeździsz motocyklem, super szybkimi samochodami, pilotujesz wszystko, co tylko może latać, nurkujesz i wspinasz się po skałach, w dodatku wsiadłeś na Sojuza i poleciałeś na ISS. Coś mi się wydaje, że jesteś uzależniony od adrenaliny.
- Ależ skąd! Faktycznie lubię wymagające sporty, ale po godzinach pracy jestem naprawdę spokojnym człowiekiem. Wiesz, wożę dzieci do szkoły rodzinnym autem i nigdy nie przekraczam dozwolonej prędkości.
Myślisz, że gdy twoi synowie będą dorośli, to pójdą w twoje ślady i np. zamieszkają w habitacie na Księżycu?
- Myślę, że kiedy moi synowie dorosną na tyle, by móc spróbować swych sił jako astronauci, planowana przez światowe agencje kosmiczne baza księżycowa będzie służyła przede wszystkim do badań naukowych. Pomysły osiedlenia się na Księżycu czy budowania orbitujących habitatów to wciąż odległa przyszłość. Ale pewnie, jeśli tylko będą tego naprawdę chcieli, to oczywiście, że będę im kibicował. Nawet wiedząc, jak wymagające jest to zadanie i jakim ryzykiem jest obłożone.
Dzieci lubią kosmos. Na ISS dawałeś im lekcje fizyki prosto z orbity.
- Wziąłem udział w programie "Kosmiczna klasa", w ramach którego odpowiadałem na żywo na pytania o to, jak się żyje przemieszczając się z prędkością 28800 km/h po orbicie Ziemi. Dzieci zadawały mi przeróżne pytania, dawały zadania. Musiałem robić fikołki, grać w ping ponga kulką wody, wykonywać przesłane przez dzieciaki eksperymenty. No i oczywiście opowiadać o tym, jak korzysta się z toalety na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. To chyba najczęściej zadawane nam przez młodsze dzieci pytanie. Choć równie często słyszę: "a jak można zostać astronautą?"
To jak zostać astronautą?
- Przydaje się brak pewnych lęków. Klaustrofobia dyskwalifikuje na starcie.
A coś więcej?
- Ludzie są przekonani, że najważniejsze jest dobre zdrowie i kariera wojskowa. Nie przeczę, że w moim przypadku doświadczenie pilota mogło być decydujące. Ale astronautą może tak naprawdę zostać każdy: lekarz, nauczyciel, biolog. Pewnie, że dobra kondycja fizyczna jest ważna. Pomaga szybciej zaadaptować się do warunków mikrograwitacji, a następnie wrócić do pełni sił po lądowaniu. Ale tak naprawdę najważniejsze jest być dobrym w tym, co się robi. Po prostu. Jeśli masz w sobie prawdziwą pasję, realizujesz ją, uczysz się, zdobywasz kolejne doświadczenia i nie boisz się wyzwań, to masz szansę zostać astronautą.
Timothy Nigel Peake. Żołnierz Korpusu Lotniczego Wojsk Lądowych Wielkiej Brytanii, astronauta Europejskiej Agencji Kosmicznej (pierwszy w niej Brytyjczyk), były członek załogi Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS).
Ewelina Zambrzycka-Kościelnicka. Dziennikarka i redaktorka zajmująca się przede wszystkim tematyką popularnonaukową. Związana m.in z Życiem Warszawy, Weekend.Gazeta.pl. i Magazynem Wirtualnej Polski.