Bierzyński: To była sprytna polityczna pułapka, w którą politycy PiS wskoczyli bez wahania
Obchody niepodległości będą miały wielki finał. Będzie to finalny akord kompromitacji władzy. W chwili szczególnej, wzniosłej, która powinna nas skłaniać do patriotycznej refleksji, do narodowej zgody, będziemy mieli zamieszki, petardy, przemoc i chaos.
Hanna Gronkiewicz Waltz wywołała prawdziwą burzę decyzją o zakazie marszu narodowców w 100. rocznicę odzyskania niepodległości. Niezależnie od oceny tej decyzji, zakaz jest sprytną polityczną pułapką, w którą politycy PiS wskoczyli bez wahania. Przejęcie organizacji marszu to kulminacyjny akord w ciągu żenujących kompromitacji władzy związanych z organizacją rocznicy. Decyzja Sądu Okręgowego w Warszawie, uchylająca zakaz, domyka drzwi pułapki. Jarosław Kaczyński, premier Morawiecki i prezydent Duda będą szli na czele pochodu, którego organizatorami są de facto nacjonaliści. Jeszcze niedawno zgodnie odmawiali udziału. Dzisiaj sami postawili się w sytuacji bez wyjścia – ani w marszu pójść, ani odmówić.
Dla partii politycznej, która wywodzi lwią część swej legitymizacji z polityki historycznej (przywracanie pamięci, wstawanie z kolan, odzyskiwanie godności), 100. rocznica odzyskania niepodległości to prawdziwy dar z nieba. Nie ma bowiem lepszej okazji do zaprezentowania przywiązania do ojczyzny, prawdziwego, żarliwego patriotyzmu i umocnienia mitu, w którym jedynie prawica wyraża prawdziwą duszę narodu. Okazja fantastycznie wpisująca się w wyborczy kalendarz. Na pół roku przed wyborami europejskimi i na rok przez ostatecznym testem w wyborach parlamentarnych można było przywołać wszystkie patriotyczne mity, ożywić narodowe resentymenty, odświeżyć patriotyzm umęczonych ofiar historii i skonsolidować naród wokół wzniosłych haseł jedności i historycznego osamotnienia.
Nic z tego.
Wizerunkowa klęska prawicy
Program obchodów pruje się w szwach. Z hucznych uroczystości została msza, festyn uliczny i koncert. Dwóch pełnomocników (jeden rządu, drugi Kancelarii Prezydenta) nie zrobiło praktycznie nic, a 240 milionów złotych budżetu rozpłynęło się w niebyt bez śladu. Zapowiadane otwarcie muzeum marszałka Piłsudskiego w Sulejówku nie odbędzie się. Muzeum nie powstało, choć decyzja o jego stworzeniu zapadła już 10 lat temu. Program obchodów wygląda żałośnie. Msza święta, wieńce, w południe odśpiewanie hymnu, wieczorem świeczki w domach.
To nie tylko niewykorzystana okazja, ale symboliczna klęska prawicy. W oczy bije nieudolność władzy. Jej dobitnym symbolem jest historia marszu 11 listopada. Środowiska nacjonalistyczne wykorzystały Ustawę o Zgromadzeniach Cyklicznych, by zarejestrować swój coroczny Marsz Niepodległości. Prawo i Sprawiedliwość przyklasnęło temu pomysłowi, nie przewidując konsekwencji. A konsekwencje były takie, że dla oficjalnych obchodów zabrakło miejsca. Organizatorzy marszu z monopolistycznej pozycji rozdawali karty, korzystając z pierwszeństwa i wyłączności jakie dają im przepisy ustawy. Wystosowanie zaproszenia do premiera i prezydenta musiało być dla rządzących upokarzające. Upokarzające tym bardziej, że Andrzej Duda kompletnie się pogubił. Najpierw zaprosił wszystkich, opozycję w szczególności, na marsz, którego nie był organizatorem, by potem sam odmówić w nim udziału.
Podobnie Prawo i Sprawiedliwość - ustami swojego rzecznika - odmówiło udziału w marszu narodowców. Rządząca partia odmówiła, bo nie miała innego wyjścia. Trudno premierowi i prezydentowi obchodzić symboliczną setną rocznicę polskiej państwowości, będąc gościem na cudzych uroczystościach. Nie tylko gościem, ale zakładnikiem. To oni, chcąc nie chcąc, firmują swoją obecnością nieuchronne akty przemocy symbolicznej w postaci rasistowskich haseł i transparentów. To oni stają się elementem "oprawy marszu" wśród rac i dymów, które choć nielegalne, do tej pory jakoś nie wadziły władzy, od teraz kłują w oczy i nos. Trudno wyobrazić sobie oficjalną delegację państwową idącą w tłumie neofaszystów przez most Poniatowskiego. Skoro w poprzednich latach policja odmawiała interwencji wobec ostentacyjnego łamania prawa (wszechobecna zakazana pirotechnika), jak teraz ma zamiar zapewnić bezpieczeństwo najwyższym urzędnikom państwa?
Błędna decyzja Gronkiewicz-Waltz
Ciekawe, jak szybko "zwykli, normalni ludzie" i "patriotyczna młodzież" zamienili się w niepożądane towarzystwo. Dlaczego rządzący Polską patrioci nie chcą iść ramię w ramię z "patriotyczną młodzieżą" i "rodzinami z dziećmi" ulicami stolicy w okrągłą rocznicę tak ważnego wydarzenia? Czyżby patriotyzm uczestników marszu, w perspektywie bliższego kontaktu, zaczął cuchnąć mniej wzniośle, zaczął trącić czymś innym? Nacjonalizmem, rasizmem, ksenofobią, przemocą i neofaszyzmem, który można wykorzystywać wtedy, gdy skierowany jest przeciw własnym przeciwnikom: demokratom, liberałom i "lewakom", ale staje się krępująco niewygodny, gdy przychodzi samemu wziąć w nim udział i maszerować w towarzystwie nacjonalistów i neofaszystów z całej Europy.
W ten sposób PiS stał się ofiarą własnych kunktatorskich gierek politycznych. Roczna bezczynność policji dała Hannie Gronkiewicz-Waltz doskonały pretekst do wydania zakazu. Pobłażliwość i wsparcie rozzuchwaliły narodowców. Ze sprzymierzeńca błyskawicznie stali się groźnym konkurentem. Flirt z nacjonalistami kończy się spektakularnym blamażem. To oni dyktują warunki. Wobec organizacyjnej kompromitacji władzy to oni w końcu, jako jedyni, zorganizowali masowe uroczystości obchodów rocznicy niepodległości. Przynajmniej do czasu, gdy Hanna Gronkiewicz Waltz nie wydała decyzji o zakazie.
Wbrew licznym głosom liberalnych komentatorów nie popieram tej decyzji. Z punktu widzenia podstawowych wartości jest to decyzja błędna. Nie można walczyć o przestrzeganie konstytucji, zakazując innym konstytucyjnych praw. Nie można głosić nadrzędności wolności słowa, odmawiając tej wolności przeciwnikom. ONR powinien być zdelegalizowany, ale dopóki jest legalny, jego członkowie mają takie same prawa obywatelskie jak wszyscy. Jeśli oburzamy się na prezydenta Lublina o zakaz Marszu Równości, to nie mamy prawa aprobować zakazu marszu nacjonalistów podjętego z identycznym uzasadnieniem. To czysta hipokryzja.
Siła liberałów tkwi w autentyczności przekonań. Nie wolno tych fundamentalnych przekonań narażać w tego typu koniunkturalnych rozgrywkach politycznych. Marsze neofaszystów nie mają żadnej wagi wobec niezbywalnych wolności i znaczenia dla legitymizacji obozu demokratycznego, jaką ma obrona podstawowych wartości. Wolność głoszenia poglądów w ramach prawa, wolność zgromadzeń i manifestacji jest bez wątpienia jedną z tych wartości.
Zakaz wydany przez ratusz sprowokował PiS do przejęcia inicjatywy. Po krótkiej naradzie premier wraz z prezydentem podjęli decyzję o przejęciu marszu jako uroczystości państwowej. Wpadli tym samym w pułapkę, z której nie ma dobrego wyjścia. Bez wątpienia nacjonaliści w marszu wezmą udział niezależnie od tego, kto będzie jego oficjalnym organizatorem. Premier zaprasza wszak każdego, a oni uważają marsz za swój. Nie jest to środowisko skłonne do jakichkolwiek kompromisów, co dobitnie pokazały negocjacje z marszałkiem Karczewskim. Nie zrezygnują z ani z rac, ani z haseł. Mało tego, zrobią wszystko, by zdominować uroczystości. To ich będzie widać w telewizyjnych relacjach z marszu. Obawiam się, że chcąc nie chcąc i prezydent, i premier, i sam prezes w końcu, będą firmowali imprezę, od której chcieli się za wszelką cenę zdystansować. Tym bardziej, że wyrok sądu uchylił właśnie decyzję prezydent Warszawy. Jestem przekonany, że narodowcy zrobią wszystko, by nie dać się "znacjonalizować" politykom PiS. Ta konkurencja będzie sprzyjała eskalacji nastrojów. To nie może się dobrze skończyć.
Jakże łatwo farsa zamienia się w tragedię
Chaos pogłębia protest służb mundurowych. Przewodniczący związku zawodowego policjantów stanowczo stwierdził, że policja nie jest w stanie zapewnić porządku i bezpieczeństwa na ulicach. Nie sądzę by Obywatele RP odstąpili od zamiaru zablokowania neofaszystów. Przepis na zamieszki i wizerunkową katastrofę gotowy. Zdaje sobie z tego sprawę Zbigniew Ziobro. Już dziś zaczął szukać winnych: "U podstaw decyzji prezydent Warszawy o zakazie Marszu Niepodległości leżała cyniczna kalkulacja polityczna, obliczona na wywołanie konfliktu i zamieszek". Gdy do tych zamieszek już dojdzie, co wydaje się nieuchronne, wszyscy: władza, opozycja, narodowcy i próbujący ich zatrzymać aktywiści będą nawzajem obwiniać się o prowokację. Wielkie narodowe święto przerodzi się w groteskę wzajemnych oskarżeń i kłótni. Mit o patriotycznej jedności Polaków odfrunie jak nadęty balon. Trudno będzie politykom władzy uniknąć odpowiedzialności za tę narodową kompromitację. Doniesienia agencji prasowych z całego świata skutecznie pogłębią poczucie hańby. Zamiast godnej radości będą zamieszki. Zamiast jedności - apogeum konfliktu. Zamiast dumy będzie wstyd.
I tak najważniejsi politycy rządzącej partii wylądowali w najgorszej możliwej sytuacji: na czele pochodu nacjonalistów, migoczącym od nielegalnych rac, głośnym od rasistowskich haseł. Co się stanie, gdy w obliczu nieuchronnego (race, hasła), gdy prezydent Warszawy rozwiąże zgromadzenie? Czy Służba Ochrony Państwa ewakuuje prezesa, premiera i prezydenta z nielegalnego zgromadzenia? Jak zareaguje policja? Kto i w jaki sposób będzie ochraniał najważniejsze osoby w państwie w przypadku wielce prawdopodobnych zamieszek?
I przypominam: to nie jest zwykły marsz. To jedyne, oficjalne, masowe obchody 100. rocznicy odzyskania niepodległości. Chwila szczególna, wzniosła, która powinna nas skłaniać do patriotycznej refleksji, do narodowej zgody. Zamiast tego będziemy mieli zamieszki, petardy, przemoc i chaos. Obchody niepodległości będą miały wielki finał. Będzie to finalny akord kompromitacji władzy. Politycy PiS fantastycznie radzą sobie z działaniami pozorowanymi. Po raz kolejny wkopują słupki nieistniejących przekopów, przybijają tabliczki na nieistniejącej stępce statku widmo. Mnożą fantastyczne zapowiedzi wielkich przedsięwzięć i fantastycznych planów.
Gdy jednak przychodzi do sprawy tak prostej jak organizacja obchodów narodowego święta, nie ma ani pomysłu, ani kompetencji, ani woli. PiS rzutem na taśmę 3 dni przed obchodami usiłuje odzyskać marsz, by zachować twarz. Nie trzeba być jasnowidzem, by przewidzieć, jaki koniec zwieńczy to dzieło: kompromitacja. Mam tylko nadzieję, że wojsko, które ma organizować (zabezpieczać?) te obchody, nie będzie miało ostrej amunicji. Jakże łatwo farsa zamienia się w tragedię.