Andrzej Pągowski: Obudźmy się!
16.30 to nie jest dobra godzina w Warszawie. Zwłaszcza w listopadowy poniedziałek, jak ten, kiedy ciemno, siąpi, korki i chłód. Ale nie ma wyjścia. Kto nie musi wyjechać z miasta lub może przyjechać, ten musi się stawić pod Pałacem Kultury. "Przynajmniej tyle się Piotrowi Szczęsnemu od nas wszystkich należy" - pisze Jacek Żakowski.
Polska usypia. Im niżej zjeżdżamy, tym mocniej usypiamy. Ale to jest groźne. Bo społeczna apatia rozzuchwala złą władzę, a społeczeństwo wpędza w chocholi depresyjny taniec. Jeśli się ten proces widzi i rozumie, nie można się na to godzić. Piotr Szczęsny nie chciał się zgodzić.
Pisząc, byśmy się przebudzili, apelował właśnie o to, żebyśmy się aktywnie nie godzili. Nawet jeśli się jest racjonalnie krytycznym wobec formy protestu, na którą się świadomie zdecydował, trudno być racjonalnie krytycznym wobec tego, o co apelował. I trudno ten apel puścić mimo uszu, zwłaszcza jeśli się rozumie, że gdybyśmy sobie tej jesieni beztrosko nie przysnęli, gdyby nie trzeba było nas budzić, to może nie stałoby się to, co się stało.
Trzeba się przebudzić, żeby to się więcej nie stało. Tak rozumiem wezwania szlachetnych osób z Marią Janion i Mają Komorowską na czele, by kto może stawił się 6 listopada na zbiórkę bez żadnych politycznych symboli. Ze zwykłą obywatelską troską. Spotkajmy się w Warszawie na Placu Defilad 6 listopada o 16.30.