Anders Åslund: co musi teraz zrobić Unia?
Najlepsze, co można powiedzieć na temat Brexitu, to że najpewniej skończy on erę europejskiego samozadowolenia. Czy to się faktycznie stanie, przekonamy się dopiero wtedy, kiedy Europa podejmie realne działania, żeby się ratować - pisze Anders Åslund. Artykuł w języku polskim ukazuje się wyłącznie w WP Opiniach, w ramach współpracy z Project Syndicate.
Najlepsze, co można powiedzieć na temat Brexitu, to to, że najpewniej skończy on erę europejskiego samozadowolenia. Czy to się faktycznie stanie, przekonamy się dopiero wtedy, gdy Europa podejmie realne działania, by się ratować - pisze Anders Åslund. Artykuł w języku polskim ukazuje się wyłącznie w WP Opiniach, w ramach współpracy z Project Syndicate.
Głosowanie za Brexitem jest być może największą katastrofą w historii Unii Europejskiej. UE musi działać teraz naprawdę szybko, jeśli chce ten kryzys przetrwać. I bynajmniej nie chodzi tu tylko o powstrzymanie paniki, jaka wybuchła na światowych giełdach.
Po przegranym referendum premier Wielkiej Brytanii David Cameron zrobił rzecz oczywistą - podał się do dymisji. Drugim przegranym jest niewątpliwie Komisja Europejska, której przewodniczący Jean-Claude Juncker nie zrobił prawie nic, aby wpłynąć na wynik brytyjskiego głosowania. Ostatnim przewodniczącym komisji, który wyróżniał się wizją i realną polityczną siłą był Jacques Delors w latach 1985-1995. Juncker, podobnie jak Cameron, powinien teraz ponieść polityczną odpowiedzialność za tę porażkę i złożyć rezygnację. Unia potrzebuje dziś silnego lidera. Kandydatów jest wielu, ale moim osobistym faworytem jest były premier Szwecji, Carl Bildt.
Zanim opadnie poreferendalny kurz, UE powinna postawić ultimatum, określając jasne, ale jednocześnie rygorystyczne warunki wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii. Warunki muszą być czytelne, aby zminimalizować koszt procesu wyjścia z UE, ale jednocześnie ciężkie, aby zniechęcić populistów w innych krajach do prowadzenia podobnych kampanii. Liderzy Komisji Europejskiej zrobili już krok w tym kierunku odwołując ustępstwa, na które UE zgodziła się w lutym bieżącego roku, deklarując, że dalsza renegocjacja warunków nie będzie już możliwa.
Komisja Europejska wezwała do natychmiastowej organizacji szczytu unijnego. Unia od sześciu lat bezskutecznie próbuje rozwiązać kryzys finansowy w Grecji i, jak się zdaje, wreszcie zaczyna rozumieć, że jej przetrwanie zależy teraz od decyzyjności i sprawnego działania.
Unia musi teraz zrobić krok do przodu, a nie tylko ograniczać negatywne skutki Brexitu. Przez cztery ostatnie dekady fundamentalnym problemem Europy było samozadowolenie w obliczu niskiego wzrostu gospodarczego spowodowanego potężnymi podatkami i regulacjami. Unii nie stać już na kontynuację tego zastoju, trzeba przeprowadzić fundamentalne reformy: obciąć nieuzasadnione zasiłki społeczne, zliberalizować sektor usług, rynek pracy, sektor cyfrowy, zmniejszyć opodatkowanie pracy i poziom regulacji przemysłu. Należy też poprawić system edukacji, promować badania naukowe i rozwój.
Obecne regulacje unijne są czytelne i jasno określają zakres obowiązków instytucji unijnych i rządów narodowych. Problem polega jednak na tym, że większość rządów europejskich (a zwłaszcza kolejne brytyjskie rządy torysów) robią z Unii kozła ofiarnego, aby ukryć swoją własną polityczną krótkowzroczność. Trudno się dziwić, że UE z czasem stała się tak niepopularna. Jako że już teraz winę za wszystkie problemy zrzuca się na Unię, Komisja Europejska powinna wreszcie zacząć dysponować faktyczną władzą polityczną. Unia ma szanse realnie zawalczyć o swoją przyszłość, ale potrzebuje liderów, którzy, działając w dobrej wierze, będą w stanie dotrzeć do unijnych obywateli z nowym przekazem.
Europejscy populiści uzasadniają swój antyunijny kurs opowieścią o porażce polityki migracyjnej. Dlatego też pierwszą rzeczą, którą należy zrobić, jest uregulowanie poziomu migracji, określenie kwot i kryteriów, tak jak zrobiono to w Kanadzie czy Australii. To pozwoli na odzyskanie kontroli nad granicami zewnętrznymi Unii. Agencja kontroli granic Frontex potrzebuje silniejszego mandatu i większej ilości środków, aby móc spełnić tę kluczową rolę.
Idąc dalej, Unia powinna stworzyć wspólną politykę obronną i odpowiedzieć na właściwe przyczyny kryzysu migracyjnego, mianowicie konflikty zbrojne w Libii i Syrii. Przez ćwierć stulecia Europa cieszyła się z pokoju, który nastąpił po zimnej wojnie, jednocześnie nieodpowiedzialnie obniżając wydatki na obronę do zaledwie 1.4 proc. PKB. Poziom wydatków na obronę powinien wzrosnąć do co najmniej 2 proc. PKB obiecanych przez każdego z członków NATO. W tej chwili zaledwie pięć krajów UE osiągnęło ten poziom wydatków na obronność.
Barack Obama nie bez racji nazwał Europejczyków "pasażerami na gapę". Republikański kandydat na prezydenta Donald Trump posunął się znacznie dalej, otwarcie krytykując poziom zagranicznych wydatków NATO i armii amerykańskiej. W niedalekiej przyszłości może się okazać, że Europa nie może już liczyć na amerykańskich sojuszników i musi się przygotować na scenariusz, w którym będzie musiała sama się bronić.
Zasada demokracji reprezentacyjnej stanowi trzon europejskiej tożsamości. Zakrawa na ironię, że to Szwajcaria, nie będąca w UE, ma silną tradycję referendalną. Jednym z pozytywnych skutków parszywej kampanii brexitowej jest to, że pokazała ona dobitnie, że referenda i plebiscyty to demagogiczne, a nie prawdziwie demokratyczne procedury. Kraje UE powinny teraz dostrzec zagrożenia tzw. demokracji bezpośredniej i zaostrzyć kryteria organizacji referendów. Przy referendach krajowych powinna być wymagana co najmniej większość kwalifikowana i wysoki procent frekwencji wyborczej.
Najlepsze, co można powiedzieć na temat Brexitu, to to, że najpewniej skończy on erę europejskiego samozadowolenia. Czy to się faktycznie stanie, przekonamy się dopiero wtedy, kiedy Europa podejmie realne działania, by się ratować.
Anders Åslund - członek Atlantic Council w Waszyngtonie, autor książki "Ukraine: What Went Wrong and How to Fix It".
Copyright: Project Syndicate, 2016