WRON, czyli junta po polsku
Kiedy 13 grudnia 1981 r. Polacy rano włączyli telewizory, na ekranie zobaczyli generała Wojciecha Jaruzelskiego. - Obywatelki i obywatele Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej! Zwracam się dziś do Was jako żołnierz i jako szef rządu polskiego. Zwracam się do Was w sprawach wagi najwyższej. Ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią. Dorobek wielu pokoleń, wzniesiony z popiołów polski dom ulega ruinie. Struktury państwa przestają działać... - intonował grobowym głosem wojskowy.
W nocy z 12 na 13 grudnia w Polsce wprowadzono stan wojenny. Na ulice wyjechały czołgi, a stałym elementem miejskiego krajobrazu stały się grupki żołnierzy grzejące się przy żarzących się koksownikach. Skończył się karnawał ''Solidarności'', a społeczeństwo na długie lata miało wejść w stagnację i marazm.
Za tym wszystkim stała Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Z powodu skrótu - WRON - nazwa stała się przedmiotem żartów ze strony społeczeństwa i opozycji. A raczej tej jej części, która nie przebywała aktualnie w ośrodkach internowania. Na murach pojawiły się namalowane olejną farbą hasła ''Orła WRONa nie pokona'', ''WRONa skona'' i podobne. Humor był jedyną bronią, która pozostała Polakom w nowej i ponurej rzeczywistości politycznej.
Trzon WRON stanowili czterej generałowie: Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak, Florian Siwicki i Tadeusz Tuczapski. Biorąc pod uwagę to, że stan wojenny został wprowadzony wbrew konstytucji i bez zgody parlamentu, to możemy mówić, iż był to zamach stanu. Jaruzelski i reszta wysokich rangą oficerów - wbrew temu, co mówili po latach - byli juntą wojskową.
W wolnej już Polsce, w 2006 r. członkowie WRON zostali oskarżeni przez Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN o popełnienie zbrodni komunistycznej - kierowanie zorganizowanym związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym. W akcie oskarżenia podkreślono, że stan wojenny wprowadzono niezgodnie z obowiązującą wtedy konstytucją. Sąd przychylił się do stanowiska oskarżycieli, ale wyrok skazujący - 4 lata pozbawienia wolności, w zawieszeniu na 5 lat - dostał tylko Kiszczak. W pozostałych przypadkach postępowania zawieszono albo umorzono, kierując się złym stanem zdrowia bądź śmiercią oskarżonych. Sprawiedliwości nie stało się więc zadość.