Ta wpadka Witolda Waszczykowskiego jest przełomowa. Po raz pierwszy PiS zostawiło go mediom na pożarcie
Witold Waszczykowski pochwalił się w telewizji analizami, które mają dowodzić bezprawności przedłużenia kadencji Donalda Tuska. To nie pierwsza i - niestety - zapewne nie ostatnia wpadka szefa MSZ. Ale tym razem jest inaczej. Bo to bodaj pierwszy raz, gdy partia tak jednoznacznie i tak szybko odcięła się od ministra.
Prawo i Sprawiedliwość straciło sporo na starciu z Unią Europejską i Donaldem Tuskiem. Przeprowadzone już po brukselskim szczycie sondaże pokazują spadek poparcia dla PiS i wzrost notowań PO. Wydawałoby się więc, że w interesie PiS jest jak najszybciej przejść nad tą porażką do porządku dziennego, zapomnieć o niej i zająć się czymś innym.
Fala krytyki
Ale Witold Waszczykowski chyba polubił temat, bo postanowił tchnąć w niego nowe życie. W porannym wywiadzie w TVN24 ogłosił, że ma ekspertyzy, które potwierdzają, że przedłużenie kadencji Donalda Tuska jest bezprawne. Padło też słowo-klucz: "fałszerstwo". Wypowiedź szybko zelektryzowała internautów, którzy przypominali, że zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Andrzej Duda stwierdzili, że wybór Tuska jest faktem prawnym i należy go uszanować.
Kpiny internautów z Waszczykowskiego to już norma. Po każdej kolejnej wpadce przypomina się poprzednie (obowiązkowo San Escobar czy słynnych "cyklistów i wegetarian"), zderzając je z zapowiedzią "dyplomacji jako gry na wielu fortepianach". Ale tym razem do grona krytyków z opozycji dołączyli też politycy PiS.
Wymowne milczenie
Oczywiście nie krytykowali Waszczykowskiego wprost i tak ostro, jak polityczni konkurenci. Ale jednak wystarczająco wyraźnie, by zauważyć, że i w PiS kończy się cierpliwość do ministra ze skłonnością do wtop. Błyskawicznie od Waszczykowskiego zdystansował się jego zastępca, który pół godziny po wywiadzie szefa występował w Radiu ZET. - Nie wiem, co pan minister mógł mieć na myśli - stwierdził.
Większość polityków PiS, z którymi rozmawiała Magda Kazikiewicz, wykręcało się od odpowiedzi. Ale poseł Krzysztof Łapiński wprost stwierdził, że sprawa jest zamknięta. To samo później przyznał minister w Kancelarii Prezydenta Krzysztof Szczerski, który dodał, że "sugeruje, aby do sprawy nie wracać". Takie publiczne pouczenie ze strony innego polityka PiS musiało Waszczykowskiego zaboleć.
Ciosy z każdej strony
Po tych słowach krytyki Waszczykowski wytłumaczył się z porannych rewelacji. Na konferencji z ministrem spraw zagranicznych Nigerii stwierdził, że ekspertyzy o których mówił, to wypowiedz z artykułu opublikowanego w "Do Rzeczy". Publicznie musiał wypić piwo, którego sam sobie nawarzył kilka godzin wcześniej.
Ale na tym się nie skończyło. Najnowszym, choć pewnie nie ostatnim, ciosem była wypowiedź rzecznika rządu Rafała Bochenka, który podobnie jak Szczerski stwierdził, że Polska uznaje wybór Tuska jako fakt prawny, choć nie zgadza się z nim na płaszczyźnie politycznej.
Przełomowa wpadka
Dotychczas politycy PiS próbowali - mniej lub bardziej intensywnie - bronić Witolda Waszczykowskiego i jakoś wyprostować, albo przynajmniej bagatelizować, jego wpadki. Tym razem jednak zostawili ministra samego sobie. A to może oznaczać, że już nie tylko opozycja chce, aby minister zamilkł, ale nawet jego koledzy z partii.
O ile Jarosław Kaczyński nie ugnie się pod żądaniami opozycji, o tyle nie będzie mógł zignorować coraz silniejszego ruchu anty-Waszczykowskiego w PiS. Już wcześniej podpowiadano prezesowi wysłanie ministra na nieco spokojniejsze stanowisko. Nigdy wcześniej jednak nie odcinano się od Waszczykowskiego tak otwarcie. I dlatego ta wpadka ministra jest tak przełomowa.