Świetlik: "100 miliardów w 100 dni. To nie pomoc, a stymulacja" [OPINIA]
W 100 dni na ratowanie polskiej gospodarki przed stagnacją i bezrobociem rząd rozdysponował ponad 100 miliardów złotych. Bezrobocie w Polsce zwiększyło się, ale sześciokrotnie mniej niż w Niemczech. Nie tylko ilość środków to sprawiła, ale przede wszystkim model ich dyspozycji, w którym postawiono na małych i średnich.
Gdyby przybysz z obcej planety znalazł się w Polsce na tydzień przed wyborami prezydenckimi 2020, mógłby uznać, że znalazł się tu w wyjątkowo spokojnych czasach. Na pięć dni przed ogłoszeniem ciszy wyborczej rytualny już temat mniejszości seksualnych wyparła sprawa tego, kto zagrał, a kto nie zagrał utwór Zbigniewa Preisnera i komu kompozytor na to pozwolił.
Tym bardziej musiałby się zdziwić gdyby dowiedział się, że dziwny kraj, którego media zajmują takie sprawy, właśnie zmaga się z największym globalnym kryzysem zdrowotnym i gigantycznymi zagrożeniami dla swojej gospodarki, a decyzje rządzących nigdy po 1989 roku nie miały tak błyskawicznego wpływu na losy rządzonych.
To, jak szybko w ferworze walki wyborczej zapominamy o kryzysie, jest efektem tego, że jak na razie udaje się nam uniknąć ponurej litery L oznaczającej spadek i stagnację - toczenia się po dnie, przy ogromnym bezrobociu, braku inwestycji i przedsiębiorców chomikujących ostatnie oszczędności by przeżyć jak najdłużej.
Milion Polaków na bruku w ciągu dnia – choć brzmi efektownie – jest tylko hasłem wyborczym. Według danych Polskiego Instytutu Ekonomicznego w ciągu trzech newralgicznych miesięcy pracę straciło niespełna 100 tysięcy Polaków. Dużo, ale w tym samym czasie w Niemczech przybyło około 600 tysięcy bezrobotnych, tyle samo ile w bardziej zbliżonej do Polski pod kątem liczby ludności Hiszpanii.
Zobacz też: Koronawirus w Polsce. Łukasz Szumowski: epidemia nie znika, może trochę zwolnić
Tarcza antykryzysowa. Włożyć, by wyjąć
Z takim bezrobociem i literą L moglibyśmy mieć do czynienia nawet przy transferze gigantycznych kwot w gospodarkę. Wystarczyło popełnić kilka błędów, które (o ile były błędami) przydarzyły się gdzie indziej.
W USA gigantyczna pierwsza transza pakietu pomocowego została przede wszystkim rozdysponowana przez pięć największych tamtejszych banków. W pierwszej kolejności obsłużyły one klientów VIP w ramach specjalnych usług wynajdowania korzystnych dla nich ofert i pomocy w wypełnianiu wniosków. Efekty tego zapewne dołożyły swoją cegiełkę do wściekłości, która dziś nie tylko z przyczyn konfliktów etnicznych napędza amerykańskie demonstracje i zamieszki.
Zaś w Polsce zaczęto od najmniejszych, do których szybko trafiły "postojowe" i "mikropożyczki". Czyli mikroprzedsiębiorstw (do 10 pracowników) i średniego biznesu. Te firmy – pomimo gorączkowego uwijania się lobbystów – otrzymały trzy czwarte funduszy i dopiero teraz przychodzi pora na firmy duże, częściej posiadające rezerwy.
Tarcza antykryzysowa. Krajowy Marshall
By pomoc była skuteczna, musi być szybka, trafić tam gdzie trzeba i spowodować oczekiwany skutek. Rządy nie "rozdają" dziś pieniędzy, jak chcą tego niektórzy. Po prostu kalkulują zyski i straty. Inwestycje nieprawdopodobnych kwot w ratowanie płynności gospodarki, inwestycji i zatrudnienia okazują się mniej kosztowne i dają szybszą szansę na zwrot niż wielomilionowe bezrobocie i długotrwałe wstrzymanie rozwoju.
Kolejną istotną sprawą jest to, by pomoc była wiążąca. W końcu, kto nie chciałby przytulić kilkudziesięciu, kilkuset tysięcy, a nawet kilku milionów i po prostu nic nie robić? To proces opisywany przez kolejnych afrykańskich publicystów ekonomicznych, włącznie z wpływową ostatnio Zambijką Dambisą Moyo. Pieniądze tam trafiają do lokalnych elit, te gromadzą je na szwajcarskich kontach, ewentualnie podpisują niekorzystne kontrakty z zachodnimi firmami. W wyniku tego kryzys w afrykańskich państwach narasta, a odpowiedzią na niego są kolejne transze.
Uniknąć tego można skutecznie wymuszając na odbiorcy funduszy określone działania. Benn Steil w wydanej niedawno książce o "Planie Marshalla" opisywał sposób, w jaki działało to w przypadku tego gigantycznego projektu "stymulującego" po II wojnie światowej, gdzie po prostu dopłacano do inwestycji jeden do jednego. "Francuski rolnik potrzebujący amerykańskiego kombajnu kupował go od rządu francuskiego za franki. (…) Rolnik nie dostawał prezentu, ale wydawał własne pieniądze na sprzęt, którego najbardziej potrzebował".
Tarcza antykryzysowa. Nie chomikuj
W przypadku naszego krajowego "Planowego Marshalla" zasady są dość proste. To przede wszystkim utrzymywanie, a najlepiej zwiększanie zatrudnienia i utrzymywanie możliwie najwyższej aktywności gospodarczej.
Nie uciekasz, nie zwijasz się, nie chomikujesz – to dostaniesz. Inwestujemy w to wszyscy, bo wszyscy płacimy politykom za to, by jak najsprawniej dysponowali naszymi pieniędzmi.
A kluczowe jest to, byśmy jak najszybciej znaleźli się znowu w sytuacji, w której przybysz z innej planety nie zdziwi się nawet, że tutejsze społeczeństwo kłóci się o Preisnera - skoro nie ma innych problemów, bo korzysta z pędu lokomotywy przedsiębiorczości.
Wiktor Świetlik dla WP Opinie