Porażka ofensywy Morawieckiego. Dlaczego premier nie będzie drugim Orbanem
Zamiast nowego otwarcia z Brukselą jest brnięcie w zaparte i ciągnięcie przedłużającego się sporu. Premier jest zakładnikiem partyjnych układów i partyjnej retoryki. Skąd więc optymizm w jego obozie?
Z Brukseli dochodzą słuchy, że polska "biała księga" tłumacząca polskie reformy sądownictwa unijnym partnerom tylko ich rozeźliła. Co więcej, polska odpowiedź na zastrzeżenia Komisji Europejskiej polegała na recyklingu dotychczasowych argumentów i w istocie sprowadzała się do przesłania: nie zrobimy ani kroku wstecz. W rezultacie "show must go on"; procedura artykułu 7. będzie trwać dalej, w końcu może dojść do głosowania państw członkowskich nad stwierdzeniem "wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia praworządności".
Wygląda na to, że wizerunkowa ofensywa Morawieckiego zakończyła się fiaskiem. Idąc w ślady Viktora Orbana, nowy premier chciał udobruchać swoich partnerów uśmiechami i przyjaznymi gestami. Nie miał jednak w zanadrzu tego, co miał Węgier: członkostwa w potężnej Europejskiej Partii Ludowej oraz przede wszystkim samodzielności, która pozwoliłaby mu na poczynienie choćby małych ustępstw. A w Unii Europejskiej - światowym centrum kompromisów - ciężko dojść do jakiegokolwiek porozumienia bez wymiany ustępstw.
Jednym źródłem tego braku pola manewru jest nadrzędna rola Jarosława Kaczyńskiego - to oczywiste. Ale to nie jedyny problem. Być może nawet nie najważniejszy. Bo równie dużym kłopotem jest to, jak wiele kapitału politycznego cały PiS zainwestował w kwestię pacyfikacji sądów. Nie po to przecież urządzono bezlitosny sejmowy blitzkrieg, nie po to prowadzono nieustanną nagonkę na sędziów i tłumaczono, że ukrócenie "nadzwyczajnej kasty" będzie ostatecznym końcem komunizmu, by teraz się z tego wycofać. Jeśli całą polityczną batalię - w tym tę z Brukselą - przedstawiano jako epicką walkę sił dobra przeciwko międzynarodowym, sprzymierzonym siłom zła, to trudno teraz oddać wrogowi choćby piędź ziemi.
Zobacz także: Dlaczego Merkel przyjechała do Polski? Scheuring-Wielgus nie ma złudzeń
Trudno jest to zrobić nie tylko ze względu na twardy elektorat. Problem leży też w części samych polityków PiS. Tym bardziej, że ekipa Morawieckiego jest przekonana, że "partyjny aktyw" oraz - przede wszystkim - "ziobryści" aktywnie spiskują przeciwko niemu. Ludzie premiera mówią o tym otwarcie, plotki krążą od dawna. A niedawno dowiedziałem się, że to samo usłyszał od rządzących pewien amerykański działacz odbywający rozmowy w Warszawie. To teoria spiskowa, ale nie jest bezpodstawna. W poniedziałek w tygodniku "Sieci" Robert Mazurek i Igor Zalewski przytoczyli anegdotę o ludziach Patryka Jakiego oferujących pewnej redakcji materiały mające w zamierzeniu przedstawić premiera jako chodzącego "na pasku Izraela". Inne źródła - w tym moje - potwierdzają tę historię.
Jeżeli sprawie chodziło w niej o kwestię reprywatyzacji i ustawy o IPN, to tym bardziej można się spodziewać oporu w kwestii zmian w wymiarze sprawiedliwości, której architektem jest przecież Zbigniew Ziobro. Ten sam Ziobro, który chciałby być przecież następcą Kaczyńskiego. Presja na to, by nie pozwolić na ustępstwa i kompromis z Brukselą jest więc podwójna.
Mimo to, w obozie władzy panuje optymizm co do perspektyw zakończenia sporu z Brukselą. Być może dlatego, że zebrano już poparcie tylu państw członkowskich, że do głosowania nad artykułem 7.1 w ogóle nie dojdzie (nie jest to wykluczone). Być może dlatego, że po kolejnej "zdradzie" Ziobry, jego akcje stoją na tyle nisko, że nagle pojawiło się pole do kompromisu. Być może to efekt przyjaznych rozmów z Angelą Merkel. W każdym razie optymizm jest tak duży, że jeden z przedstawicieli partii był gotów się o to założyć. Mimo wszystko, ja na jego miejscu bym tego nie robił.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl