Polkom prawie krew z nosa poszła. Wszak jesteśmy bijącym sercem Europy
Narozrabiać, przerazić się, uciec - ten schemat PiS stosuje z żelazną konsekwencją. W ostatnich dniach padło na nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Najwyraźniej ktoś bardzo poważnie potraktował deklarację, że Polska to bijące - dosłownie - serce Europy.
Deklaracja o sercu padła w połowie grudnia na konwencji PiS. To wtedy partia Jarosława Kaczyńskiego ogłosiła, że nie ma w Europie większych euroentuzjastów niż PiS, a ci którzy twierdzą inaczej, najzwyczajniej w świecie kłamią.
Od tamtej pory mieliśmy mieć do czynienia z PiS pokojowym i koncyliacyjnym. Wszystko po to, by zdobyć wyborców centrum, których głosy zapewniłyby PiS zwycięstwo nie tylko w wyborach do Parlamentu Europejskiego, ale - co dla prezesa ważniejsze - w wyborach krajowych.
Ech, ci "Europejczycy z PiS-u"
Deklaracje deklaracjami, a w zaciszu gabinetów PiS robił swoje, czyli układał Polskę podług własnej wizji. Efekt zobaczyliśmy 31 grudnia. Tego dnia na stronach Rządowego Centrum Legislacji pojawił się dziwoląg nazwany - chyba dla niepoznaki - projektem zmian ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Zresztą zwrot "w rodzinie" miał zostać zastąpiony zwrotem "przemocy domowej". Bo wiadomo, że w tej prawdziwej polskiej rodzinie, czyli katolickiej, przemocy nie ma.
Wnioskodawcą tego tworu była Elżbieta Rafalska, czyli minister rodziny, pracy i polityki społecznej. Polki mogły przeczytać w nim, że jeśli dostaną/oberwą raz, to nie będzie to jeszcze żadna przemoc. Za takową domowe bicie będzie uznawane dopiero, gdy kolejny raz będą się obmywać z krwi. Co ważne, według projektu pani Rafalskiej założenie "niebieskiej karty" dla ofiary przemocy będzie uzależnione od zgody pokrzywdzonej.
Pod koniec roku dowiedzieliśmy się więc, co PiS narozrabiał. Nadeszła druga faza – przerażenia.
W roli pierwszego przerażonego wystąpił sam premier (ma wprawę w wywieszaniu białej flagi po sprawach: ustawy o IPN, sądów i ceny prądu). Mateusz Morawiecki, widząc jakie gromy spadają na rząd PiS, podjął decyzję, że "projekt ustawy wróci do wnioskodawców". Nie kupuję tego, że premier jest strażakiem gaszącym pożar. Co to za strażak, który do drużyny wcześniej wpuszcza jakiegoś podpalacza.
Przerażona wydawała się również sama minister Rafalska. "Celem działań prowadzonych przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej jest wzmacnianie rodziny oraz jej ochrona. Zawsze jesteśmy po stronie słabszych. Jesteśmy przeciwko każdej przemocy i chcemy skutecznie chronić rodzinę. Dlatego procedury muszą sprawnie i skutecznie chronić ofiary" – komunikat takiej treści ukazał się na stronach ministerstwa.
Ktoś musi za to odpowiedzieć
Nie dowiemy się z niego, kto konkretnie stał za zapisami cofającymi nas do średniowiecza. A to ważne, bo taką osobę/grupę/zespół należy raz na zawsze odsunąć od prac związanych z legislacją. Brak wskazania odpowiedzialnych za zapisy, które znalazły się w nowelizacji, obciążają samą minister Rafalską, która wbrew sobie doczekała się mało zaszczytnego tytułu matki chrzestnej programu #wpierd… plus na Twitterze.
Nie wiadomo, jak długo będzie trwała faza ucieczki, do której PiS płynnie przeszedł po fazie przerażenia.
Po drodze wypadałoby zrzucić balast domorosłych "doradców" od przemocy. Bo winy za haniebny projekt nie można tym razem zrzucić na "totalną opozycję" lub "wtrącającą się w nasze wewnętrzne sprawy" Unię Europejską. Nawet na krasnoludki trudno tym razem cokolwiek zwalić.
Informacja o troglodytach, którzy przeforsowali zapisy, po prostu suwerenowi się należy.