Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój" zginął przez zdradę narzeczonej?
Było przed północą, kiedy dwóch mężczyzn próbowało niepostrzeżenie wyjść z podwórza i skryć się w ciemnościach nocy. Ale zabudowania były już dokładnie obstawione przez grupę funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa (UB) i żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW). Zaraz też z bliskiej odległości padły strzały, a wkrótce cała okolica rozbrzmiewała kilkuminutową gwałtowną kanonadą. Na dwóch partyzantów polskiego podziemia komuniści rzucili aż 300 żołnierzy, ale "Rój" i "Mazur" nie mieli zamiaru się poddać.
Mieczysław Dziemieszkiewicz urodził się 25 stycznia 1925 r. w Zagrobach w powiecie łomżyńskim. Był synem Adama i Stefanii z d. Świerczowskiej. Jego ojciec walczył przeciwko bolszewikom w 1920 roku. W 1939 r. tuż przed wybuchem wojny, 14-letni Mietek ukończył szkołę powszechną, a potem w czasie okupacji pracował w niemieckim zakładzie przewozowym w Makowie Mazowieckim. Należał do konspiracji Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ). Po "wyzwoleniu", na wiosnę 1945 r. Mieczysław został wcielony do 1 zapasowego pułku piechoty w Warszawie, ale uciekł z komunistycznego wojska i dołączył do pozostającego w konspiracji brata Romana.
Roman Dziemieszkiewicz ps. "Adam", "Pogoda" był wtedy komendantem powiatu NSZ Ciechanów i to on pomógł młodszemu bratu dołączyć do partyzantów. W oddziale Mariana Kraśniewskiego "Burzy" nasz bohater przyjął pseudonim "Rój" i został dowódcą drużyny. Jesienią 1945 r. zamordowany przez Sowietów zginął brat "Roja" - Roman, a trzeci z braci - Jerzy za działalność w NSZ został skazany na siedem lat więzienia. Te wydarzenia stały się bodźcem dla 20-letniego Mieczysława do trwania w konspiracji i kontynuowania walki z sowieckim i komunistycznym okupantem.
Konspiracja NSW-NZW
W 1946 r. "Rój" został mianowany dowódcą patrolu Pogotowia Akcji Specjalnej (PAS) NSZ na teren powiatu ciechanowskiego. Główne zadania PAS to likwidacja funkcjonariuszy UB i MO, członków PPR oraz czerwonych konfidentów. I takie zadania wykonywali żołnierze "Roja". W listopadzie, razem z innymi oddziałami NSZ, grupa "Roja" uwolniła z komunistycznego więzienia w Pułtusku 65 żołnierzy podziemia. Dziemieszkiewicz ze swoją grupą nie ujawnił się w czasie amnestii roku 1947 i wszedł organizacyjnie w skład nowopowstałego XVI Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (NZW) o kryptonimie "Orzeł".
W strukturach tych "Rój" został komendantem powiatu "Ciężki" (pow. ciechanowski oraz częściowo mławski i płoński). W tym czasie jego oddział dzielił się na dwa niewielki patrole, liczące w sumie około 20 żołnierzy. Na czele jednej takiej grupy stał Władysław Grudziński "Pilot", drugą przewodził Ildefons Żbikowski "Tygrys". Na uzbrojenie partyzantów "Roja" składały się najczęściej radzieckie zdobyczne pistolety maszynowe PPSz i PPS lub poniemieckie MP-40, czy też karabinki szturmowe StG44. Prawie każdy żołnierz miał również pistolet i granaty. Żołnierze "Roja" to było prawdziwe wojsko - mundury, rogatywki, a na nich orły z koroną, i naturalnie często ryngrafy z Matką Boską noszone na sercu.
Walka trwa
<img src="http://i.wp.pl/a/f/jpeg/36390/wp_mieczyslaw_dziemieszkiewicz_roj_350b.jpeg" alt="St. sierż. Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój", (pierwszy z prawej)" />
St. sierż. Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój", (pierwszy z prawej) fot. IPN
Jedną z pierwszych akcji zreorganizowanego oddziału było wykonanie wyroku śmierci na sekretarzu gminnym PPR Władysławie Nasierowskim, w czerwcu 1947 r. Ten zatwardziały komunista chciał likwidować kościoły, unicestwić księży i "panów", a w swym zapamiętaniu strzelał nawet do figurki Matki Boskiej. Ostrzegano go wielokrotnie, bez skutku. We wrześniu grupa "Roja" zarekwirowała z kasy pocztowej w Gołotczyźnie oraz ze spółdzielni w Pęczkach kilkaset tysięcy złotych. W październiku we wsi Ciemniewko zabito informatora UB, a we wsi Marusy ukarano karą chłosty nadgorliwego sołtysa. W listopadzie oddział Dziemieszkiewicza zajął urząd gminy w miejscowości Pęczki, rozbroił posterunek MO w Barańcach oraz zlikwidował funkcjonariusza UB. W grudniu oddział NZW bił się z oddziałem KBW.
Od początku 1948 r. patrole "Roja" w dalszym ciągu likwidowały konfidentów bezpieki, członków PPR i funkcjonariuszy UB, rozbijały posterunki milicji i walczyły z komunistycznymi obławami. W szkole w Chodkowie zorganizowano zebranie, na którym "Rój" krytykował ustrój komunistyczny. A we wsi Węgrzynowo na wiecu odśpiewano polski hymn i wnoszono okrzyki na cześć gen. Andersa.
W czerwcu 1948 r. rządowe oddziały zlokalizowały leśną bazę i w wyniku walki zlikwidowały cały sztab Okręgu NZW "Orzeł". Nowej komendzie o kryptonimie "Tęcza" przewodził Witold Borucki "Babinicz", ale "Rój" nie podporządkował się jej, tworząc zręby własnej komendy powiatowej "Wisła". Miał wówczas pod swoim dowództwem około 40 żołnierzy i został awansowany na stopień starszego sierżanta.
Szczytem możliwości oddziału "Roja" była planowana w 1950 r. akcja uprowadzenia gen. Piotra Jaroszewicza, który przebywał u rodziny w powiecie garwolińskim. Akcja spełzła na niczym, ponieważ komunistyczny generał wcześniej wrócił do Warszawy.
Przeciwdziałanie komunistów
Widząc co dzieje się w terenie, komuniści zintensyfikowali działanie. W pole wychodziły częstsze obławy, a we wsiach krecią robotę wykonywali coraz liczniejsi płatni donosiciele. Z byłych partyzantów NZW, którzy poszli na współpracę z reżimem, komuniści utworzyli grupę agentów o kryptonimie "V Kolumna". To oni skrytobójczo wykończyli "Babinicza" i weszli nawet w kontakt z "Rojem", ale nie udało im się rozbić oddziału Dziemieszkiewicza.
W lutym 1950 r. grupa UB i KBW otoczyły i zlikwidowały patrol "Tygrysa" we wsi Osyski. Partyzanci uciekając z płonących zabudowań próbowali przebić się przez okrążenie, ale wszyscy zginęli. W czerwcu na patrol "Pilota" ruszyły aż dwa bataliony KBW z samochodami pancernymi i samolotem. We wsi Popowo Borowe rozgorzała bezpardonowa walka. Kiedy żołnierze polskiego podziemia przebili się przez pierwszy kordon okrążenia, pojawił się nad nimi samolot i przekazywał informację do KBW, że na dole gdzie są "bandyci". Żołnierze "Pilota" zdołali jeszcze odeprzeć atak samochodu pancernego, ale nie mając już amunicji, nie mogli dalej walczyć. Otoczeni w szczerym polu, zdążyli spalić swe dokumenty, a ostatnie kule przeznaczyli dla siebie.
Pomimo sukcesów komunistycznych sił, Mieczysław Dziemieszkiewicz w dalszym ciągu pozostawał nieuchwytny. Ale macki bezpieki wolno, lecz skutecznie zbliżały się do "Roja" i jego najbliższych. Pod koniec 1950 r. UB zwerbowała byłego partyzanta od "Roja" nadając mu pseudonim "Zieliński", oraz narzeczoną tego żołnierza. Na początku 1951 r. bezpieka skaptowała także trzech agentów z terenu powiatu pułtuskiego, którzy zobowiązali się zabić "Roja" siekierami.
Zdrada
<img src="http://i.wp.pl/a/f/jpeg/36390/wp_mieczyslaw_dziemieszkiewicz_roj_350a.jpeg" alt="Żołnierze patrolu "Roja". Pierwszy od lewej Mieczysław Dziemieszkiewicz" />
Żołnierze patrolu "Roja". Pierwszy od lewej Mieczysław Dziemieszkiewicz fot. IPN
Najgorsze było jednak to, że UB na podstawie kompromitujących materiałów, skłoniło do współpracy osobę bezpośrednio stykającą się z "Rojem" - agentkę "Magdę". Była nią najprawdopodobniej narzeczona Dziemieszkiewicza Marta Burkacka ze wsi Szyszki. "Rój" wielokrotnie kwaterował u jej rodziców, darzył ją miłością i ufał bezgranicznie. Kilkakrotnie prosił ją o rękę oraz składał propozycje dołączenia na stałe do oddziału. Marta chyba nawet wyjawiła narzeczonemu informacje o swoich kontaktach z bezpieką, co tylko wzmogło jego zaufanie. Ale resort aresztował rodziców Marty i skazał na więzienie. Za cenę wolności rodziców, agentka "Magda" miała wydać swego narzeczonego.
Kiedy 13 kwietnia 1951 r. Marta Burkacka wracała z Warszawy i zatrzymała się u sąsiadów, jej brat powiedział, że są u nich dwaj partyzanci: "Rój" i Bronisław Gniazdowski "Mazur". Marta pożyczyła rower i pojechała do punktu kontaktowego, gdzie powiadomiła o obecności "Roja" w swym domu. Około godz. 22 licząca 300 ludzi grupa UB i KBW otoczyła dom Burkackich, a dowodzący komunistami kpt. Kiziński planował rano zdjąć żywych żołnierzy NZW. Ale partyzanci przeczuwali podstęp i przed północą chcieli wydostać się z matni. Ostrzelani z bliskiej odległości, ustawili erkaem i próbowali odpowiadać ogniem. Po kilkuminutowej wymianie strzałów komunistyczni żołnierze słyszeli jęki rannych przeciwników, ale bali się podejść. Odważni znaleźli się dopiero, gdy oddział usłyszał pojedynczy strzał z pistoletu. Ale żołnierze polskiego podziemia już nie żyli. Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój" miał w chwili śmierci 26 lat.
Szymon Nowak dla Wirtualnej Polski