Marcin Makowski: Kierowca prawdę ci powie. Czyli co wiedzą zwykli warszawiacy, a czego nie wiedzą kandydaci na prezydentów stolicy
Jechałem ostatnio do jednej z telewizji. Podpytałem kierowcę o opinię na temat kandydatów na prezydentów Warszawy. Kilku z nich miał okazję wozić i... żadnemu w wyborach by nie zaufał. Dlaczego? Powód zawsze ten sam. Usta pełne frazesów, a jak przychodzi co do czego, nie znają miasta, którym chcą rządzić.
Rozmowy z kierowcami, którzy dowożą gości do programów telewizyjnych, potrafią być prawdziwą skarbnicą polityczno-towarzyskich plotek. Czego człowiek się tam nie dowie. A to, że prezes jednej z telewizji nagminnie spóźnia się na samochody, znany poseł jadąc na wywiad pachnie jak gorzelnia, ten czy inny parlamentarzysta to mruk, a tamta gwiazda opozycji gada jak nakręcona katarynka.
Warszawa z okna limuzyny
Kilka dni temu dyskusja zeszła jednak na wybory samorządowe w Warszawie, którymi (czy tego chce, czy nie) musi żyć cała Polska. – Powie mi pan coś o kandydatach? – pytam, i nie muszę długo czekać na odpowiedź. – O Patryku Jakim nie mam nic do powiedzenia – zaczyna kierowca. – Wozi się swoją ministerialną limuzyną, z naszego transportu nie korzysta, ma szofera, który po programach odstawia go na miasto – rzuca i dodaje, że władza już tak ma, nawet, jeśli podczas kampanii jeździ metrem i autobusami, poza światłami kamer każdy ulega czarowi wygodnych i przestronnych BMW, Audi czy Skody Superb.
Którędy ta obwodnica?
– A ktoś inny. Rafała Trzaskowskiego pan zna? – pytam. – Jechał ze mną na początku lata, już była ta prekampania – zaczyna. – Pędzimy trasą Wilanów-Konstancin, tam są spore wykopy pod budowę obwodnicy. I wie pan, co do mnie Trzaskowski mówi? – zawiesza głos. – Nie mam pojęcia – odpowiadam. – On mnie, zwykłego kierowcę wiozącego go do studia pyta, czy wiem, jak ta obwodnica będzie wyglądać. Gdzie dokładnie zostanie skierowana i przez jakie rejony Warszawy – rzuca wyraźnie poirytowany. – Jak kandydat na prezydenta stolicy może nie wiedzieć, którędy pojedzie jedyna, budowana w tej chwili obwodnica. Po prostu tego nie rozumiem. Ja mam to za niego wiedzieć? – kończy.
Wiele niesprawiedliwości w naszej stolicy
Po chwili ciszy kontynuuje. – Wiozłem też ostatnio na debatę Jana Śpiewaka. Trzeci w sondażach. Wiem, że zajmuje się reprywatyzacją, nielegalnie przejętymi kamienicami, sprawami lokatorskimi, to mu mówię. Na Mokotowie mam taką sytuację, że ze względu na jakieś niejasne roszczenia do gruntów, lokatorzy nie mogą wykupić swoich mieszkań na własność. Nie przeszkadzało to jednak staremu, wysokiemu funkcjonariuszowi milicji, aby oddał państwowe, stumetrowe mieszkanie w ramach zadośćuczynienia swojej byłej żonie. Ona na tym państwowym mieszka jak we własnościowym, a my możemy o tym pomarzyć – opowiada. – I co poradził panu Śpiewak? – dopytuję. – Słuchał, słuchał, kiwał głową, i rzucił: ”Wiele jest jeszcze niesprawiedliwości w tej Warszawie”. Tyle - odpowiedział mi kierowca.
- Niech pan to opisze, co się dzieje z tymi wyborami w Warszawie. Wszyscy chodzą po telewizjach i klepią wyuczone formułki, a nie mają pojęcia o mieście. Czy od delegalizacji ONR-u zmniejszą się korki? Rozdawanie jabłek przyspieszy budowę kolejnej linii metra? Niedobrze mi się już od tego robi – usłyszałem, gdy wychodziłem już z auta.
Gdzie się podziała samorządność?
Oczywiście, jak to bywa z politycznymi plotkami, każdą z nich trzeba podzielić przynajmniej na pół. Może Trzaskowski pytał o postępy w budowie konkretnego odcinka obwodnicy, ale o samych planach wiedział. Może Śpiewak był po prostu zmęczony, i nie chciał się wdawać w dyskusję. Może Jaki, jak wszyscy inni ministrowie tego i poprzednich rządów, jeździ limuzynami, bo takie przysługują mi prawa, których nie ma powodu się wyzbywać? Nie wiem, ale bez względu na to, jak opisane rozmowy wyglądały w rzeczywistości i kto jaką miał akurat dyspozycję, jedno nie ulega wątpliwości. Polityka samorządowa coraz częściej przegrywa z polityką partyjną. Regionalne kampanie stanowią proste (aby nie powiedzieć: prostackie) przedłużenie partyjnego spinu. Plakaty operują tabloidową stylistyką i hasłami rodem z Soku z Buraka. Spoty telewizyjne straszą, przed łaknącą krwi buntowniczą opozycją. Rząd kradnie miliony, a Kaczor odpowiada za podwyżki cen masła.
Rozumiem, że takie kampanie prowadzi się łatwiej, ale jeśli rozpolitykowana do granic rozsądku Warszawa zaczyna już się w tym sosie dusić, oczekując realnych zmian w życiu codziennym, a nie rytualnego sporu PO-PiS-u, podgryzanego przez lewicę i ruchy miejskie, to co dopiero reszta Polski. Wiem, że to marzenie ściętej głowy, ale szczerze liczę, że jeśli nie w tych, to w następnych wyborach, społeczeństwo pokaże żółtą kartkę wszystkim partyjnym spadochroniarzom i przebierańcom. Takim, którzy chcieliby ”miast ambitnych”, albo ”wolnych od faszyzmu”, ale nie znają planów przebiegających przez nie dróg i mostów.
Marcin Makowski dla WP Opinie