Makowski: "W Polsce o klimat walczy się jedną bronią. Hipokryzją" [OPINIA]
Gdyby mierzyć wkład polskich polityków w walkę ze zmianami klimatycznymi i globalnym ociepleniem, należałoby wymyślić nową jednostkę układu SI: hipokryzjan. Tak często odwracają oni kota ogonem, czyniąc z poważnego tematu narzędzie doraźnej walki partyjnej.
"42 stopnie Celsjusza dzisiaj w Warszawie przed 17:00. Rząd PiS ignoruje zmiany klimatyczne i potrzeby Polaków, którzy chcą zadbać o przyszłość. Dlatego Warszawa i samorządna Polska biorą sprawy w swoje ręce. Życie i zdrowie Polaków są naszym priorytetem" - zatweetował Kamil Dąbrowa, rzecznik prezydenta Rafała Trzaskowskiego ze swojego SUV-a z 2,5 litrowym silnikiem, z maksymalnie odkręconą klimatyzacją w środku.
- Energia atomowa budzi duże wątpliwości co do bezpieczeństwa. Dzisiaj modny jest serial "Czarnobyl". Może warto przeczytać kilka książek na ten temat i zobaczyć, jakie są konsekwencje, kiedy nie mamy kontroli nad tym, co tam się dzieje – powiedział Robert Biedroń w porannym programie Onetu. Jako alternatywę energetyczną wskazując "na to, czego mamy w nadmiarze, czyli na słońce".
W tym samym czasie w Pobierowie w środku lasu wycina się 1500 drzew i buduje największy hotel w Polsce. W Puszczy Noteckiej, pomimo braku zezwoleń i osuszeniu części jeziora, w najlepsze trwa budowa gigantycznego zamku. W Częstochowie planuje się wyciąć ponad 7100 drzew wzdłuż alei Wojska Polskiego pod remont drogi. Nikomu to nie przeszkadza, władze rozkładają ręce. A może walkę o przyrodę, klimat i przyszłość naszej planety powinno się zacząć od takich, pozornie nieistotnych przy skali problemu rzeczy? Zamiast partyjnych nawalanek albo mrzonek o alternatywie dla atomu w Polsce, one zrobią różnicę.
Łatwe odpowiedzi na trudne pytania
Łatwo jest bowiem mieć pretensje do rządu, że ten nie umiał zatrzymać wakacyjnej fali upałów na granicy z Polską, sugerując, że w politycznej kontrze jedno miasto w porozumieniu z samorządowcami odwróci wektor katastrofy. Łatwo nie rozumieć, że za tę katastrofę w dużej mierze odpowiedzialność ponoszą dzisiaj USA, Chiny i Indie, emitujące ponad 50 proc. globalnej produkcji CO2 do atmosfery. Bez woli tych państw, jesteśmy jak kropla w oceanie.
Prosto jest również pomstować na elektrownie atomowe, bo widziało się popularny serial, nie mając świadomości, że w reaktorach III generacji podobne zaniedbania jak w Czarnobylu po prostu nie mogą się wydarzyć, a energia jądrowa jest najbezpieczniejszą na świecie pod względem ofiar na wytworzone kilowatogodziny. Miło jest także zapowiadać zastąpienie jej i węgla odnawialnymi źródłami energii, w sytuacji, w której podobna transformacja przeprowadzona za szybko, uzależniła by Polskę od dostaw rosyjskiego gazu na dobre.
Czy słońce, bo akurat jest ciepło, może być alternatywą energetyczną dla naszego kraju? Wystarczy zerknąć na dane statystyczne, które wbrew potocznej intuicji pokazują, że liczba godzin słonecznych na miesiąc w Polsce spada. No ale czy wielkie rozwiązania wielkich problemów nie brzmią ambitnie, w sam raz na miarę wielkich polityków?
Zmiany na lepsze na wyciągnięcie ręki
Może zamiast tego warto się skupić na walce z łatwymi do zdiagnozowania patologiami, które w namacalny sposób szkodzą przyrodzie, a dzieją się tuż pod naszym nosem? Weźmy wspomniany hotel-moloch w Pobierowie. Aby postawić 13-kondygnacyjny, mieszczący 3 tys. gości wysokościowiec z całorocznym lodowiskiem w środku, trzeba było na 30 hektarach gminy Rewal wyciąć ponad 1500 zdrowych drzew.
Dodatkowo, aby połączyć Pobierowo z hotelem, należało wykupić od Lasów Państwowych grunty, planując kolejną masową wycinkę prawie 180 drzew. Gdzie byli w tym czasie politycy i ekolodzy, którzy z takim zapałem wypowiadali się o "rzezi drzew" w przypadku budowy kanału Mierzei Wiślanej?
Może byli tam, gdzie były wójt gminy Rewal, Robert Skraburski, który wydał właścicielowi obiektu Tadeuszowi Gołębiewskiemu zgody na budowę? Pomimo świadomości obciążeń sieci elektrycznych, zmiany statusu kurortu, będącego do tej pory zaciszem nad Morzem Bałtyckim oraz impaktu ekologicznego (śmieci, spaliny, zużywana woda, etc.), nie widział przeciwskazań. Nie widziała ich również władza centralna, ciesząca się zapewne z "rozwoju" regiony. Dzisiaj, podwójnie, cieszyć się musi również Skraburski, który zupełnie przypadkowo został dyrektorem hotelu. Cieszą się również właściciele zamku w Stobnicy, którzy budując go pomimo łamania licznych przepisów i bez odpowiednich zezwoleń, kontynuują zabawę w średniowiecznych kamieniarzy w najlepsze.
Działania zamiast wizji
Tutaj właśnie leży pies pogrzebany. Polska klasa polityczna, zafiksowana na doraźności oraz traktująca każdy cywilizacyjny problem w kategoriach wyborczych, okazuje się rażąco nieskuteczna, gdy ma możliwość działania w obszarze swoich kompetencji.
W wizji Mateusza Morawieckiego Polskę przez klimatyczną apokalipsą uratują setki tysięcy rodzimych samochodów elektrycznych. Dla Roberta Biedronia wystarczy, że w ciągu 15 lat pozamykamy kopalnie i jakoś to będzie. Kamil Dąbrowa sądzi natomiast, że ta czy inna władza własnoręcznie steruje klimatem na złość opozycji.
A gdyby tak zrobić coś szalonego i np. nie wycinać 7 tys. drzew w Częstochowie, 1700 w Pobierowie, Bóg wie ilu w Puszczy Noteckiej, działać rozważniej w Białowieży, planować zrównoważone ekologicznie inwestycje? Wtedy na pewno nie zostałoby się ich dyrektorem, a przecież o to, a nie walkę ze zmianami klimatycznymi, gra się toczy? Bo Polscy politycy nie walczą o klimat. Oni walczą ze sobą, prawda? Choć tego nie cierpię, mam nadzieję, że się mylę.
Marcin Makowski dla WP Opinie