Jacek Żakowski: Zabijanie państwa śmiechem
Jeśli ktoś chce kogoś faktycznie nakłonić do zbrodni, robi to inaczej. Ale w tym przypadku prokuratura nie może tego wiedzieć, bo nie chce tracić okazji zdobycia punktów u szefa. Dlatego nie tylko wszczyna dochodzenie, ale też wydaje komunikat na najwyższym szczeblu. Setki razy czytałem podobne wpisy pod własnym adresem i nigdy żadnego dochodzenia, ani tym bardziej komunikatu, nie było. Ostatnio słynny ksiądz Jacek Międlar zamieścił zdjęcie posłanki Nowoczesnej z dopiskiem "Kiedyś dla takich była brzytwa”. Sens taki sam, jak w przypadku twitterowego wpisu o Kaczyńskim. A komunikatu Prokuratury Krajowej jakoś brak - pisze Jacek Żakowski dla WP Opinii.
- Straszna w Polsce nuda - powiedział Jerzy Andrzejewski.
- Nuda! - odpowiedział Kisiel, czyli Stefan Kisielewski.
- Trzeba by coś z tym zrobić - stęknął Andrzejewski
- Zabijmy Gomułkę! - rzucił Kisielewski.
Łyknęli po jeszcze jednym kieliszku i wrócili do żon, które na moment zostawili same w salonie.
Był schyłek lat 60., już dobrze po Marcu 1968, ale jeszcze przed obaleniem Gomułki rządzącego Polską od 1956 r. Andrzejewski i Kisielewski byli znanymi, skłóconymi z władzą, pisarzami. Kisielowi komuna odebrała paszport i prawo publikowania w PRL. Na książki Andrzejewskiego był zapis cenzury.
Wkrótce po tej rozmówce przyjaciel Kisielewskiego, prof. Stanisław Stomma, wybrał się do Zenona Kliszki (formalnie wicemarszałka sejmu, faktycznie drugiej osoby w partyjnej hierarchii), by prosić o zdjęcie kar z Kisiela. Kliszko się wściekł.
- A wie pan, co on chciał zrobić?!
- Co, panie marszałku?
- Chciał zabić Gomułkę! Razem z Andrzejewskim.
- Niemożliwe.
- A chce pan zobaczyć zapis tej rozmowy?…
Kiedy zdenerwowany Stomma robił przyjacielowi wymówki, że nic mu nie powiedział o tak poważnym zarzucie, Kisiel rozpaczliwie grzebał w zamglonej wódką pamięci, nim sobie przypomniał sytuację, w której palnął coś o zabijaniu I Sekretarza. Nie miał pojęcia, że ktoś zwrócił na jego słowa uwagę. Władza podsłuchiwała, sekowała i utrudniała życie, ale najczęściej wściekała się prywatnie, a publicznie wolała milczeć, by się nie ośmieszać.
Dlaczego wspominam tę sytuację sprzed lat? Dzisiaj obozowi władzy nie przychodzi do głowy, że może być śmieszny. I coraz częściej o tym, że jest śmieszny nie ma pojęcia. „Jak takie wpisy mają się do państwa prawa, Panie Ministrze @ZiobroPL - Prokuratorze Generalny…?!” - napisał na Twitterze Piotr Cywiński z „Wprost”, kopiując wrzucony przez kuba1kuba tweet o treści: „Miałem tego nie pisać, ale napiszę. Kaczyńskiego trzeba będzie zabić”.
Podpuszczony przez dziennikarza minister zareagował niezwłocznie (podobnie jak chwilę wcześniej w przypadku smsa innego dziennikarza o zatrzymaniu przez policję osób, które sprofanowały grób Bolesława Bieruta)
. Dzień po wrzuceniu tweeta Prokuratura Krajowa wydała komunikat: „W dniu 12 sierpnia 2016 roku Prokuratura Okręgowa w Warszawie z urzędu wszczęła postępowanie przygotowawcze w sprawie publicznego nawoływania do zabójstwa Prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego na portalu twitter.com przez jednego z użytkowników tego portalu, tj. o czyn z art. 255 par. 2 kodeksu karnego. (…) Przestępstwo z art. 255 par. 2 kodeksu karnego zagrożone jest karą do 3 lat pozbawienia wolności.”
Nie wiadomo, czemu Prokuratura Krajowa sądzi, że Kuba1Kuba miał na myśli akurat tego z ponad jedenastu tysięcy mieszkających w Polsce Kaczyńskich. Państwo się pewnie domyślacie. Może ja również się domyślam. Ale dla prokuratora domysły to trochę za mało. A dla sądu – tyle co nic. Czy zdaniem Prokuratury Krajowej i Okręgowej ten Kaczyński jest tak wyraźnie bardziej irytujący niż inni Kaczyńscy? Jak prokurator zamierza to udowodnić przed sądem? Co więcej, zabicie dowolnego Kaczyńskiego byłoby przestępstwem, podobnie jak zabicie każdego innego człowieka. Czy jeżeli Kuba1Kuba oświadczy, że chodziło mu o innego Kaczyńskiego, ale nie powie o którego konkretnie i śledztwo w sprawie nawoływania do zabójstwa Prezesa zostanie umorzone, to sprawca pozostanie bezkarny? Bo postępowanie dotyczy przecież tylko akurat tego Kaczyńskiego.
Gruba sprawa, choć głupia. A sprawa Kisiela była jeszcze grubsza. I w PRL-u była przecież kara śmierci! Za podżeganie do politycznego mordu, a faktycznie zapewne do zamachu stanu, można było z bańki przywalić Kisielowi ze 20 lat. Ale prokuratura nie była wtedy na tyle głupia, by ośmieszać Gomułkę ścigając Kisiela pod głupim zarzutem. Dzisiaj jest inaczej. Nie tylko prokuratura nie traci żadnej okazji, by zademonstrować Prezesowi swą czujność i wierność, nawet jeżeli go to publicznie ośmiesza, bo przecież każdy wie, że taki tweet nie jest faktycznie żadnym podżeganiem, a tylko erupcją głupoty, głupim żartem, metaforycznym wybuchem emocji czy inną bzdurą pozbawioną faktycznego znaczenia.
Jeśli ktoś chce kogoś faktycznie nakłonić do zbrodni, robi to inaczej. Polskie orzecznictwo jest tutaj wyraziste. Nie wystarcza samo wezwanie. Trzeba uprawdopodobnić, że może ono mieć rzeczywisty skutek i że był on faktycznym zamiarem. Ale w tym przypadku prokuratura nie może tego wiedzieć, bo nie chce tracić okazji zdobycia punktów u szefa. Dlatego nie tylko wszczyna dochodzenie, ale też wydaje komunikat na najwyższym szczeblu. Setki razy czytałem podobne wpisy pod własnym adresem i nigdy żadnego dochodzenia, ani tym bardziej komunikatu, nie było. Poza sprawą słynnej listy RedWatch, w której przesłuchano mnie jako jednego z wielu poszkodowanych (i na tym bodaj się skończyło). Ostatnio słynny ksiądz Jacek Międlar zamieścił zdjęcie posłanki Nowoczesnej z dopiskiem "Kiedyś dla takich była brzytwa”. Sens jest taki sam, jak w przypadku wpisu o Kaczyńskim. A komunikatu Prokuratury Krajowej jakoś brak.
Problem polega na tym, że, niestety, nie jest to incydent. Zanim PiS doszedł do władzy, jakaś głupia prokuratura wspierana przez ABW też prowadziła głupie śledztwa i stawiała głupie zarzuty z powodu głupich internetowych wpisów. Nie pomogło to poprzedniemu rządowi, a zwłaszcza prezydentowi, którego gorliwcy chronili operetkowo, ale - bez względu na wiek - z realnym kosztem dla autorów głupot. Rzecz w tym, że aparat państwa od lat coraz mniej dba o to, by nie ośmieszać swego pracodawcy w oczach obywateli i świata, a coraz bardziej o to, by przypodobać się swoim przełożonym. To się nie zaczęło za PiS, ale za PiS osiągnęło nieznaną wcześniej skalę i wciąż się pogłębia.
Kabaretowe odwoływanie przez świeżo powołaną Radę Mediów Narodowych prezesa TVP SA, odwoływanie jego odwołania po rozmowie z Prezesem i objaśnianie, że odwołanie to nie odwołanie, choć jednak odwołanie, dało asumpt do niekończących się żartów.
Koszmarne artystycznie pomniki rodziny Prezesa obsesyjnie stawiane przez rozmaitych gorliwców już dzisiaj wygrywają na olimpiadzie kiczu nie tylko z koszmarkami upamiętniającymi Jana Pawła II, ale też z sowieckimi pomnikami wdzięczności.
Tysiąc dwieście osiemdziesiąta szósta nowelizacja ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, którą Sejm uchwala, jak Prezes sobie życzy, od razu oznajmiając, że wkrótce uchwali następną, ośmiesza porządek prawny, parlament, prezydenta i powagę sądów.
Sędzia TK oświadczający, że Trybunał nie może podważać decyzji suwerena, czyli parlamentu, któremu Prezes dyktuje ustawy, ośmiesza zasadę trójpodziału władzy, Trybunał i siebie, bo stwierdza, że ma zamiar brać pieniądze za nic.
Minister Kultury, który na podstawie opinii pisanej przez publicystę kwestionuje stworzoną przez wybitnych historyków i muzealników koncepcję Muzeum II Wojny Światowej, ośmiesza swój urząd i siebie, bo wszyscy wiedzą, że chodzi o zrobienie na złość Tuskowi, którego Prezes nie cierpi, a który to muzeum wymyślił.
Wicemarszałek Sejmu, chwalący się na Facebooku, że płynął łódką z Prezesem, jakby był nastolatką żeglującą z Justinem Biberem, zadaje cios powadze swego urzędu i wystawia na śmieszność Prezesa pozującego do zdjęcia jak manekin.
Nie chodzi o meritum. W każdym przypadku władza ma jakieś dobre racje lub jakiś sensowny cel. Przykładowo państwo powinno coś robić, by w internecie nie mnożyły się wezwania do przemocy. Ale czy prokurator musi być aż tak ostentacyjnie usłużny, żeby w komunikacie podkreślać, że broni Prezesa? Gdzieś tu mamy problem. Psychoanalitycznie to się daje objaśnić wyłażeniem spod garbowanej przez wieki pańszczyźnianej skóry naszej feudalno-niewolniczej natury odradzającej się po drugiej nieudanej próbie zainstalowania w Polsce demokracji. Nie jest to może przyjemne, ale też nie powinno dziwić. Kultury i porządki społeczne zmieniają się w dialektycznych mękach. Wiadomo, że Bóg pisze prosto po liniach krzywych (czasami po bardzo krzywych). Zwłaszcza kiedy pisze historię. A na ostrych wirażach zawsze znajdujemy grozę i śmiech - jak to na rollercoasterze.
Ludzie do tego przywykli. Zwłaszcza w Polsce. Ale państwo do tego nie przywyka. Państwo wymaga powagi. Bez niej nie funkcjonuje. Albo funkcjonuje źle i rozkłada się od środka. Śmiech to zdrowie, ale dla państwa śmieszność to samobójstwo. Prezes powinien to swoim podwładnym powiedzieć, bo nikogo innego nie słuchają. I nie posłuchają.
Jacek Żakowski dla WP Opinii
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.