Gadka o ataku Złego lub złych na Kościół nie pomoże w wyjaśnianiu bolesnych spraw
Istnieje szereg przykładów, że żadna instytucja nie jest w stanie oczyścić się sama – na pewnym etapie potrzebna jest pomoc z zewnątrz. Tymczasem prymas Polski zapowiedział, że do końca listopada powstanie dokument o wykorzystywaniu seksualnym małoletnich przez duchownych. Dokument wewnętrzny.
1670, 3677, 9/11 – tymi liczbami niemiecka prasa opisuje kolejną już odsłonę skandalu pedofilskiego w Kościele rzymskokatolickim w Niemczech.
1670 – to liczba zidentyfikowanych sprawców.
3677 to liczba ofiar.
A 9/11 to symbol 11 września – przypomnijmy, że abp Georg Gänswein, osobisty sekretarz dwóch papieży (Benedykta XVI i Franciszka) tak określił rozmiar skandalu, który ogarnął Kościół w obydwu Amerykach, Australii i Europie.
Biskup Stephan Ackermann: To zaniżone liczby
Liczby dotyczą spraw badanych w latach 1946-2014. Dwie pierwsze liczby pojawiające się często z hasztagami to tylko symbole, gdyż świeccy eksperci powołani przez niemiecki episkopat, a także biskup Stephan Ackermann odpowiedzialny ze strony Kościoła za skandal zgodnie stwierdzają, że te liczby są mocno zaniżone.
Pochodzą z bezpośrednich relacji poszkodowanych i z akt niektórych diecezji, bo jak się okazało nie wszystkie diecezje udostępniły archiwa (w tym konserwatywna i najbogatsza archidiecezja kolońska), a kryminolodzy badający sprawę (jeden odszedł już na początku prac komisji) stwierdzili, że niemała część dokumentacji jest albo zniszczona, albo spalona.
Podczas konferencji prasowej przed jesiennym zebraniem plenarnym niemieckiego episkopatu w Fuldzie, jedna z dziennikarek zapytała kardynała Reinharda Marxa, czy pośród 60 biskupów znalazłby się choćby jeden lub dwóch, który by przyznał się do osobistej odpowiedzialności za zaniedbania i tuszowania za skandale. Padła odpowiedź "nie", którą tłumaczono m.in. zmianą pokoleniową w episkopacie. Tylko raz zdarzyło się, że jeden z czynnych biskupów oskarżył swojego poprzednika o molestowanie, gdy ten już nie żył.
Problem nie został zrozumiany
Co to ma wspólnego z Polską i Kościołem rzymskokatolickim w Polsce? Wszystko!
Doświadczenia naszych niemieckich sąsiadów pokazują, że powoływanie kościelnych komisji i opracowywanie kościelnych dokumentów pisanych najczęściej przez kościelnych ekspertów i wdrażanych przez kościelnych funkcjonariuszy po prostu nie działa.
Niekościelne w sprawie są najczęściej zewnętrzne naciski (media, które wywlekają skandale na światło dzienne tak, jak to było ostatnio w Niemczech czy USA) albo niektóre z ofiar, dla których Kościół to synonim skorumpowanej i zdemoralizowanej instytucji zainteresowanej jedynie dobrym wizerunkiem i konfiturami.
Prymas Wojciech Polak zapowiedział po zebraniu Konferencji Episkopatu Polski w Płocku, powstanie dokumentu, który ma pomóc w komunikacji ze społeczeństwem i powołując się nad roztropnością biskupów zadeklarował, że hierarchowie poświęcili dużo czasu podczas swojego spotkania.
Oczywiście, biskupom można za to podziękować lub nie, że poświęcili swój bezcenny czas, że powstanie dokument i wszystko zmierza ku dobremu i żadnemu dziecku nigdy nie spadnie już włos z głowy. Tyle, że doświadczenia międzynarodowe skonfrontowane z polskimi dobitnie dowodzą, że problem nie został zrozumiany.
W Polsce oprócz ofiar znaleziono kozły ofiarne w postaci homoseksualnych księży czy homoseksualizmu w ogóle, tudzież wybierając coraz mniej chwytliwą gadkę o ataku Złego lub złych na Kościół. O instytucjonalnej winie, kulturze milczenia i duchowej przemocy, tuszowania i zawodowej solidarności – czyli elementów składowych klerykalizmu, prawie w ogóle.
Prymas Polak odwołał się do szkoleń prowadzonych przez jezuitę o. Adama Żaka jako przykładu realnych działań, podczas gdy on sam w rozbrajającym wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego (38/2018) przyznaje, że jest problem nawet w dotarciu do osób przeszkolonych. Jedynie 18 spośród 44 diecezji opublikowało na swoich stronach dane kontaktowe do diecezjalnych delegatów teoretycznie przeszkolonych, jak pomagać ofiarom.
Tylko paru biskupów odpowiedziało na apel
Zatem w większości diecezji takiej informacji nie ma. Dlaczego?
- Niech pani pyta biskupów. Ja nie mam odpowiedzi – mówi o. Żak. Ani nie wygląda to na priorytetowe potraktowanie sprawy, ani też nie przydaje wiarygodności. Nie zmieni tego żaden dokument, żadna deklaracja, żadna konferencja prasowa, ani nawet publiczne bicie się w piersi, bo problem – co też zauważył o. Żak – "to coś więcej niż tylko klerykalizm w potocznym rozumieniu. To jest kwestia pewnej kultury korporacyjnej, gdzie grupa osób obdarzonych władzą i zaufaniem robi wszystko, żeby nikt nie zabrał im władzy i zaufania".
To, że powstanie dokument episkopatu nt. pedofilii w Kościele nie jest przecież niczym złym.
Zadziwia natomiast tempo i czas, w którym takie działania są podejmowane. Tylko paru biskupów przedstawiło statystyki ze swoich diecezji, ale nigdzie nie pojawiło się pytanie o winę i odpowiedzialność. Pojawiają się pojedyncze osoby – księża, którzy albo nie żyją albo zostali zlaicyzowani.
Nie nastąpiła (póki co) żadna refleksja nt. procedur, bezpośredniej odpowiedzialności biskupów tudzież innych czynników kościelnych. I z wielkim prawdopodobieństwem można powiedzieć, że przyczyna jest jedna: tam, gdzie, śledztwo prowadzą niezależne, niepowiązane z władzą kościelną struktury państwowe kadrowo wsparte przez ofiary przestępstw, tam sprawy zmierzają w odpowiednim kierunku – brutalnego oczyszczenia i – co zupełnie nie dziwi – niewiarygodnej gotowości lokalnych episkopatów do współpracy z organami ścigania i komisjami, celem ograniczenia dalszych szkód.
Potrzebna jest pomoc zewnętrzna
Żadna instytucja nie jest w stanie oczyścić się sama – na pewnym etapie potrzebna jest pomoc lub interwencja z zewnątrz choćby w postaci audytu, a dla Kościoła, szczególnie ustrukturyzowanego hierarchiczno-feudalnie w kurialnych strukturach władzy, to ogromny problem i wyzwanie.
Uważna lektura raportów, wypowiedzi Kościołów doświadczonych pedofilskim tsunami, autorów wielu już książek poświęconych pedofilii, powinna podpowiedzieć nie tylko roztropne, ale i zdecydowane rozwiązania wychodzące poza deklaratywną mantrę "najbardziej zależy nam na dobru ofiar”.
W przeciwnym razie sprawa ugrzęźnie do kolejnego skandalu lub argumentacyjnej płycizny, że wszystkiemu winny jest albo celibat, albo homoseksualizm, albo, że Kościół to samo zło. Stąd już tylko krok do kolejnego splunięcia ofiarom w twarz i ryczałtowego obrzucenia błotem wszystkich księży i nawet biskupów.
Tak się rodzi barbarzyństwo zbiorowej odpowiedzialności i antyklerykalnego populizmu.